Stary kaflowy piec z ogniem buzującym pod blachą aż prosi, by przygotowywać na nim zimowe eliksiry. Chyba mogę powiedzieć, że zimowa aura wymusiła na mnie opracowanie niezliczonej ilości aromatycznych napojów, często z dodatkowymi procentami. Bo przecież nic tak nie rozgrzeje po zimowej wycieczce lub pracy na dworze, jak grzaniec.
Na święta zaplanowałam wersję de luxe, korzystając z wygranej w konkursie: słoiczka malin w miodzie firmy
Be Harmony .
Nim przejdę do przepisu, parę słów o firmie Be Harmony i ich produktach. Sklep specjalizuje się w zdrowej żywności. W ofercie ma owoce i warzywa w miodzie, batony owocowe, herbatę, płatki i domowe przetwory. W słoiczku, który dostałam były liofilizowane maliny, miód akacjowy, kawałeczki pomarańczy i cytryny. Zwartość słoika pachniała obłędnie ciepłym latem, jednak jeść łyżeczką się nie dało z nadmiaru miodowej słodyczy. Natomiast w zestawieniu z wytrawnym winem tworzyło harmonijna kompozycję smakową.
Składniki na 3 porcje :
Słoik malin w miodzie
butelka 0,7l wytrawnego czerwonego wina
3 kawałki kory cynamonowej
kilka plasterków imbiru
pomarańcza
kilka gwiazdek anyżu
kilka goździków
Wykonanie: pomarańczę parzymy i szczotkujemy, kroimy w plastry. Do litrowego garnka wlewamy wino, dodajemy pozostałe składniki (pozostawiając 3 plasterki pomarańczy i kilka malin do dekoracji). Powoli podgrzewamy, pozwalając, by przyprawy korzenne oddały swój aromat. Gdy wino osiągnie temp. ok. 60 stopni. Wyławiamy korę cynamonu. Do wysokich grubych szklanek ( u mnie świetnie sprawdzają się szklanki do latte) wkładamy po kawałku kory i plasterku pomarańczy, łyżeczce malin, wlewamy wino z korzeniami. Pijemy póki ciepłe.
Inny przepis na grzaniec znajdziecie tu:
cydrowy grzaniec
Pychota. Może w weekend sobie zrobię.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie trunki - masz rację, nic tak nie rozgrzewa!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Ja bym zaproponował mała modyfikację - korzenie najpierw bym zagotował w minimalnej ilości wody, bo 60 stopni to dla oddania aromatu zdecydowanie za mało. Jednocześnie zmniejszyłbym ilość goździków do 2-3, za bardzo specyficznie podbijają i aromat i smak. A poza tym pychota! :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
Dziewczyny, no ba! Grzańce są ekstra!
OdpowiedzUsuńKneziu, my uwielbiamy goździki, stąd ich popularność w naszych trunkach. Jeśli podgrzewamy wino powoleńku ( a tak podgrzewa sie na blasze) to korzenie oddają co mają najlepszego.
Taki napój dla spragnionych to rozumiem, a nie woda. Chociaż dość krzepki jest, skoro zawiera kwaterkę wina. Anno, wypiłaś całą szklanicę?
OdpowiedzUsuńKrzysztofie, jeśli będziesz u nas nocował, to na 100% takim bądź podobnym trunkiem Cię uraczymy! Cała szklanicę wypiłam, ale ... rumieńców nabrałam, że hej!
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że zrobię sobie latem maliny w miodzie, ale okazuje się, że one nie na surowo:-) lubię grzańce, i też rumieńce wykwitają na policzkach po pobycie na świeżym powietrzu, a jakie spanie potem:-)
OdpowiedzUsuńMuszę to wypróbować na moim winku malinowym - powinno ładnie rozgrzewać. :)
OdpowiedzUsuńRumieńce staram się wyobrazić sobie. Musiały być urocze :-)
OdpowiedzUsuń