No... Gdybym zdjęła z haka na strychu szosówkę, to obróciłabym w cztery godziny, licząc z pogaduszkami to tu, to tam, a zdjęcia miałabym tylko ze stoisk z jedzeniem. Ale nie zniosłam szosówki, tylko wsiadłam na zieleninikę i się zaczęło...
Wycieczka po bezdrożach Pogórza Izerskiego
Początkowo było ok. zgodnie z planem i mapą. Pierwszy przystanek zrobiłam w Kłopotnicy, gdzie po dobrych 5 latach korespondencji blogowej wreszcie poznałam przesympatyczną rodzinkę z bloga Daleko od szosy. Pogawędziliśmy dobrą chwilę, wymieniliśmy się telefonami i obiecali się czasem nawiedzać :)W świetnym humorze ruszyłam dalej na Grudzę, Janice. Pasiecznik. W Grudzy tradycyjnie zrobiłam kilka zdjęć na punkcie widokowym, jednocześnie obserwując mgłę w wyższych partiach gór. W myślach pogratulowałam sobie, że zrezygnowałam z wjazdu na któryś szczyt, bo nie dość, ze zmarzłabym we mgle, to jeszcze nic bym nie zobaczyła. W Pasieczniki na chwilę wjechałam na krajówkę Jelenia Góra - Zgorzelec, żeby dojechać do Barcinka. Stamtąd chciałam pojechać w stronę zapory na Bobrze i dalej do Siedlęcina. Kiedyś już tak jechałam. Ta... tylko wtedy miałam cienkie oponki i trzymałam się asfaltu. Tym razem zamiast spokojnie skręcić w lewo i jechać przed siebie, skręciłam w prawo... Najpierw był asfalt, fakt. Potem bazaltowy tłuczeń. Wjechałam w niezwykle malowniczy bukowy las. Przede mną pojawiły się niewysokie, ale bardzo strome wzgórza, a ja jechałam głęboka doliną... Było pięknie. Las, skały, słońce, strumień... Góra- dół, góra- dół. Lubię taką jazdę. Droga wiła się między wzgórzami, a ja dawno straciłam orientację, gdzie też mogę być... W pewnym momencie trafiłam na oznakowaną pieszą ścieżkę, ale nie pojechałam nią, bo mój dukt był ładniejszy. Tylko, że jak to bywa z drogami leśnymi, czasem kończą się na wielkim placu z drewnem. Moja droga prawie tak się skończyła. Prawie, bo na placu nie było drewna tylko rozjeżdżone koryto strumienia, czyli wielkie błoto z koleinami po ciężkim sprzęcie... Ze zdziwieniem odnotowałam tez fakt, że jestem zaledwie kilkadziesiąt metrów błota od krajówki. Chwilę mi zajęło, nim wypatrzyłam miejsc mniej błotnistych i jakoś dotarłam do ledwo widocznej leśnej ścieżki, która biegła w zadawalającym kierunku. I tą ścieżynką dojechałam do asfaltu. Chwilę później skręcałam w dobrze mi znaną drogę do Siedlęcina.
Targ rolny w Siedlęcinie
Przed wieżą mieszkalną panował niewielki ruch, więc zaczęłam się martwić, że nie spotkam już Inkwizycji, dla której tak naprawdę tu przyjechałam. Na szczęście wystawcy jeszcze byli, choć powoli zaczynali pakować swoje ekspozycje. Przywitałam się koleżanką, chwilę pogadałyśmy, obejrzałam stoiska, które przyciągały wzrok pysznościami: pieczywem, serami, wędlinami, przetworami z owoców, warzyw, ziół.Targ rolny nastawiony jest przede wszystkim na mieszkańców pobliskiej Jeleniej Góry, którzy spragnieni ekologicznej żywności zaopatrują się u izerskich rolników. Pomysł umiejscowienia tej imprezy przy zabytkowej wieży wydaje się genialnym, wielu spacerowiczów i turystów odwiedza to miejsce oraz pobliskie schronisko Perła Zachodu czy zabytkową elektrownię wodną. Wydaje mi się jednak, że trzeba targ w Siedlęcinie jeszcze bardziej rozreklamować, bo proponowane przez wystawców produkty są genialne!
Samej wieży tym razem nie zwiedzałam, bo byliśmy tu kiedyś rodzinnie, wspólnie zachwycając się unikatowymi malowidłami.
Powrót odbył się bez niespodzianek, z Siedlęcina pojechałam w stronę Cieplic, tam skręciłam na Rybnicę i drogą wzdłuż torów kolejowych dojechałam do Starej Kamienicy. Stamtąd już prościutko do domu przez Kwieciszowice, Proszową, Przecznicę.
Do domu dotarłam akurat na obiad, po którym zasiedliśmy przed telewizorem i z wypiekami na twarzy obejrzeliśmy Turniej Czterech Skoczni i wielki triumf Kamila Stocha.
:) To ci przygoda...bardzo lubię chodzić na takie ekologiczne targi żywności!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Tez lubię takie targi, tyle dobroci tam można zobaczyć i spróbować.
OdpowiedzUsuńFajne kółeczko zrobiłaś i nie weszłaś nawet na wieżę czy kawę do perły zachodu - imponujące. Zdrowa żywność ale trudno to zweryfikować i potwierdzić - co innego kozie mleko zrobione własnoręcznie:)
OdpowiedzUsuńPiłem kiedyś owcze, zsiadłe mleko w upalny dzień. Było schłodzone w studni - genialne i ekologiczne.
Andrzeju, w przypadku tego konkretnego targu łatwo zweryfikować, czy ekologiczne- wiem, gdzie znajdują się poszczególne gospodarstwa i jak wytwarzane są produkty :) Perłe Zachodu i Wieżę pewnie w tym roku jeszcze odweidzę, bo i na targ się wybiorę w czasie wiosennej pogody.
OdpowiedzUsuńAle malownicza trasa i nie taka krótka, jak na zimę ;) ciekaw jestem jak z miodami o tej porze roku, bo wokół Gryfowa już lokalni pszczelarze posprzedawali słoiki ze słodkim złotem. mieli coś w Siedlęcinie? a jeśli tak, to jakie ceny?
OdpowiedzUsuńTeż śledzę parę z Kłopotnicy...i też muszę kiedyś w końcu do nich zawitać. oni tu przyjeżdżają co jakiś czas, czy są na stałe?
No właśnie, a nic sobie ode mnie nie wybrałaś... ale to oczywiście nic straconego, nie musisz aż do Siedlęcina jechać ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że pokazałam Padre koziarnię? Co prawda tylko z samochodu i straszna mgła była, a my przejazdem - ale nie mogłam się powstrzymać! Zrobiła wrażenie piorunujące! Niebawem przyjedziemy obejrzeć wnikliwie ;) Buziaki ;)
Pawle, miodu nie było, ale nie wiem , czy w ogóle tego dnia nie było, czy ja się spóźniłam. Jeśli chodzi o Ziłów, to mieszkają w Mirsku, ale zamierzaja w tym roku sprowadzić się już do Kłopotnicy. Wielokrotnie miałam nadzieję, że ich zastanę na budowie, bo często jeżdże tamtą trasą, a widzisz dopiero teraz się udało. Trasa bardzo malownicza. Nie spodziewałam się, ze te pagórki, które widać z okna samochodu między Siedlęcinem a Rybnicą są aż tak cudne! Co do długosci trasy - cóż... lubię trasy długie i wymagające. Tak, bym po powrocie czuła, że gdzieś byłam ;)
OdpowiedzUsuńInkwi, na pewno coś sobie wybiorę (ale nie w Siedlęcinie, bo musiałabym to na grzbiecie targać) Byliście na górce i nawet nie wstąpiliście na chwileczkę :( No nie wierzę!
Kiedyś na stoisku pod wieżą kupiłem ciastka w kształcie podgrzybków. Na nodze nawet ślady ziemi były zrobione z maku i jeszcze czegoś. Widzę słoiki na stoisku z kozimi wyrobami. Popróbowałbym serów w oleju z przyprawami i innych takich rzadkich rarytasów.
OdpowiedzUsuńPamiętam, Krzysiu, jak pisałeś o tym grzybku. Mówisz, że popróbowałbyś rarytasów... a wiesz, zę to się da załatwić? Może Ci jakieś cudo u Inkwizycji zamówię :)
OdpowiedzUsuń