Piękna kwietniowa pogoda i krokusy kwitnące u sąsiadki w ogrodzie wygoniły mnie z domu na rower.Wybrałam kierunek "krokusy".Trochę w tym wyborze maczał palce Ślubny, któremu nie chciało się mojej szosówki ze strychu ściągać i pompować kółek,więc zamiast ujeżdżać asfalty, ruszyłam Zieleninką pod górkę.
Nim jeszcze dojechałam na górny asfalt,drogę zatarasował mi traktor ścigający drewno.Udało mi się go jednak jakoś ominąć, chwilę poprzekomarzałam się z drwalami i ruszyłam pod górę. Na górnym asfalcie skręciłam w lewo i nim się obejrzałam pięłam się na "Cztery drogi"czyli przełęcz pod Kowalówką. Moje jagodowe miejsca rozorane były ciężkim sprzętem :( Nie wiem,czy jagodziska odbudują się do jesieni. A potem moje myśli uciekły tak, jak zawsze dzieje się pod Kowalówką. Znów byłam nastolatką idącą przez pogorzelisko w martwej ciszy. Chyba nigdy nie pozbędę się spod powiek widoku martwego izerskiego lasu. I tej bezkresnej przestrzeni, którą widziało się z nagich szczytów.
Trawersując Kowalowkę i Kamienicę dojechałam do Rozdroża Izerskiego.Tu jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się mapie szlaków rowerowych i doszłam do wniosku, że jeśli z drogi rowerowej nr 7 skręcę w odpowiednim miejscu w prawo, to powinnam znaleźć rezerwat. Dobrze znanym szutrowym duktem śmignęłam w dół. Po lewej stronie szemrał złotonośny potok, po prawej ciemny, chłodny las. I choć jeszcze przed chwilą było mi gorąco,teraz czułam ten leśny,jeszcze zimowy chłód.
Gy zobaczyłam przed sobą skrzyżowanie z drogą biegnącą stromo pod górę, przeczuwałam ,że to właśnie teraz muszę opuścić siódemkę na rzecz bezimiennej drogi w górach (choć nie do końca bezimiennej, bo miała ona chyba oznaczenie drogi pożarowej nr 53. Swoje przypuszczenie potwierdziłam spoglądając na mapy google. Rozglądałam się ciekawie,jadąc nieznanym lasem,choć oprócz drzew niewiele widziałam (e...skłamałabym: przez drogę przebiegły mi kolejno: lis,sarna i wiewiórka)
W pewnym momencie usłyszałam szum samochodów z szosy Świeradów-Szklarska,co oznaczało, że jestem już blisko celu. Jakoż kilkaset metrów dalej zobaczyłam tablice informacyjne. Byłam przy rezerwacie.
Miejsce jest świetnie oznaczone,polana z krokusami została otoczona niewielkim plecionym płotkiem, a nad liliową łąką postawiono platformę widokową. Dzięki temu nie depczemy kwiatów, ale też bez dobrego sprzętu nie sfotografujemy krokusów. Na platformie zobaczyłam...ludzi.Niby normalne, że na szlaku spotyka się ludzi, jednak po mojej stronie Izerów turyści są rzadkością.
Czworo kijkarzy przyszło zapewne od strony szosy, bo rezerwat położony jest jakieś dwa kilometry od niej. Turyści poszli,ja zostałam, przyglądając się krokusowej polanie. Jeśli spodziewałam się spektakularnego fioletu niczym na szczecińskich Błoniach, mogłabym czuć się zawiedziona. Krokusy z Górzyńca mają bladoliliową barwę i dopiero zaczynały kwitnienie. Trzeba było dobrze wytężyć wzrok, by je z platformy dojrzeć. Ja jednak byłam zachwycona, że znalazłam to miejsce i mogę samotnie delektować się ciszą,chłonąc widoki.
Żądnym wiedzy dodam,że stanowisko w Górzyńcu jest jedynym takim miejscem w całych Sudetach! Naukowcy nie są pewni, czy stanowisko jest naturalne, ale opisane zostało już 200 lat temu,więc za takie można je uznać. W pełni rozkwitu doliczyć się można ponad tysiąc roślin!
Drogę na "5 dróg" umiliły mi motyle, które obudziły się pod wpływem słońca. Były to już nie tylko cytrynki, które obserwuję od kilku dni, ale i rusałki: pawik i żałobnik, których jest w Izerach sporo (wszak Góry Izerskie to motyli raj)
Z "5 dróg" do domu jest już blisko,jednak droga po ostatniej ulewie była podmokła, więc pod koniec wycieczki byłam cała utytłana w błocie.
Jaki Twój ślubny wspaniały :D Jego tylko pozorne lenistwo sprokurowało Ci wspaniałą wycieczkę poród pięknych okoliczności przyrody ;) I na dodatek zakończoną "utytłaniem w błocie" ;) :D Pozdrawiam wiosennie :)
OdpowiedzUsuńBłoto podobno zdrowe. W sanatoriach za nim przepadają. Widzę że krótka czuprynka odrobinę zrudziała. Zaczynam się przyzwyczajać. Jeziorko też ładne. Może w wakacje wybierzemy się z Żoną nad jeziora, na kajaki. Podobno w Lubuskim jest ładnie.. No i na ryby, oczywiście już złowione i przygotowane. Za to świeże.
OdpowiedzUsuńZe świąt dziwnych dzisiaj podobno króluje czekolada. Polecam małą tabliczkę dla przyjemności.
Dobry opis trasy to taki, który się czyta i jest się myślami na miejscu :) ten jest jednym z wielu dobrych. Gdy się siedzi w Łodzi, to czytanie takich newsów uspokaja. Skoro one dopiero zaczynają kwitnąć, to pewnie za tydzień będzie już kolorowo. Ale też myślałem zawsze, że są fioletowe, a tu popatrz.
OdpowiedzUsuńObudziłaś mój instynkt wędrowcy-poszukiwacza. Pójść w Twoje śladu i spróbować znaleźć to miejsce. Dwieście lat rosną tam krokusy! Niesamowite.
OdpowiedzUsuńMnie też się zdarza odczuwać zdziwienie na widok ludzi na szlaku.
Anno, tak ładnie wokół, a ja drepczę wśród karuzel...
U mnie w Parku Śląskim też krokusy poszalały;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Krys Tek, często jestem mu wdzięczna, że mu się nie chce, bo wtedy wychodzą najlepsze wycieczki.
OdpowiedzUsuńAndrzeju, u nas też można z borowin skorzystać.wlłosy zrudziały pod qpływem płukanek ziołowych.Lubuskie jest bardzo malownicze, ale wolę Pojezierze Drawskie. Polecam drawskie jeziora. Czekoladą opychałam się bez umiaru. A potem poszłam ją spalić na działce.
Dziękuję Pawle. Też myślałam, że są ciemniejsze.
OdpowiedzUsuńKrzysiu, ano zrobiło się wiosennie. Czytałam u Janka o Waszym niespodziewanym spotkaniu wśród karuzel.
Agnieszko, Park Śląski zawsze mnie fascynował. Ta enklawa zieleni w centrum miejskiego zgiełku.