Z Domku wyjechałam z lekką mżawką, która już za wioską zmieniła się regularny deszcz. Wystrojona w zieloną pelerynę, pod którą schowałam plecak ze strojem na przebranie, wyglądałam niczym zielony balon na zielonych kółkach (mam znów zielone oponki w szosówce!) Po drodze minęłam się z grupą kolarek na treningu, ich radosny świergot rozbrzmiewał zanim wyłoniły się zza zakrętu i długo po tym, jak się minęłyśmy. Jak widać dla dziewczyn każda chwila jest dobra na pogawędkę. W Rębiszowie świeciło słońce, a z jakieś zabłąkanej chmurki padał nadal deszcz,który o chwili ustał. Mozolnemu podjazdowi na Bożą Górę towarzyszyło już pełne słońce, a ja zastanawiałam się, po co mi trzy warstwy ubrań.
Do Kopańca dojechałam całkiem rozgrzana. Przebrałam się w m słowiańską suknię i rozpoczęłam izerskie życie towarzyskie. Stoisko Inkwi usytuowane było między Izerską Lawendą a miodami i serami z Wolimierza. Zrobiło się wesoło, ludzie przychodzili,odchodzili. Przespacerowałam się po jarmarku.Czegóż tam nie było! Rękodzieło wszelakie, jedzonko najróżniejsze, wyroby izerskich twórców i hodowców, zbieranina staroci pamiętających dawno miniony czas. Mnie podobała się pewnie poniemiecka konewka, ale na rower się jej nie dało się zabrać ( ten stary rower widoczny na zdjęciu też mi się podoba)!
A potem zachmurzyło się, wychłodziło, znad gór nadciągnęła mgła i deszcz. Chwile jeszcze potargowałyśmy, Ikwi więcej, ja mniej (ale miodek majowy i syrop różany sprzedałam) i trzeba było się ewakuować z kopańskiej łąki, spakowałyśmy pudła ze słoikami do auta,przebrałam się, wrzucając mokre suknie do samochodu i koleżanka pojechała. Ja wsiadłam na rower i w strugach ulewnego deszczu też ruszyłam przed siebie. Nie było źle, wszak do domu miałam tylko 17 kilometrów. Akurat tyle, by przypomnieć sobie wszystkie przejechane w deszczu maratony z pamiętnym Klasykiem Radkowskim na czele.
Mimo deszczu to był ciekawie spędzony czas, powoli rozpoznaję ludzi,którzy pojawiają się na tego typu eventach, zacieśniam znajomości.
Stary rower super ;) generalnie deszczu nie lubimy :/
OdpowiedzUsuńKrys Tek, ano nie lubimy, a rower bym sobie kupiła, żeby na parady retro jeździć;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, w starych rowerach, podobnie jak i samochodach, jest urok, chociaż nie wiem, gdzie on się tam ukrył.
OdpowiedzUsuńWidok słoików na zdjęciu pobudził moją wyobraźnię i apetyt. Na pewno coś bym dobrutkiego tam wybrał.
Cudowne miejsca I jarmark! Bardzo klimatyczne.
OdpowiedzUsuńFajna sprawa takie jarmarki. Majowy deszcz nie był taki straszny. Woda jest potrzebna. Przyroda pięknieje wtedy. A Ty dzielna DZIEWCZYNKA nie boisz się deszczowej aury.
OdpowiedzUsuńZ pogoda niestety nie wygramy, ale najważniejsze jest to, że są ludzie którym chce się takie imprezy organizować i uczestniczący w nich. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie kiermasze, co ta pogoda!;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Konewkę bym Ci zabrała do auta ;)
OdpowiedzUsuńA wczoraj Tomek-od-lawendy opowiedział mi, że Cię mijał w drodze do domu i był przerażony (a może po prostu pod wrażeniem) Twojej szalonej jazdy w deszczu!
Kurczę, tak się nastawiłem, a nie mogłem wpaść. Muszę zajrzeć na kolejny, bo widzę, że jest w czym wybierać.
OdpowiedzUsuńPawle, koniecznie! Takiej atmosfery pikniku nie znajdziesz nigdzie indziej!
OdpowiedzUsuń