środa, 18 lipca 2018

Na jarmarku w Kopańcu

Do Kopańca wpadam punktualnie o jedenastej. Samochód Inkwizycji już stoi. Parkuję obok i idę poszukać przyjaciółki. Jakoż po chwili widzę, jak wspólnie z Ulką rozkładają swoje wiktuały. Znajduję właściciela terenu i dopytuję, czy mogę obok ustawić swój stolik. Ty masz to malutkie, śmieszne stoisko?

-Tak.
-A stawiaj, gdzie chcesz. -odpowiada i pomaga mi przenieść najcięższy element kramu.
 Gdy cały dobytek stoi już na miejscu mogę wręczyć Inkwi bukiecik macierzanki i złożyć życzenia urodzinowe. Nim pojawią się kupujący mamy trochę czasu na serdeczną rozmowę.
-Piękne meble. - zagaduję stolarza prezentującego fantazyjne zydle, stoliki i ławy. Chwilę rozmawiamy, po czym idę do samochodu po resztę swoich bambetli. Wracam.
-Piękny mebel, to widzę w Twoich rękach.- rzuca stolarz. Ma rację. Mój stołek, pamiętający niemieckie czasy, odnowiony ostatnio przez Ślubnego prezentuje się zacnie.
-Pokaż, no. To jest zabytek.- Stolarz ocenia krzesło fachowym okiem.

- Groszku, groszku! - słyszę natarczywy wołanie. Ależ ktoś ma fajną ksywkę, myślę i... orientuję się, że... chodzi o mnie. Ruda właścicielka stoiska z poduszkami zwraca się właśnie do mnie!
- Groszku, zobacz, czy w tej bluzce będzie mi dobrze?- pyta, prezentując białe koronki.
- Niezła, zwłaszcza jeśli założysz pod nią kontrastowy stanik.
- E... koronki, nieładne- wtrąca pszczelarka z Młyńska .- Sztuczne.
- Jak sztuczne, to odłóż!- podsumowuję.
Po chwili Ruda prezentuje kolejny ciuszek:
- A to? To bierz! Zielone pasuje do nas! - zakręcam się i po chwili reflektuję, że od pół roku nie jestem już rudzielcem z długimi włosami. - No bo wiesz, ja w myślach nadal jestem ruda. - tłumaczę swoją decyzję o ścinaniu włosów na peruki.

Do stoiska Uli podchodzi wysoka atrakcyjna kobieta:
- Ula, szybko, co masz najsłodszego?! woła z paniką w głosie.- Cukier mi spada!Ulka z Pobiednej szybko odkrawa kawał apetycznego sernika i wręcza znajomej. Nie chce zapłaty. Po prostu pomogła.
-Hej, koń! Nie jedz poduszki! Kilka osób spieszy ratować stoisko Rudej, zaatakowane przez miejscowego kucyka. Koń jest spokojny i przyjazny, ale nie mógł przejść obojętnie obok smakowicie pachnących poduch. Nie dziwimy się mu- są one napełnione słomą orkiszową lub gryczaną. Samo zdrowie!
- Teraz powinnaś sprzedawać je o złotówkę drożej z hasłem: przetestowane przez kucyka!

Chłopcy Uli się nudzą. Zamęczają matkę, która ma pełne ręce roboty. Wszak jej stoisko wygląda tak apetycznie! Domowe wędliny, pyszne ciasta drożdżowe, pierogi, zupy. Nie każdy przyjechał tu po wege dania. Niektórzy chcą przywołać zapomniany smak dzieciństwa, wakacji u babci, a Ulka im to umożliwia.  Tylko, że jest już zmęczona, a dzieciaki marudzą. Szybko robię w myślach remanent zawartości moich rzeczy. Kurczę, mam mnóstwo sposobów na zainteresowanie dziewczynek, ale chłopcy? Do tego młodszy chyba z ADHD. Proponuję kulanie się po trawie. Pomysł łapie. Młody przez pół godziny toczy się pomiędzy straganami. Rodzice mają chwilę oddechu. Co pewien czas, podchodzę do swojego stolika, by pokazać któreś mydełko albo opowiedzieć o ziołach. Młody trochę się zmęczył. Siada na pieńku obok mnie. Wiem, że za chwilę znów zacznie jęczeć. Wyjmuję kawałek płótna, igłę, nici. Wspólnie zszywamy woreczek. Dokładnie tak samo, jak robiłam to w czasie warsztatów w szkole. Młody szyje z zaangażowaniem. Nawet starszy brat jest zdziwiony. I choć jeszcze chwilę wcześniej był na nie (zbuntowany nastolatek) teraz sam zszywa swój kawałek płótna. Do końca jarmarku będziemy jeszcze rysować samochody długopisem, turlać się po trawie i gadać.

Co chwilę ktoś podchodzi, rozmawiamy, wymieniamy się uwagami, prawimy sobie serdeczności. Zamieniamy usługi na produkty i produkty na usługi: zjadam zupę dyniową Ulki, i wręczam jej różane mydełko. Częstuję lemoniadą z chabrów (niedługo będą mnie z nią kojarzyć). Pomagam przestawić stoisko i zostaję nakarmiona kawałkiem pizzy. Próbuję dżemu z zielonych orzechów na stoisku z Wolimierza.  Uśmiech za uśmiech.
Odwiedzających dziś niewielu, bo w okolicy odbywają się przynajmniej dwa duże festyny. Mnie to jednak nie przeszkadza. Jarmark w Kopańcu jest bowiem dla mnie wydarzeniem towarzyskim. Jestem trzeci raz i zaczynam czuć się "u siebie" . Znam coraz więcej osób, ludzi równie zakręconych jak ja.
Z rodziną stolarza zauważamy, że przyjazd tu niesamowicie pozytywnie wpływa na psychikę- wszyscy jesteśmy zwariowani, więc w tym miejscu owo zwariowanie zda się normą. Śmiejemy się.

Przed wyjazdem do Kopańca założyłam, że każdą złotówkę, którą zarobię wydam na jarmarku. I z przyjemnością kupuję u Uli kiełbasę dla Ślubnego(obiecałam mu to w Lubaniu), miód u pszczelarki z Młyńska, lawendę u plantatorów z Mlądza.


Mimo pięknej pogody około szesnastej teren grodziska w Kopańcu pustoszeje- mężczyźni spieszą się na finałowy mecz mistrzostw świata. Powoli i ja się zbieram. Jednak jeszcze przed wyjazdem przez dłuższą chwilę rozmawiam z wystawcą od drewnianych modeli z Laserowej Manufaktury. Ależ cuda! Samochody, samoloty, skarbonki, statki kosmiczne. Nawet mój ulubiony R2-D2 z Gwiezdnych Wojen.
Pytam o mebelki dla lalek. Okazuje się, że miał, jednak zniechęcony klientelą, marudzącą, ze cena wyższa niż chińszczyzny, zrezygnował. Umawiamy się jednak, ze jeśli napiszę, to przygotuje dla mnie odpowiednie modele. Cieszę się, bo przecież chciałabym odnowić nasz historyczny domek dla lalek. Część mebelków, którymi bawiła się Babcia Trudka jest w całkiem dobrym stanie, ale chciałabym uzupełnić braki czymś innym niż plastikowa tandeta.
Nawet nie zauważam, ze jest siedemnasta. Zbieram się i jadę do Gierczyna gdzie w Domku pod Orzechem Ślubny zaczyna oglądać mecz.
Za miesiąc na pewno tu wrócę i Was zapraszam, bo takiego klimatu jak w średniowiecznej osadzie w Kopańcu nie znajdziecie nigdzie indziej.

24 komentarze:

  1. Lubię takie historie i fajnie opisałaś. Swego czasu sprzedawałam książki na targowisku i latem okulary na Mazurach więc coś nie coś wiem o tym życiu targowym ;) No ma swój klimat :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, Beato. Klimat jest nie do podrobienia. Stawiałam swój kramik w różnych miejscach, ale tu podoba mi się najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny raz nie udało mi się wpaść, a również planowałem przygotować foto-reportaż na bloga z tego jarmarku. Co się odwlecze... :) Ciekawi mnie, Aniu, jak w te kilka godzin na słońcu wszystkie produkty żywnościowe wytrzymują? Czy tam nie ma niczego, co potrzebowałoby lodówki? Czy też może są wystawcy z takimi turystycznymi lodówkami? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zamiast Kopańca miałeś super wycieczkę do kamieniołomu, Pawle. Masz jeszcze szansę w sierpniu i wrześniu. W czasie upału ratujemy się lodówkami i wkładami do nich (poprzednio tak przechowywałam ciasto i lemoniadę). Za opłatą można skorzystać z prądu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kopalnia kwarcu była w sobotę, w niedzielę trzeba było wracać do Łodzi, a rano chciałem odespać przemaszerowany wcześniejszy dzień, a widzę, że różnorodność lokalnych skarbów jest niesamowita. W sierpniu powinno się udać, ale nie składam deklaracji, bo znowu nie wypali :D A, czyli jednak - to dobrze o Was świadczy :) Tak swoją drogą - coś bardziej schodzi, a coś mniej, czy nie ma reguły i raz to się lepiej sprzeda, a raz co innego?

    OdpowiedzUsuń
  6. Pawle, nie ma reguły, rozmawiałam z koleżankami i to potwierdzają. Raz schodzi im cały zapas jakiegoś produktu, a na następnym jarmarku ten sam produkt zalega i nikt nawet o niego nie zapyta.
    Pobyt w Kopańcu możesz połączyć z wędrówką po Grzbiecie Kamienickim ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na taki jarmark wybrałabym się z wielką ochota

    OdpowiedzUsuń
  8. Super klimat, luźne rozmowy a jak miło poczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zależało mi na pokazaniu tego klimatu.

      Usuń
  9. Genialne te drewniane samochody!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację! Facet robi cuda! Prowadzi fajny profil na fb.

      Usuń
  10. Bardzo lubię takie wydarzenia. Niesamowity klimat.

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię jarmarki, tyle się na nich dzieje jest wesoło i kolorowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też je lubimy. Trochę żałuję, że będzie mnie w tym roku na Święcie Kaszy w Trzebiatowie oraz na Jarmarku Jakubowym w Szczecinie, no ale nie można być wszędzie. Za to w weekend odwiedze Mirsk.

      Usuń
  12. Kolorowe jarmarki... Tak rzadko na nich bywam :( Kojarza mi się - jak w piosence - z kogucikiem na druciku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogucików na drucikach jakby mniej ostatnio, ale też bywają :)

      Usuń
  13. Ależ tam musiało być fajnie:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  14. O rany, bardzo dużo się działo! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetnie napisane, podziwiam lekkość stylu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Anno, odetchnąłem innym powietrzem, z lepszego i nieznanego mi świata. Mój, czyli służbowy, jest zupełnie inny.
    Jak zwykle nabrałem apetytu na oryginalne pyszności, chyba nie do nabycia w sklepie.

    OdpowiedzUsuń
  17. BeGood Art tam zawsze się dużo dzieje!
    Agnieszko, Dziękuję :)
    Krzysiu, Tak, to jest fantastyczny świat! A takich smakołyów na 100% nie kupisz w sklepie!

    OdpowiedzUsuń