Szczecin da się lubić!
Pod takim właśnie hasłem upłynął piątkowy spacer z mamą po Szczecinie właśnie. Rozpoczęło się
od parków, których w tym mieście przecież nie brakuje – skwer
na skwerze skwerem popychany. Jeżeli nie ma skweru, to jest
chociażby aleja wysadzana drzewami. Poza tym wystarczy przecież
opuścić ścisłe centrum by trafić najpierw do Lasku Arkońskiego,
a kawałek dalej znaleźć się w całkiem regularnej puszczy.
Wkrzańskiej. Czego, jak czego – zieleni w stolicy
zachodniopomorskiego nie brakuje. Kolejnym poruszonym tematem była
starówka. Tak, tak... już słyszę podnoszące się głosy
„Szczecin nie ma starówki!” - słyszałam to nawet od rodowitych
szczecinian. Szczecin nie ma starówki? Wobec tego wszelkie te
secesyjne kamieniczki zawieszone są w próżni. Co prawda
niejednokrotnie „ozdobione” są zniszczonymi ozdobami tynkowymi i
sąsiedztwem bloków z wielkiej płyty, ale nie zmienia to faktu, że
istnieją. Jedynym czego Szczecin nie ma, jest rynek – taki jak np.
wrocławski – brak tu dużego centralnego placu. Ale mamy przecież
Błonia. Mamy Wały Chrobrego (gdzie zresztą wypiłyśmy w piątek w
bardzo przyjemnej atmosferze herbatę).
Ponadto ze Szczecinem wiążą
się jeszcze inne miłe aspekty – posiada wszystkie wyznaczniki tzw.„dużego miasta”: bogatszą ofertę kulturalną, uniwersytety i
szkoły wyższe, kawiarenki, centra handlowe z wyprzedażami, ogromną
ilość second-handów, odpowiednią ilość dziwnych ludzi itp. Mimo
to jest przecież miastem właściwie niedużym – gdy ktoś jest
szczęściarzem i mieszka w centrum to wszędzie ma blisko.
Wciąż posiada także tzw. miejsca
kultowe. I podczas piątkowego spaceru jedno z takim miejsc odwiedziłyśmy. Bar Turysty to
miejsce, gdzie Ruda chodziła na obiady w czasie studiów. I
też tam obiad zjadłyśmy. Za oba mama zapłaciła 10 zł. Obiad
naprawdę był smaczny, a atmosfera miejsca niezwykła. Wyjątkowa
mieszanka ludzi tam jedzących – od zasuszonych emerytów, poprzez
pracownice z sąsiedniej Kaskady, na Panach Profesorach skończywszy
(nie wiem czy byli profesorami, ale wyglądali bardzo poważnie, więc
w rozmowie tak ich określiłyśmy). Ruda westchnęła z
rozrzewnieniem:
- Tu się nic nie zmieniło od tych
20 lat... - I pogrążywszy się we wspomnieniach pałaszowała
swoje naleśniki.
- Czuję się jak hipster. - Stwierdziłam w odpowiedzi. - Mam na sobie hipsterską kiecę, a miejsce też nie należy do mainstreamowych.
Ruda uśmiechnęła się i kontynuowała konsumpcję naleśników z serem. Ja z równym zapałem podeszłam do
krokietów – były naprawdę dobre.
Nasz spacer nie mógł się jednak obyć
bez małych zakupów – buty (new look) upolowane na wyprzedaży
idealnie pasują do długich spódnic – ta ze zdjęcia jest zapewne
starsza niż ja. :)
Cudne zdjecia Szczecina znajdziecie na blogu naszej znajomej szczecińskiej rowerzystki :
Naprawdę przez zmianę czasu człowiek głupieje - żebyś widziała jak głową majtałam na wszystkie strony aby buty obejrzeć, zanim załapałam, że zdjęcie należy oglądać tak jak jest wstawione :)
OdpowiedzUsuńZe zdjęciem butów tez miałyśmy sporo radochy:)Obie nas nogi juz bolały po spacerze i kombinowałysmy, gdzi nogi położyć, żeby wygoniej było;)
UsuńNigdy w Szczecinie nie byliśmy, ale postaramy się to nadrobić... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy! :)
Koniecznie trzeba to nadrobić, bo Szczecin potrafi być urokliwy:)
UsuńSerdecznie polecam - ja przekonałam się do tego miasta dopiero w nim zamieszkawszy. :)
Usuń