Do reportażu trzeba dorosnąć. U mnie trochę to trwało. Może
dlatego, że w dzieciństwie były to moje pierwsze, zbyt dojrzałe lektury i potem nie miałam odwagi do nich wracać?
Było minęło. Ostatnio do reportażu wracam z dużą sympatią.
Najpierw była lekka, łatwa i przyjemna Beata Pawlikowska, potem guru polskiego
reportażu Kapuściński. Wczoraj skończyłam
pasjonującą książkę „Ginące plemię” Farleya Mowata. Książka została wydana w Polsce w 1972 (czyli w 20 lat po wydaniu kanadyjskim) nakładem wydawnictwa Iskry.
Ihalmiuci, ginący naród
Reportaż przedstawia losy
kanadyjskich Eskimosów z plemienia Ihalmiutów
w pierwszej połowie XX w. Trzeba przyznać, że losy te nie są wesołe. Już
w czasie czytania nasunęło mi się kilka myśli.
Po pierwsze Kanada zawsze kojarzyła mi się z dobrą
organizacją i cywilizowanym podejściem do życia.
A tu okazało się, że Kanadyjczycy dopuścili poprzez zaniedbania i
zaniechania, a czasem przez bezmyślność do prawie całkowitej zagłady plemienia,
które … wymarło z głodu!!!
Po drugie- ponieważ książka
została napisana w połowie ubiegłego wieku, pokazuje sposób patrzenia „cywilizowanego”
człowieka na ludność tubylczą. Chwilami
zastanawiałam się, co znaczy cywilizowany.
Po trzecie reportażysta obdarzony był ogromnym zmysłem
obserwacji i umiejętności opisywania widzianej rzeczywistości. Dzięki temu poznałam życie ludu, którego nędzne resztki
pewnie całkowicie już zasymilowały się z Kanadyjczykami i nie kultywują dawnych
tradycji.
Po czwarte poznałam kolejną wersję stworzenia świata. Według Ihalmiutów
świat został stworzony przez Kailę- istotę wszechrzeczy, Boga Niebios. Co
ciekawe, na początku Kaila stworzył zająca i pardwę.
Po przeczytaniu obudziła się we mnie ciekawość, co stało się z tymi resztkami plemienia, które zostało przesiedlone ze swojego terytorium. Zaczęłam szperać po internecie i niestety poza kilkoma ubogimi wzmiankami w angielskojęzycznej wikipedii , niewiele znalazłam. Już miałam się poddać, gdy trafiłam na blog z interesującym reportażem:
Może nie jest tego dużo, ale przynajmniej wiem, że choć częściowo kultura Ihalmiutów nie zaginęła.
Eskimosi na tyle mnie prześladowałi przez ostatnie dni, że i w czasie świątecznych rozmów ich temat pojawiał się co jakiś czas, zwłaszcza, gdy ktoś próbował na cokolwiek narzekać.
Kiedy byłam nastolatką, lubiłam tę serię. Najbardziej zapadła mi w pamięć książka 'Rubikon czarnych dziewcząt', dla mnie wówczas wstrząsająca
OdpowiedzUsuńMój ojciec skolekcjonował chyba cała serię. Mnie podsuwał przede wszystkim reportaże z morskich wypraw i zdobywania kolejnych szczytów Korony Ziemi.
Usuńta ksiazka stoi na polce u moich rodzicow... sa ich dziesiatki podobnych bo moj tato marzyl kiedys o takim pisaniu. Jest w koncu z wyksztalcenia etnografem i sporo podrozowal po Indiach, Pakistanie, Iraku itd... Reportaz to jeden z moich ulubionych gatunkow choc sama pisze teraz powiesci!
OdpowiedzUsuńEtnografia- o niej marzyła Chuda nim zdecydowała się na filologię polską.
UsuńI jeszcze to zrobię! Może podyplomowo, może jakoś dziwnie, ale zrobię. Pomijając, że gdybym chciała zrobić wszystko o czym marzyłam przed FP, to zabrakło by mi życia. Moim córkom też. I wnuczkom... ;)
UsuńMy się ostatnio zaczytujemy Hugo-Baderą...
OdpowiedzUsuń