Czas zmienił
rytm, biegnie leniwie, każdy robi to, co mu najbardziej odpowiada.
Rodzinka na długim weekendzie. Z dala od cywilizacji, od
problemów, tylko my i natura.
Natura???
- O matko, gdzie jest ekspres do kawy?- to Ruda wpada
do kuchni
- A czajnik elektryczny?
- Czemu nie da
się właczyć gazówki?- gość, chciałby coś podgrzać.
- A woda jest?-
Chuda miała ochotę się odświeżyć po podróży.
-Jak ja się kawy
napiję?- to znowu jęk Rudej.
- Zadzwoń , że
już jesteśmy.
To tylko niektóre
pytania, które padły wczoraj w nocy po przyjeździe na miejsce.
Okazuje się, że mimo deklaracji powrotu do natury i
spędzenia czasu w zgodzie z nią,
odeszliśmy od niej zbyt daleko. Nie potrafimy obyć się bez swoich
„przedłużaczy”-
telefonów, komputera oraz całej
masy innych urządzeń zasilanych
prądem.
Dziś już
wszyscy spokojni- woda przyniesiona w butlach-
pompy elektrycznej nie opłaca się podłączać, ekspres się
znalazł, czajnik też. Butla gazowa została przykręcona do
gazówki.
Teraz można żyć
w zgodzie z naturą- rower jako środek transportu (czy te góry
muszą być takie strome), leżaczek, kawusia.
A nad głowami
kakafonia- trzmiele, muchy, szerszenie i milion innych owadów
bzyczących, buczących, wkurzających człowieka. Do tego skowronki
od samego rana i szpaki, i wszystkie te maleńkie ptaszki, których
nazw nigdy nie udało mi się nauczyć. Szum drzew. I gdzieś z dala
pogwizdywanie pociągu. Zagłuszone przez kilometry...
Na obiad makaron
z brokułami i ... pokrzywą.
Gotujemy makaron,
blanszujemy brokuły, sporą garść pokrzyw
dusimy z masełkiem i smażymy z jajkiem, wszystko łaczymy w całość
i dodajemy ser.
Mniam
A wieczorem
ognisko- prawdziwe, z kielbaską na patyku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz