Ostatni weekend spędziliśmy z mężem w Sobótce niedaleko Wrocławia. O samym Wrocławiu tez pewnie napiszę, ale innym razem. Teraz chciałabym skupić się na miasteczku położonym u stóp mojej ulubionej Ślęży. Dlaczego ulubionej? Bo od dzieciństwa fascynowała mnie ta Góra Czarownic, wyrastająca nagle na tle krajobrazu. I choć wielokrotnie przejeżdżałam w pobliżu , nigdy wcześniej jej nie zdobyłam.
Teraz nadarzyła się okazja. W ramach zakupów grupowych nabyłam dwuosobowy pobyt w hotelu Sobotel u podnóża Ślęży. Położenie hotelu, na skraju miasteczka bardzo mi odpowiadało. Hotel może nie należy do ekskluzywnych, ale ma schludne, stylowo urządzone pokoje z ogromnymi oknami, z których rozpościera się fantastyczny widok- ja po przebudzeniu widziałam wielobarwne drzewo. Jedzenie w restauracji jest smaczne, a śniadania w postaci szwedzkiego stołu urozmaicone. Hotel posiada też strefę SPA, ale mojemu mężowi nie chciało się z niej skorzystać (szkoda). Ogromnym atutem hotelu jest jego młoda i niezwykle uprzejma obsługa. Indywidualne podejście do każdego gościa, niezobowiązujące pytanie o to, jak minął dzień i niewymuszony uśmiech. Tak, właścicielowi można pozazdrościć takiego personelu.
Samo miasteczko nie należy do największych, ale może poszczycić się dwoma zabytkowymi kościołami, muzeum i całkiem sporym sobotnim targiem .
I…. rewelacyjną pizzą serwowaną przez Guiseppe w pizzerii La strada.
A Ślęża? Cóż- piękna, majestatyczna, z kamiennymi rzeźbami. Najważniejszą zdaje się być niedźwiedź, który stał się wizytówka Sobótki. Wchodząc w ten słoneczny jesienny dzień na szczyt, przekomarzaliśmy się z mężem:
- z dołu nie było widać, że to tak daleko- sapnął mąż po którymś podejściu.
-Nie marudź, przecież mamy mnóstwo czasu.
-Ale dlaczego mam się męczyć?
- Oj, nie rozumiem, dwadzieścia lat temu oboje lubiliśmy takie wędrówki.- przypominam mężowi dawne dzieje.
- Tak, tylko teraz ja zmądrzałem, a tobie całkiem odbiło- słyszę w odpowiedzi.
- Nie, to ty zgnuśniałeś przed telewizorem, a ja jestem ciągle młoda.- Nie pozostaję dłużna.
Nie doszliśmy do porozumienia, ale piękna pogoda pozwoliła nam cieszyć się widokami i swoją bliskością. Bo przecież ważne jest , by mieć kogoś, z kim idzie się w tym samy kierunku.
Szliśmy zgodnie z mapką i próbowaliśmy obejrzeć wszystkie atrakcje- stary dąb, rzeźby kultowe, źródło, skansen archeologiczny w Będkowicach – tylko, że nazwa skansen to trochę duże słowo na nazwanie tego, co zobaczyliśmy ( rozpieszczeni jesteśmy obcując na co dzień ze słowiańską grupą rekonstrukcyjną) . Mam jednak wrażenie, że miejscowości położone w bezpośredniej bliskości Góry na razie nie potrafią w pełni wykorzystać jej potencjału.
Nadzieję na zmianę daje lokalne stowarzyszenie, którego dziełem są tablice informacyjne w poszczególnych miejscowościach będzie potrafiło wykorzystać turystyczne oraz walory Ślęży i jej okolic.
I rebus na koniec:
Na czym polega fizjoterapia w szafie wnękowej? Zamyka się pacjenta w szafie i czeka aż się odpręży?