Jako prawie stała mieszkanka Szczecina powinnam rozpisywać
się o imprezach organizowanych w tym mieście, ale cóż – wstyd się przyznać –
nieczęsto na takowych bywam. Bynajmniej nie z powodu ich braku, a mojego
lenistwa. A jak już bywam, to najczęściej zapomnę napisać (jak np. o Nocy
Muzeów). Tym razem się jednak zawzięłam i napiszę. Bo po pierwsze jest o czym,
a po drugie po prostu warto.
Opowiem Wam o dwóch koncertach, na które trafiłam w ten
weekend w Szczecinie. Z powodu jednego z nich opuściłam moje rodzinne miasto na
ten czas i nawet namówiłam siostrę, żeby upiekła ciacha, na drugi trafiłam
całkiem przypadkiem, mimo że do tej pory, gdy chciałam nań trafić to mi się nie
udawało.
W piątek wieczorem złapałam zły nastrój, jakąś chandrę
wrześniową i pokłóciłam się z K. A jak się z K. kłócę to potem wychodzę z domu
i idę na spacer. Na bardzo konkretny spacer – w stronę Teatru Lalek „Pleciuga”,
przy którym znajduje się fontanna multimedialna. I to właśnie ta fontanna stała
się celem mojej wyprawy. Nic tak nie koi moich zszarganych nerwów jak plusk
wody i kolorowe lampki podświetlające całość. Od jakiegoś czasu znana mi była
legenda, że fontannie tej zdarza się grać. Ale ani razu nie udało mi się na ten
cud techniki trafić (nawet gdy szłam tam z takim właśnie zamiarem). Jakież więc
było moje zdziwienie, gdy tym razem emocje uspokajało nie tylko światło i plusk
wody, ale także dźwięki płynące z głośników przy fontannie (jeszcze nie
rozgryzłam, gdzie się one dokładnie znajdują). Pooddychałam sobie spokojniej,
pouśmiechałam się do siebie i, gdy muzyka skończyła grać, ruszyłam wolnym
krokiem do domu.
W sobotę natomiast odbył się koncert, na który również nie
planowałam iść, bo niestety portfel zaczynał już zawodzić, że bilet do
Szczecina jest jednak ponad jego możliwości. Jednak udało mi się złapać na „krzywy
ryj” z jednym z muzyków występujących podczas tej imprezy (i w zamian za
podwózkę przyniosłam ciastka – rodzinna atmosfera musi być!). Poszliśmy więc z
K.(!) na koncert - VIII edycję Śpiewających Żagli .
Koncert odbył się w Klubie 13 Muz i był wydarzeniem, na które warto było się
wybrać. Impreza trwała 3 godziny i był to czas spędzony przy fantastycznej
muzyce - wbrew temu co mogłaby sugerować nazwa festiwalu, nie były to same szanty – przewijała się poezja śpiewana,
ballady różnego rodzaju, szanty co prawda też. Na koncert poszłam ze względu na
znajomego , który tam grał i cieszę
się, że tak się stało, gdyż każdy wykonawca pokazał coś innego, często bardzo
oryginalnego. - a pod tym linkiem spory kawałek występu Pana Piotra. :)
Mam nadzieję, że po tym wypadzie uda mi się częściej
wyciągnąć gdzieś mojego K. – musi się chłopak uspołecznić i ukulturowić. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz