Historia jest raczej jednym z najmniej lubianych przeze mnie
przedmiotów. Nie mam pamięci do dat, nazwisk, wydarzeń. Ale jest taki okres w
dziejach naszego kraju, który interesuje mnie szczególnie, a niestety zazwyczaj
na lekcjach nie ma już czasu na jego omawianie: PRL. Wcześniej jednak nie było
to nic szczególnego – ciekawe, ale nie dla mnie. Zmieniło się to, odkąd dość
mocno zainteresowało mnie jedno konkretne wydarzenie tamtego okresu: Czarny
Czwartek Grudnia ’70. A skąd mi się to
wzięło…? Długa historia, zaczynająca się od tego, że moim idolem jest Kazik Staszewski. Jestem zafascynowana muzyką, którą tworzy wraz z
KULTem i Kaenżetem, jestem pełna podziwu dla słów, które pisze.
Nie całe dwa lata temu doszły mnie słuchy, że Kazik nagrał
„Balladę o Janku Wiśniewskim” – utwór do filmu „Czarny Czwartek. Janek
Wiśniewski Padł”. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym tego filmu nie obejrzeć,
nawet, jeśli jedynym powodem miała być właśnie ta piosenka. Czas jednak mijał,
a okazji do odwiedzenia kina nie znalazłam. Pod koniec kwietnia, będąc u
rodziny na Śląsku, wreszcie udało mi się namówić kolegę na seans w rybnickim
Cinema City. Podejrzewam, że był to już jeden z ostatnich seansów (w końcu
premiera odbyła się w lutym). Byliśmy jedynymi widzami w sali.
Film mnie niesamowicie poruszył. Opowiada o wydarzeniach
grudniowych w Trójmieście, a szczególnie w Gdyni. Brunon Drywa – pracownik
portu w Gdyni, ojciec trójki dzieci, ginie od rykoszetu na przystanku SKM
Gdynia Stocznia. Historia jego rodziny jest umiejętnie przepleciona z obrazem
strajku, tragedii stoczniowców, sytuacji, w której Polak strzela do Polaka.
Po seansie mocno zainteresowałam się tematem Czarnego
Czwartku nie tylko w Trójmieście, ale także w Szczecinie i Słupsku, a nawet
wcześniejszych wydarzeń w Poznaniu. Kiedyś z mamą w drodze do rodziny na Śląsk miałyśmy
przesiadkę w Poznaniu w środku nocy. Jedyne, co chciałam wtedy zobaczyć to
pomnik ofiar strajków PRL, który na szczęście był dość blisko dworca.
Podczas naszej wycieczki rowerowej do Gdańska oczywiście nie
mogło mnie zabraknąć w Gdyni, również pod pomnikiem, a przy okazji odbyłyśmy przejazd
ulicą Janka Wiśniewskiego. Również w drodze powrotnej pociągiem, gdy staliśmy
na stacji Gdynia Stocznia, patrzyłam na kładkę nad torami oraz na wiadukt i
widziałam makabryczne sceny z filmu. Aż przechodził mnie dreszcz.
Ale miało być o książce. Przy okazji ogromnych zakupów w
księgarni Weltbilt mama kupiła mi książkę „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski
padł. Gdynia ‘70” autorstwa Mirosława Piepki i Michała Pruskiego. Jak się potem
z lektury dowiadujemy, są oni scenarzystami filmu oraz kolegami z redakcji. Co
ciekawe – chodzili też do tego samego liceum w Sopocie, ale wówczas jeszcze się
nie znali. Obaj brali udział w zamieszkach na ulicach: siedemnastoletni Mirek w
Gdańsku, szesnastoletni Michał w Gdyni. Obaj widzieli rzeczy, jakich osoba w
ich wieku nie powinna ogladać. Wstęp do książki, w którym obaj opowiadają swoje
wspomnienia, poruszył mnie niesamowicie. Myślę, że duży wpływ na moje wrażenie
miał fakt, że w tej chwili mam siedemnaście lat i nie wyobrażam sobie, że
mogłabym przeżyć ten koszmar, który oni przeżyli i potrafią o nim opowiedzieć w
tak niesamowity sposób.
Większość książki tworzą wspomnienia związane z tworzeniem
scenariusza. Przebiegi wywiadów z ludźmi, którzy brali udział w strajkach i ich
rodzinami. Dużo miejsca naturalnie zajmują rozmowy ze Stefanią Drywą – żona
głównego bohatera. Jest kobietą spokojną, pogodną, opowiada wszystko, co pamięta.
Najbardziej poruszyły mnie jednak dwa inne wywiady: jeden z Wiesławem
Kasprzyckim – torturowanym niemal na śmierć, drugi z Panią Żebrowską – matką
zamordowanego w wieku siedemnastu lat Janusza Żebrowskiego. Obie te osoby do
dzisiaj nie potrafią rozmawiać o tamtych wydarzeniach, gdy mają odpowiedzieć na pytanie - łamie im się głos, łzy napływają do oczu.
Wywiady i rzetelne opisy dziejów są przeplecione
autentycznymi zdjęciami i fragmentami scenariusza, również scen wyciętych.
Dlaczego chciałabym polecić tą książkę? Czarny Czwartek
należy do najmroczniejszych faktów historii współczesnej Polski i wciąż nie
jest do końca wyjaśniony. Straszną tragedią było to, że większość ofiar
stanowiła młodzież ucząca się w przystoczniowych szkołach lub dopiero
rozpoczynająca pracę w stoczni. Książka jest wyjątkowa, ponieważ pomimo tego,
że właściwie przedstawia tylko suche, oparte dokumentami fakty, bez żadnych
osobistych odczuć i wtrąceń autora, potrafi niesamowicie wzruszyć. Mnie pozwoliła
docenić spokój czasów, w których dane mi jest żyć, dorastać.
Post nie bez powodu opublikowany dzisiaj. Siedemnastego grudnia miała miejsce większość wydarzeń opisanych w książce. Dzisiaj mamy czterdziestą drugą rocznicę...
oglądałam ich film, coś niesamowitego i przerażającego.... jak ludzie potrafią traktować innych ludzi tak brutalnie....
OdpowiedzUsuńWażna i wciąż tkwiąca w nas jak zadra historii najnowszej.To jedna z tych lektur które po prostu trzeba przeczytać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń