Zaczęło się od herbaty, bo jakże inaczej. A dokładnie od
dzbanka i kubków. Kilka dni temu umówiłam się ze znajomymi ze stowarzyszenia, w
którym działam . Spotkaliśmy się w pizzerii „Gromada”. Omawialiśmy szczegóły
balu charytatywnego i przy okazji zamówiłam herbatę. Zakochałam się w dzbanku!
Byłam pewna, że muszę wrócić tu, aby
napić się herbaty i spróbować pizzy. Okazja przytrafiła się sama. Szczecińscy
studenci nie przyjechali na weekend i nie chciało mi się gotować niedzielnego
obiadu dla naszej trójki. Zdecydowałam więc, że idziemy na pizzę.
Dzień wyszedł nam bardzo udany- lekka zupa serowa w południe,
potem odwiedziny u babć i dziadka z okazji nadchodzącego święta, wreszcie wizyta w „Gromadzie”.
Miejsce niesie za sobą wiele wspomnień. Ponad 20 lat temu była tu popularna w mieście
dyskoteka. Klimat i muzyka odpowiadały nam na tyle, że czasami ją odwiedzaliśmy
na początku naszego małżeństwa. Potem przez wiele lat był tu sklep z
materiałami ogrodniczymi.
Ucieszyłam się, gdy kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że
znów będzie to lokal , bo miejsce jest urokliwe.
Składa się z kilku pięter. Na parterze i pięterku są stoliki
(przy czym piętro jest rodzajem galeryjki). Na drugim piętrze umiejscowiono
salkę zabaw dla dzieci. Dzięki temu miejsce jest przyjazne rodzicom z dziećmi.
Moje pociechy już wyrosły z „kulek”, co nie zmienia faktu, że z przyjemnością
przyprowadziłam tu męża i Marzenę.
Zamówiliśmy oczywiście herbatę podaną w uroczym dzbanku (tak
jak należy- wrzątek osobno, herbata osobno) oraz pizzę. Jedzenie smaczne- na
naszej hawajskiej z dodatkowym brokułem było mnóstwo ananasów, a na brokułowej
męża sporo brokułów. Ciasto miękkie i
smaczne. W opinii Marzenki- najlepsza pizza w Trzebiatowie.
Zdjęcia może nie najlepsze, bo zapomniałyśmy aparatu fotograficznego, więc tylko telefon został:(
Spędziliśmy miłe popołudnie, wspominając owe dawne dyskoteki.
Z Marzeną wróciłyśmy myślami do naszej wyprawy i do planów na ten rok.
Zauważyłyśmy, że z jednej strony chcemy, by już była wiosna, a z drugiej nie
chcemy żeby już był kwiecień, bo… oczekiwanie jest takie ekscytujące.
Ważne okazuje się dążenie do celu, a nie samo jego
osiąganie. Przypomniałam sobie swoje uczucia na latarni w Krynicy Morskiej, gdy
okazało się, że od tego miejsca będziemy już tylko wracać. Cel został osiągnięty.
I pojawił się… smutek. Ogromna satysfakcja- udało się, dokonałyśmy tego, co
wydawało się nierealne, ale także smutek, że to już…
Teraz lubię czekać. Nie niecierpliwię się, nie denerwuję-
czekam, bo wiem, że oczekiwanie jest równie wartościowe jak spełnienie.
Super sa takie niedziele i niezmiernie potrzebne.
OdpowiedzUsuńbardzo mila niedziela... i spokojna bo wyznam szczerze, ze za spokojem tesknie od jakiegos czasu... u nas jest stanowczo zbyt duzo zajec! hi, hi!
OdpowiedzUsuńKażda rodzina potrzebuje chwili zatrzymania się w biegu i spokoju.
Usuń