Sobota to w naszym domu zazwyczaj bardzo pracowity dzień (no chyba, że wsiadam na rower i jadę, gdzie oczy poniosą) . Upływa na gotowaniu, pieczeniu i smażeniu. Nie inaczej było i wczoraj.
Nie będę się rozpisywać na temat wszystkich potraw, które wczoraj powstały, bo po co?
O jednej jednak napiszę. Kilka dni temu pisałam u Party in my tummy! pisałam, że laska wanilii w sklepie jest tak droga, że żal mi 15 zł za jedną. Następnego dnia dostałam od bloggerki link do strony sklepu Mniam mniam . Skorzystałam i już po dwóch dniach stałam się właścicielką super paczki z przyprawami i korzeniami. Okazało się jednak, że to nie wanilia była najważniejszą częścią tej paczuszki , tylko... anyż gwiaździsty- przyprawa niedostępna w moim małym miasteczku.
No a skoro już miałam anyż, to koniecznie trzeba było upiec anyżki- ciasteczka, które pamiętam z dzieciństwa i tylko na Śląsku je spotykam.
Znalazłam nawet odpowiedni przepis w mojej pięknej książce kucharskiej wydanej przez wydawnictwo "Muza". Oczywiście musiałam go zmodyfikować, bo chyba nie byłabym sobą:)
Zatem mój przepis na anyżki:
25 dkg mąki pszennej
3 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 białko
40 dkg cukru
paczka budyniu śmietankowego
2 gwiazdki anyżu.
Cukier zemleć z gwiazdkami w młynku do kawy ( w ten sposób otrzymujemy cukier puder anyżowy)
Połowę cukru utrzeć z trzema jajkami na parze, wymieszać z przesianą mąką i proszkiem do pieczenia.
Rozwałkować na cienki placek i wykrawać małe krążki (np. kieliszkiem lub literatką).Ułożyć na blaszce wysmarowanej tłuszczem i posypanej mąką.
Białko, cukier puder i budyń śmietanowy zmiksować na gęstą masę ( to najtrudniejsza część pracy- mnie czasami wychodzi za rzadki, bo piana z białka "siada") .
Powstały lukier nakładać łyżeczką na krążki ciasta. Piec w średnio nagrzanym piekarniku.
Ponieważ były to moje pierwsze anyżki, więc wynik odbiegał od zdjęcia w książce. Nie mniej smak wypieku jest rewelacyjny (następnym razem ciasto powinnam zrobić trochę luźniejsze i przypilnować bezy, by nie uciekła z ciasteczek).
W planach było wspólne pieczenie, okazało się jednak, że Chuda umówiła się na sesję zdjęciową, o której możecie przeczytać u Chudej.
Sobotę zakończyłam lekturą książki "Oczy smoka" S. Kinga, ale o tym napiszę jutro.
Anyżki, to stała część wszystkich imprez w moim rodzinnym domu (mieszkam na Śląsku). Przyznaję jednak, że zawsze pochodzą z naszej ulubionej cukierni... Może spróbuję teraz upiec je sama? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJa też ilekroć jestem w rodzinnych stronach kupuję anyżki w cukierni (najczęściej także na zapas, do domu), ale na Pomorzu anyżków brak:)
UsuńTeż mieszkam na śląsku, ale niestety anyżki nie potrafią przejść mi przez gardło, chociaż jestem smakoszem :P
OdpowiedzUsuńDoskonoale to rozumiem, Marzenka tez nie lubi anyżu, bo kojarzy się z lukrecją.
UsuńDziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Tak mi się ciepło na serduchu zrobiło. Twój przepis mnie zaintrygował. Sama nie robiłam jeszcze niczego anyżowego, choć smak ciasteczek znam i wiem, że są pycha. Pozdrawiam noworocznie. =)
OdpowiedzUsuńO Boże wygląda pysznie! A ja bez kolacji...;)
OdpowiedzUsuńChyba wypróbuje w weekend.
W wolnej chwili zajrzyj do mnie...:)