To już ostatnia część wspomnien majówkowych. Na koniec pobytu na Śląsku zaplanowaliśmy z bratem wyprawę na Górę św. Anny. Planowaliśmy to już od zimy, ale nie do konca byłam przekonana, że nam się uda. Ale cóz, oboje z bratem te same uparte geny mamy:) Nie przeszkodziła nam więc niekorzystna aura i siąpiący deszcz.
O poranku wypiliśmy kawę, zjedliśmy obfite śnaidanko i ruszyliśmy na odległą o 66 km. górę. Jechało się cudnie, bo brat prowadził równo i odpowiednio szybko. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim. Ubawiliśmy się czytając reklamy. Najbardziej podobała nam się ta o leśnym spa, bo zastanawialiśmy się czy maseczki błotne, które mieliśmy na twarzach też się do tego spa wliczają.
I tak wesoło pogadując dojechaliśmy do majaczącej na horyzoncie góry. Po drodze zauważyliśmy cementownię Zdzieszowice i kędzierzyńskie azoty.
A potem był podjazd po górę.
Na szczycie podziwialiśmy kościół i przede wszystkim pomnik czynu powstańczego. Pomnik autorstwa Ksawerego Dunikowskiego upamiętnia III Powstanie Śląskie.
Powrót z wycieczki był równie przyjemny, bo jechaliśmy z górki i do tego słoneczko świeciło.
Do domu dotarliśmy w wyśmienitych humorach, na licznkiach mieliśmy 132 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz