Gdzieś na początku września w moje ręce wpadła ulotka, na
niej latarnie morskie. Nie zwróciłam na nią większej uwagi, gdyż wydawało mi
się, że chodzi o Park Miniatur Latarń Morskich w Niechorzu. Jednak po chwili
mój wzrok przykuły znajdujące się na ulotce miniaturowe pociągi. Wtedy okazało
się, ze ulotka reklamuje zupełnie inny park miniatur, znajdujący się w
Dziwnowie. Stwierdziłam, że należy się tam wybrać, gdy tylko nadarzy się
okazja. No i ta znalazła się bardzo szybko- z Chudą szukałyśmy wystarczająco długiej
trasy, by potrenować przed maratonem w Świnoujściu.
Pogoda na wycieczkę rowerową była wymarzona (przynajmniej na
początku) . Już około jedenastej byłyśmy w Dziwnowie. Zgodnie z wskazówkami
zawartymi na ulotce przejechałyśmy przez most, a za nim skręciłyśmy w lewo.
Naszym oczom ukazał się Nadmorski Park Miniatur i Kolejek.
Po zakupieniu biletów (12 zł –ulgowy i 14 zł-normalny)
znalazłyśmy się wśród latarń morskich. Przy kasie zaproponowano nam
skorzystanie z usług przewodnika ( w cenie biletu). Jednak mnie bardziej
zależało na tym, aby jeszcze raz przypomnieć sobie swoją zeszłoroczną wyprawę i
opowiedzieć o niej Chudej. Zaraz na początku zauważyłam, że latarnie nie są
ułożone zgodnie z rozmieszczeniem geograficznym- Ustkę zamieniono miejscami z
Darłowem. Trzeba przyznać, że młody przewodnik ze skruchą przyznał, iż mam
rację, bo się budowlańcom pomyliło. Część latarń ukryto za stojącym na terenie
parku budynkiem gospodarczym, co zaburzało zwiedzanie.
Pośrodku parku umieszczono miniaturowe tory kolejowe ze
stacją, mostami i wiaduktami. Po torach jeżdżą równie miniaturowe pociągi. Kolejka
cieszyła się ogromnym zainteresowaniem dzieciaków biegających po parku. Dla
dzieci przygotowano także nieduży plac zabaw. Po zwiedzaniu można wypić kawę
czy herbatę, a także zjeść lody, a nawet gofry ( no nam się nie udało).
W sumie miejsce ciekawe, warto zajrzeć tam, będąc w okolicy. Mnie
jednak bardziej przekonuje park w Niechorzu, ze względu na bardziej
uporządkowaną ekspozycję.
Na minutę prze 12.00 znalazłyśmy się z powrotem na moście w
Dziwnowie ( godzina jest tu wyjątkowo ważna- most jest zwodzony, a nam udało
się przejechać przed podniesieniem go) Pół godziny później zameldowałyśmy się w
Pobierowie, gdzie byłyśmy umówione ze znajomymi w restauracji „Lemon”.
Koleżanka zachwalała podawana tu zupę rybna i postanowiłyśmy z tej propozycji
skorzystać- warto było- w zupie pływały wielki kawałki łososia i dorsza.
Pychota.
Teraz pozostało nam już tylko dojechać do Trzebiatowa, co jednak
wcale nie było takie łatwe ze względu na ilość pochłoniętej przez nas zupy i
wiatru, który złośliwie wiał prosto w twarz.
Do domu dojechałyśmy … głodne od zmagania się z pogodą.
Zatem przygotowałyśmy sobie kolację na miarę naszych marzeń i zasiadłyśmy do
stołu, podsumowując dzień.
Świetnie, że mogę podziwiać takie miejsca dzięki Wam, ponieważ od latarni morskich dzielą mnie setki kilometrów:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, dziękuję- właśnie taki przyświeca nam cel-pokazać innym miejsca warte zobaczenia:)
UsuńFantastyczna relacja. Niestety nigdy nie byłam w Dziwnowie, a szkoda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny jest ten park w Dziwnowie jak i sama miejscowość :)
OdpowiedzUsuńZawsze marzyłam, zeby mieszkac nad morzem lub niedaleko chociaz..I tak sie zdarzylo niedawno przez dwa lata. A potem mężowi zachcialo się wyzwan w postaci starego domu i znowu nad morze tak daleko.
OdpowiedzUsuńPiekna relacja. Juz witalam sie u ciebie na blogu, chyba. Takie pogodne rozmowki i w tytule i w rzeczywistosci. Pozdrawiam. Ardiola/ nie jestem przy swoim komputerze/.
Dziękuję:) Pewnie zauważyłaś, że my w czepku urodzenie: mieszkanie nad morzem i dom w górach:)
UsuńPokazujesz miejsca nieznane mi, chyba tylko ze słyszenia; i maraton przed Wami, samych zjazdów życzę; powodzenia i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPowodzenie na pewno nam się przyda i te zjazdy też:)
Usuńmiejsce zdecydowanie warte zobaczenia:)
OdpowiedzUsuń