Gui od miesiąca pomieszkuje we Wrocławiu. Ciągle mam
nadzieję, że wreszcie o swoim nowym mieście napisze. Póki co, aby się z nią
spotkać trzeba się nieźle nagimnastykować, czyli np. wybrać się na maraton.
Umówiłyśmy się w… piątek 13 . W Świnoujściu. Gdy wybiła 14.00 razem z Chudą
wsiadłyśmy do samochodu , mając nadzieję spotkać się z Gui za jakieś 2 godziny.
Zapomniałyśmy jednak, że przecież mamy piątek, trzynastego… Najpierw utknęłyśmy
na światłach (jedynych w naszym mieście), potem okazało się, że na stacji paliw
akurat jest dostawa gazu i trzeba było jechać na następną. Tam zaś pracownik
wziął taczki pojechał do innej piaskownicy. Nim wrócił minęły kolejne minuty.
Sama droga do Świnoujścia przebiegła bezproblemowo, gadałyśmy sobie z Chudą o
wszystkim i niczym, coraz bardziej podniecone zbliżającą się imprezą. Na
przeprawie promowej stałyśmy godzinę, czekając na rozładowanie kolejki, a Gui w
tym czasie zdążyła dojechać do campingu i się w nim rozlokować. Niestety była
coraz bardziej głodna, bo to my wiozłyśmy jej cieplutki domowy obiad.
Wreszcie po 17.00 zameldowałyśmy się na campingu „Relaks”.
Nie był to jednak koniec naszego pecha- okazało się, że w naszej łazience coś
wylało i było brudno, a żarówka się przepaliła. Zgłoszenie problemu na recepcji
na niewiele się zdało: dostałam nową żarówkę i…. bawełniany podkoszulek zamiast
szmaty, żeby sobie posprzątać. Zachwycona nie byłam i zastanawiam się , czy w
przyszłym roku zanocujemy w tym samym miejscu. Na tym nasz pech się wyczerpał i
mogłyśmy cieszyć się zbliżającą się przygodą.
Po odebraniu pakietów startowych w domu kultury, poszłyśmy w
poszukiwaniu kolacji. Nasz wybór padł na … „Krewetkę”. Taka nazwę nosił bar
kuszący dużym napisem pizza z pieca. Weszłyśmy do środka. Wyglądało
sympatycznie i schludnie. Zamówiłyśmy herbatę i pizzę hawajską z podwójnym
serem. Oczekując na posiłek zrobiłyśmy sobie kilka fotek. Wtedy tez okazało
się, że przez okno przygląda nam się ciekawie wyglądający gość: przyprowadził
go … rower, bo trudno powiedzieć, że tym rowerem przyjechał- tak się chwiał. Na
rowerze przywieszone miał torby, siatki i różne takie. Strój gościa i ogólny
look wskazywał na gatunek menelski, ale z kulturą. Menel przez szybę nam
pomachał, cieszył się, że robimy sobie zdjęcia i coś tam pod nosem mamrotał.
Potem zadzwonił telefon. Mój. Usłyszałam męski głos
informujący mnie, że rozmowa będzie nagrywana a on dzwoni z propozycją.
- Znaczy, chce mi pan coś sprzedać?- zapytałam lekko
rozbawiona, bo widziałam miny moich dziewczyn.
- Dzwonię z pewną propozycją- niezrażony kontynuował głos.-
Teraz ja musiałam zrobić głupią minę, bo dziewczyny wybuchnęły gromkim
śmiechem, którym zagłuszyły wywód męskiego głosu w telefonie. Nie dowiedziałam
się, na jakie spotkanie chce mnie zaprosić i co mi wcisnąć, bo krztusiłam się
ze śmiechu i dalsza rozmowa nie miała sensu.
Pizza okazała się wielka, pożywna i smaczna- na ziołowym
cieście. Objadłyśmy się jak bąki, a ostatni kawałek zapakowano nam do domu (Gui
zjadła na śniadanie) .
Po takiej radosnej kolacji wróciłyśmy do MDK na tzw. odprawę techniczną. Wysłuchałyśmy wszystkich ważnych informacji i przywitały się ze znajomymi, którzy gromadnie przybyli na imprezę.
A w sobotę ruszyłyśmy przed siebie, ale o tym w następnym poście:)
Dzisiaj Wrocław zaczarował mnie chwilą - na pewno napiszę!
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, czekam;)
UsuńMasakra z tym campingiem, dla mnie takie miejsce jest skreślone na starcie, mimo że naprawdę jestem mało wymagająca. Dobrze wiedzieć, gdzie warto iść zjeść, bo Świnoujście mam w planach na tegoroczną jesień :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Marchev ko, masz rację- masakra, a rok temu było nam całkiem miło w tym miejscu. W Świnoujściu jest wiele fajnych miejsc do obejrzenia, my z braku czasu wybieramy tylko nieliczne- co roku coś... przegapiłyśmy inscenizajcę w fortach, która odbywała się w tym samym czasie co maraton.
UsuńWy to macie przygody!Mnie tegoroczny piatek,trzynastego kojarzy sie bardzo pozytywnie bo to 8 urodziny naszej coreczki!:) Pozdrawiam niestrudzone trio!:)
OdpowiedzUsuń