Drugi dzień pobytu w Poznaniu został tak nazwany z kilku powodów. Inspiracją
był kuzyn, który w sobotni poranek przywitał nas smsem- „Witajcie podróżnicy”. I
stąd nazwa dnia. Rozpoczęliśmy go wyjazdem do Puszczykówka. Pamiętam, że
ilekroć przejeżdżałam przez tę miejscowość w drodze do Poznania, obiecywałam
sobie, że kiedyś zawitamy do muzeum Fiedlera. Nigdy się jednak nie udało.
Koniecznie należało to nadrobić. I tak o godz. 10.00 wysiedliśmy na maleńkim
dworcu w sercu Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Muzeum nie zrobiło na nas wielkiego wrażenia. Trochę tchnęło
ubiegłym wiekiem, trochę kiczowatością i chęcią zysku właścicieli. Może te 24 lat temu byłabym zadowolona, teraz pojawiło się tylko rozczarowanie. Po wielkim
podróżniku, autorze genialnych reportaży z różnych stron świata, autorze, który
w nas, pokoleniu wychowanym w socjalizmie, zaszczepiał marzenia o dalekich
podróżach, pozostało trochę zakurzonych pamiątek, gablotki z motylami, wycinki
prasowe i książki.
W podziemiach wśród pajęczyn wyeksponowano „Świat Indian” ,
wśród których stał i nasz podróżnik. Na maleńkim placyku hucznie nazwanym „Ogrodem
Tolerancji” stłoczono repliki kilku posągów i rozpadające się kipi. Po drugiej
stronie wystawiono… piramidę, z rzekomo leczniczymi właściwościami- sfotografowałam
nawet cennik, bo szczerze powiedziawszy oboje nie wiedzieliśmy , czy śmiać się,
czy płakać.
Ślubny zainteresował się repliką samolotu hurricane, ja
wolałam replikę Santa Marii Kolumba. Zwiedzanie całości zajęło nam niecałą godzinę.
Trochę zawiedzeni wróciliśmy na dworzec i o dworcu chciałabym kilka słów
napisać. Otóż po pierwsze był… wyremontowany z czynną stylową kafejką, gdzie
napiliśmy się kawy i czekolady w filiżankach, a nie w papierowych kubkach!
Akurat
siedział tam miejscowy bywalec, trochę dziwak, trochę społecznik. Opowiedział
nam o swojej walce z władzami o drzewa.
Na zewnątrz były ławeczki i działający zabytkowy z pewnością
zegar.
Drugim punktem sobotniego programu było zwiedzanie Toursalonu
na targach poznańskich. Decyzje o wizycie na targach podjęliśmy w piątek wieczorem,
gdy okazało się, że swoje stoisko wystawia zaprzyjaźniony z nami Kajtur, o którym niedawno pisałam tu.
Przeszliśmy przez salę, zakupiliśmy bułgarskie słodkie
pieczywo, spróbowaliśmy piwa ze Wschowy.
Bez większych problemów znaleźliśmy Centrum Rozrywki
Aktywnej z ciekawie przygotowana ekspozycją. Potem Ślubny zasiadł nad talerzem
jadła, a ja poszalałam między stoiskami. Tu posłuchałam informacji o wyspie
Uznam, tam o szlakach rowerowych Opolszczyzny. Tu napiłam się kawy zbożowej,
tam spróbowałam miodu. W czasie swojej ekspresowej wyprawy przez Polskę
zebrałam pokaźną reklamówkę ulotek, map i przewodników.
Partnerem targów była Japonia, więc i na stoisku japońskim
postałam przez chwile przyglądając się, jak animatorki wraz z dziećmi
wyczarowują cudeńka z papieru.
Ostatnim elementem Dnia Podróżnika było spotkanie z
wspomnianym wcześniej kuzynem. Spotkanie o tyle ciekawe, że pierwsze w realu.
Przez sześć lat wymienialiśmy się mailami, czatowaliśmy , pisaliśmy smsy. Teraz
nadszedł czas na spotkanie i było to spotkanie niezwykle udane.
Wieczór spędziliśmy w hotelu Gromada na uroczystej kolacji z
lampką wina.