Tegoroczne Zaduszki , podobnie jak rok temu spędziłam na
Śląsku. Miałam ku temu powody, bo w tym roku zmarło tam dwoje bliskich mi osób
i zależało mi, aby odwiedzić ich groby.
Wizyta na cmentarzu była jednak tylko jednym z wielu
fragmentów tego wydłużonego weekendu. Umówiłyśmy się w Radlinie z Gui i to
rozmowy i spacery z nią okazały się dla mnie najważniejsze.
Spotkałyśmy się w piątkowe przedpołudnie i od tej chwili
byłyśmy prawie nierozłączne. Najpierw wspólnie odwiedziłyśmy wspomniane
wcześniej groby i zapaliłyśmy znicze, potem wybrałyśmy się na długi spacer po
cmentarzu. Opowiadałam radlińskie wojenne historie, te których echa są w innym wpisie. Obok cmentarza zostawiły się stragany ze zniczami, wiązankami i…
słodyczami odpustowymi. Zrobiłyśmy więc odpowiednie zakupy- ciastka w kształcie
misiów z kremem z białek, kartofelki, makaroniki z cukru w różnych kolorach, pierniczki,
i tataraczki. Uwielbiam zwłaszcza te ostatnie, a spotkałam się z nimi tylko na
radlińskich straganach odpustowych. Owe tataraczki to kłącze tataraku w cukrze
i nic się z nim nie może równać.
Tak zaopatrzone poszłyśmy na kolejny spacer- do mojej
ulubionej fontanny z Matką Polką, a ponieważ pogoda była zaskakująco ładna,
rozsiadłyśmy się na ławce i gadałyśmy, gadałyśmy. O szkole, o maratonach
rowerowych, o planach wakacyjnych (tak, tak, my już myślami byłyśmy na
wakacjach!)
Rozmarzyłyśmy się niesamowicie. Wieczór także spędziłyśmy wspólnie,
mając do towarzystwa jeszcze moja siostrę, która odpoczywała po pracowitym
tygodniu. A potem była jeszcze noc w jednym łóżku…
Kolejny dzień także upłynął nam na długim
historyczno-sentymentalnym spacerze, w czasie którego towarzyszyła nam moja
siostrzenica. Obejrzałyśmy pomnik pomordowanych w szybie Reden, pokazałam Gui
salę sportową „Sokolnia”, gdzie ćwiczą gimnastycy
i karierę rozpoczynał mistrz olimpijski Leszek Blanik- duma Radlina. Poszłyśmy
obejrzeć XIX w. zabudowania kopalni „Marcel” i kamienice dawnej dzielnicy Emma
, po Śląsku znanej Yma. Nazwa dzielnicy
pochodzi od imienia córki dawnego właściciela kopalni. Co jakiś czas
stwierdzałam:
- Tu mieszkałam przez 6 lat, a tu mieszkał wujek.
- Tu mieszkała babcia, a ja zostałam poczęta.
- Tu chodziłam do przedszkola. – Ja też – dodała siostrzenica.
Spacer zakończyłyśmy kawą i goframi w „Domu Sportu”.
I tak oto Zaduszki stały się pretekstem do rozmów o życiu i nostalgicznego spaceru.
Radlin nie jest może miejscem pełnym zabytków, ale jeśli komuś
chce się zejść z głównej ulicy i zajrzeć w boczne uliczki, to znajdzie niejedną perełkę architektoniczną, niejeden ciekawy pomnik i usłyszeć sporo
niezwykłych historii.
Ciekawe zdjęcia Radlina można znaleźć na Facebooku ( zdjęcia nocnego cmentarza tam właśnie znalazłam) .
O, to Ty jesteś Ślązaczka; tylko odrobinę znam te strony, bo mąż studiował na Śląsku; takie spotkania są bardzo potrzebne dla podtrzymania więzi rodzinnych, wspólne rozmowy, wspominania, spacery; masz wspaniały kontakt z córkami, wspólne plany, maratony, wyprawy wakacyjne; tataraczki, pierwszy raz w życiu przeczytałam o takim specjale u Ciebie, chociaż w dzieciństwie, kiedy chodziliśmy na łaki zbierać tatarak na zielonoświątkowe przystrojenie płotów, to wyjadaliśmy z łodyg słodziutkie, pachnące środki; i jeszcze zapach tataraku w kresowej nalewce, którą kiedyś robiłam, niezwykły, niecodzienny i specyficzny; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, Mario, Ślązaczka, ale wiele lat mieszkająca na Pomorzu , a do tego mająca niewielki domek w Izerach. Stąd u mnie takie opowieści z rożnych stron kraju.
UsuńJak widać, smak tataraku nie tylko mnie kojarzy się z dzieciństwem.
Ja tez zawsze w te Dni wspominam przysmak z Krakowa sprzedawany przy cmentarzach. Nigdzie go wiecej nie spotkalam. "Miod turecki" rabany tasaczkiem na wage. Czesto przywozony mi z Krakowa na Slask, kiedy do niego nie jechalam. Klimaty slaskie, klimaty zaduszkowe. Lubie takie teksty:9
OdpowiedzUsuńWiedziałam, Luciu, że spodoba Ci się ten nasz śląski, specyficzny klimat.
UsuńJak ja ci zazdroszcze tych Zaduszek, tego obrzadku, dzielenia tego nie tylko z corka ale na tej plaszczyznie szerszej bo kolektywnej w Polsce. We Francji? Coz, niektorzy ida na cmentarz ale nie pali sie tutaj swiec.... jest zimno, jakos tak obco. Moi tesciowie "nienawidza" tego dnia i jeszcze powtarzaja to przy dziecku moim! sic! prostowac musialam... Mama szwagierki zmarla 6 miesiecy temu ale nie ma ani grobu ani tabliczki... nie ma nic i jakos tak dziwnie bo nikt w te dni o tych "naszych" zmarlych nawet nie wspomnial, oprocz mnie i Antka.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że właśnie w takie bardzo polskie dni Polakom za granicą jest ciężko.
Usuń