Na pierwszej części "Igrzysk śmierci" pojawiłam się przypadkiem i pisałam o tym TU. Między obejrzeniem pierwszej i drugiej części udało mi się przeczytać całą trylogię, na podstawie której powstają filmy, więc tym razem do kina poszłam z czystym sumieniem. Uznałam jednak, że na filmy, które powstają na podstawie książek, trzeba zacząć patrzeć inaczej. Do tej pory najczęściej oceniałam je przez pryzmat książki właśnie (a taką ocenę niewiele dzieł filmowych poza "Tajemniczym ogrodem" A. Holland zniesie).
Tym razem postanowiłam się jednak skupić na czym innym - mianowicie, na aspektach, na które zwróciłam uwagę już podczas oglądania pierwszej części trylogii.
Zacznę więc od kostiumów - idąc do kina z niecierpliwością czekałam na prezentację kolejnych baśniowych strojów i uczciwie przyznać muszę, że się nie zawiodłam. Kreacje olśniewały swym przepychem, fantazyjnością i różnorodnością. Jedna z sukien zauroczyła mnie i do dziś nie mogę wyjść z podziwu nad jej urodą. Brawa dla Trish Summerville (muszę przyjrzeć się jej twórczości;).
Niestety nie udało mi się znaleźć zdjęcia całej sukni. |
Rozczarowały mnie natomiast makijaże. Sądzę bowiem, ze jeśli do czynienia mamy z makijażem delikatnym, codziennym może być on wykonany i wykończony z pewną dozą niedbałości, kiedy jednak mowa o makijażu fantazyjnym, niemal malarskim, to niestety - musi być on perfekcyjny, a na mnie makijaże w filmie wywarły wrażenie wykonanych niechlujnie i niestarannie. Szkoda.
Muzyka, podobnie jak w poprzedniej części dobrze komponowała się z całym filmem, acz nie wzbudziła we mnie takiego zachwytu, jak poprzednio.
Mam wrażenie, że druga część jest niestety słabsza od pierwszej, acz wizualnie nie mam jej do zarzucenia nic poza makijażami, które ktoś mówiąc kolokwialnie po prostu położył (może nie wszystkie, ale te najważniejsze, z dużą ilością zbliżeń).
Niemniej film nadal nie jest zły, nadal broni się i przewyższa większość współczesnych produkcji fantasy/SF dla nastolatek.
Podziwiam, z niekrytą zazdrością, ludzi, którzy lubią filmy, "ogarniają temat", potrafią powiedzieć coś więcej niż "fajne było". Niestety ja do nich nie należę, nie widzę nic niezwykłego w kinie, nie zagłębiam się w takie szczegóły, jak np. makijaż - nie rajcuje mnie to po prostu.
OdpowiedzUsuńTym bardziej podziwiam i z zainteresowaniem przeczytałam Twój wpis - wydaje mi się, że z takich recenzji wynoszę więcej, niż z całego seansu :D
mmmm opisujesz jeden z moich "najulubieńszych" filnów :) ja też po pierwszej części sięgnęłam po książki i jestem nimi zachwycona. Co do filmów to też mi się podobają. W takich sytuacjach staram się w pewnym sensie oddzielić film od książki bo tak jak zauważyłaś ciężko jest w pełni oddać klimat literatury w filmie:/ W "Pierścieniu ognia" zabrakło mi kilku wątków, które moim zdaniem oddały by charakter Katniss (w książce odebrałam mocniej jej egoistyczne nastawienie jeśli chodzi o ucieczkę czy obronę rodziny) a w filmie mi tego brakowało. Ciekawi mnie jak będzie z cześcią trzecią, bo już wiadomo, że podzielona będzie na dwie części.I wydaje mi się że jest to mądry ruch.
OdpowiedzUsuńja lubię ten film, nawet po przeczytaniu książki, bo zawarte są w nim najlepsze momenty i główne problemy współczesnego świata, jak np w momencie, gdy na przyjęciu mieszkańcu Kapitolu biorą 'tajemnicze tabletki', żeby móc dalej jeść a w dystryktach nie ma co w ogóle jeść ;P polecam również, i czekam z niecierpliwością na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńaaa i cieszę się że to Jennifer jest Katniss a nie jak było w zamierzeniu Kristen Stewart ze "Zmierzchu". Jej gra nie przemawia do mnie, niestety:/
OdpowiedzUsuń