Do Walentynek należy się odpowiednio przygotować, zatem w
czwartek zakupiłam odpowiednie ingrediencje, by walentynkowy wieczór spędzić w
miłej atmosferze. O 19.00 zasiedliśmy w troje, czyli Ślubny, Chuda i ja do
kolacji. Na stole znalazły się nasze
ulubione potrawy- tatar, kilka rodzajów sera, trochę warzyw i bakalie. Całości
dopełniało wyśmienite czerwone wino cabernet savinion z owoców dojrzewających w
słonecznej Afryce.
Nasze menu widać na zdjęciach. Może nie było tak bogate, jak to, co podał Bilbo Baggins krasnoludom w czasie pierwszego spotaknia, ale też wino mieliśmy podobne- czerwonego wina zażądał Gandalf po przybyciu do hobbita. A jeśli chcecie wiedzieć, co jedli bohaterowie książki "Hobbit czyli tam i spowrotem", żeby stworzyć książkę kulinarną z przepisami z dalekiego świata, to podpowiadam:
konfitury malinowe
gulasz wieprzowy z sałatą
ser
szarlotka
gotowane jajka
kurczęta na zimno
pomidory
Do picia Bilbo podał kawę, herbatę, piwo i czerwone wino.
Aby wieczór był jeszcze przyjemniejszy włączyliśmy sobie
film – część drugą „Hobbita”. Celowo nie byliśmy w kinie, bo po pierwszej części
nie widzieliśmy takiej potrzeby, ale ciekawiło nas to, co zrobił Jackson z
powieści Tolkiena.
Dobrze, że mieliśmy wino… Już pierwsza część była nudna i
rozwlekła, ale to co zobaczyliśmy wczoraj należałoby przemilczeć albo szybko
zapomnieć. Z ekranu wieje przerażającą nudą. Chuda stwierdziła, że poniżej
krytyki są efekty specjalne. Smok, który miał przerażać i w opiniach, czytanych
wcześniej był genialny, nas jakoś nie przekonał. Muzyka, która ratowała jeszcze
pierwszą część, tu prawie nie istniała (pojawia się sporadycznie i … w końcowej
części napisów końcowych). Zachwycać mogły jedynie plenery i wnętrza.
Ponieważ
obie jesteśmy obecnie na etapie baroku, zgodnie stwierdziłyśmy, że to słowo
klucz do tego filmu. Po pierwsze przerost formy nad treścią, po drugie iście
barokowe obrazowanie. Światłocień jak u Rembrandta, miasto i jego mieszkańcy
jak u Velazqueza bądź Vermeera. Naturalizm jak u Caravaggio.
Elfickie i krasnoludzkie wnętrza jak w schyłkowym gotyku-
miałyśmy nieodparte wrażenie, że ktoś zapatrzył się na „Katedrę” Bagińskiego.
Gdy Bilbo Baggins po 3 godzinach filmu z przerażeniem
zapytał :”Co myśmy zrobili?” My jak echo powtórzyliśmy to samo.
Ba, ale wycisnąć z niezbyt obszernej książki trzy 3-godzinne filmy to jest sztuka...
OdpowiedzUsuńW porównaniu do 3 części Władcy Pierścieni, gdzie trzeba było zrezygnować z wielu wątków, tu trzeba było jakoś ten czas wypełnić. Formą i światłocieniem ;-))
Miłej niedzieli ;)
byłam na tej części Hobbita w kinie,z młodym.Młody jest na etapie silnej fascynacji Władcą Pierścieni i Hobbitem.Podobało nam się, ale nie wiem czy w moim przypadku nie zadziałała "magia kina" plus fantazja (moja:)), i czy film widziany na mniejszym ekranie w domu tam samo bym odebrała:)
OdpowiedzUsuńDobrze,że wino mieliście:) - Pozdrowienia!
udało mi się wskoczyć na login małżonka, ale to ja, kyja
UsuńMy na pierwszej części byliśmy w kinie na 3D i nawet "magia kina" nie zadziałała... Całe szczęście, że mieliśmy wino i samych siebie, bo najlepszą rozrywką dla nas i tak są nasze własne komentarze do filmu :)
UsuńOj cos mi się sypie w widoku i nie mogę przeczytać w telefonie. Może w kompie będzie łatwiej. Grafika jskby poszła i widzę piksele.
OdpowiedzUsuńU mnie w wersji ma fona jest ok.
UsuńZapraszam na mojego raczkującego bloga o kobietach.
OdpowiedzUsuńhttp://nudneprzemyslenia.blogspot.com/