Zacznę od anegdoty usłyszanej przed laty w Opolu, gdzie
studiowałam filologię polską. Było to na tyle dawno, że czasami zastanawiam
się, czy rzeczywiście spędziłam w Opolu trzy lata. Było to w czasie zajęć z
leksykologii i leksykografii, która to była moim ulubionym przedmiotem w owym
czasie. Pani doktor wykładająca
przedmiot opowiedziała, jak pewien Japończyk, językoznawca, zapytany o to, jakie
pamiątki zabierze z Polski odpowiedział, że imię dla swojej córki. „A jakież to
imię”- zapytali zdziwieni naukowcy. „FILIŻANKA”- odpowiedział Japończyk. Podobnie
jak ów naukowiec uważam słowo „filiżanka” za najładniejsze w polskim słowniku.
Filiżanki fascynowały mnie chyba od zawsze. Nie wiem, czy to
ze względu na ich kruchość, czy przeznaczenie. Pierwszą filiżankę dostałam w
prezencie komunijnym, Była to porcelana
z Chodzieży (jak informuje ledwo widoczna pieczątka), na którą artystka ludowa
z Opola naniosła charakterystyczny delikatny opolski wzór.
Postawiono ją w
towarzystwie resztek chińskiej porcelany, która przetrwała wojenną pożogę.
Babcia opowiadała, że z całego serwisu udało się uratować zaledwie cukiernicę i
jedną filiżankę. Reszta została zniszczona przez wkraczających do kraju Rosjan,
którzy byli pewni, że złocenia tych przedmiotów to prawdziwe złoto i… obtłukiwali
je z reszty, niszcząc bezpowrotnie przepiękna porcelanę. Mieli ponoć całe skrzynie
pełne skorup.
Przyglądałam się tym osieroconym cackom, schowanym w
kredensie na wysoki połysk. Z czasem do
kolekcji dołączyła komunijna filiżanka mojej siostry. Zamazana ledwo widoczna sygnatura wskazuje, że
komplet składający się z filiżanki, spodeczka i talerzyka pochodzi z Bogucic,
zaś domorosły artysta naniósł na talerzyku złoty napis „pamiątka pierwszej
komunii świętej”.
Z tej wspomnieniowej części kolekcji pochodzi jeszcze
filiżanka z rodzinnego serwisu. I choć wzór wydaje się podobny, to komplet
pochodzi z faktury w Tułowicach.
I na zakończenie tej części filiżankowej opowieści jeszcze
jeden zestaw śniadaniowy- podarowany mi przez siostrę (wygrzebany na targu staroci). Zestaw wyprodukowano w…
Chodzieży(!), o czym informuje sygnatura na talerzykach. Ta na filiżance
wygląda zupełnie inaczej, niestety nie udało mi się jej znaleźć w katalogach.
Mam w planie opowiedzieć więcej o swojej kolekcji, która
obecnie liczy już ponad 50 filiżanek. Czekajcie zatem na ciąg dalszy .
Liczę na ten ciąg dalszy, nie tylko ze względu na polonistyczne koneksje :) ale i filiżankowe pasje. Osobiście kocham filizanki we wzory kwiatowe i poluję po starociach.... filiżanka jest cudem sama w sobie, mmmm. Pozdrawiam i proszę o rychłe filiżankowe raporty!
OdpowiedzUsuńBędą na pewno!
UsuńAleż piękne masz zbiory! Na chińską porcelanę wprost nie mogę przestać patrzeć. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! A anegdota przednia:)
OdpowiedzUsuńCo za historia! dobrze, że została chociaż jedna filiżanka i cukiernica, bo w życiu nie widziałam tak pięknych rzeczy; bardzo podoba mi sie pomysł obdarowywania bliskich pamiątkowymi filiżankami, są prześliczne; i czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy kolekcji; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńpiękne! czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:)!
OdpowiedzUsuń