15 lutego w trzebiatowskim Klubie Wojskowym odbył się koncert muzyki turystyczno-szantowej. Zaprezentowało się czterech wykonawców: Zespół Kabestan, Paweł Frączek, Krzysztof Karczewski i Wiktoria Łukaszewicz, Mariusz "Zejman" Ściesiński oraz Piotr Ściesiński i Centrala 57.
Kabestan składający się z młodych muzyków znanych mi z innego projektu (Allium, w którym grała i śpiewała swego czasu Marzenka) rozpoczął imprezę kilkoma szantowymi klasykami, w tym uwielbianymi przeze mnie "Mewami".
Paweł Frączek, Krzysztof Karczewski i Wiktoria Łukaszewicz wyciszyli i przenieśli publiczność na górskie szlaki, a Wiktoria wyczarowała swoim delikatnym głosem prawdziwie nostalgiczny nastrój.
Zejman zaprezentował szanty przesiąknięte autentyzmem, czasem bardzo nostalgiczne, innym razem pełne humoru i radości. Wszystkie chyba słyszałam już przy innej okazji, w innych okolicznościach, niemniej ich ponowne wysłuchanie sprawiło mi naprawdę ogromną przyjemność.
Jako ostatni wystąpił Piotrek Ściesiński w towarzystwie chłopaków z Centrali 57.
Na ich koncercie nie zostałam jednak do końca, jednak już to co widziałam pozwalało przypuszczać, że ostatnia część imprezy będzie energetyczną bombą, która poderwie spokojną dotąd publiczność do tańca. Gdy wraz ze znajomymi opuszczaliśmy salę, pod sceną bawiła się już spora grupa, później było ponoć już tylko lepiej. A znając dobrze tych akurat wykonawców wcale mnie to nie dziwi, potrafią oni bowiem poderwać do zabawy chyba każdego.
Na ich koncercie nie zostałam jednak do końca, jednak już to co widziałam pozwalało przypuszczać, że ostatnia część imprezy będzie energetyczną bombą, która poderwie spokojną dotąd publiczność do tańca. Gdy wraz ze znajomymi opuszczaliśmy salę, pod sceną bawiła się już spora grupa, później było ponoć już tylko lepiej. A znając dobrze tych akurat wykonawców wcale mnie to nie dziwi, potrafią oni bowiem poderwać do zabawy chyba każdego.
Cała impreza okazała się moim zdaniem sporym sukcesem trzebiatowskiego Klubu Wojskowego - o istnieniu dwóch pierwszych zespołów nie miałam dotąd pojęcia, a przekonałam się, że warto się nimi zainteresować. Planowana jest ponoć kontynuacja tej imprezy, co bardzo mnie cieszy, gdyż szanty należą do tych gatunków muzycznych, które cenię i lubię. Mam nadzieję, ze na zapewnieniach się nie skończy i już wkrótce będę mogła bawić się na kolejnej takiej imprezie. :)
Zdjęcia dzięki uprzejmości Adama Litwinowicza
Zdjęcia dzięki uprzejmości Adama Litwinowicza
Ojejku, jejku! zobacz do mnie, bawiłyśmy się na podobnej imprezie, pewnie o tej samej porze, tylko w miejscach oddalonych od siebie o sporo kilometrów, ile to może być? 1000? pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńBędąc na koncercie , myślałam, że Tobie też by się spodobało- jak widać podobne myśli nam towarzyszyły :)
Usuńno i jak tu nie wierzyć w telepatiopodobne zagadnienia??!! ostatnio przerabiałam to z moja babcia... za każdym razem myśląc o sobie wzajemnie wywołujemy wyciąganie telefonu i wybieranie numeru... nieprawdopodobne!!!
OdpowiedzUsuńa co do szant to pamiętam moja jedyną (obecnie zaginiona) płytę i to winylową THONAM&SYNOWIE.... to było piękne.... i pewno dalej jest tylko służy komu innemu:)
...szanty ..... żagle.... wiatru śpiew... morza szum.... puknij ty się Olka w głowę, prędzej zalewu rybnickiego hehehehe
I piranie w Zalewie... a może Nessi... Tam może być wszystko.
UsuńSuper impreza:) tez uwielbiam szanty:)
OdpowiedzUsuńBo jak nie lubić tej rytmicznej, nośnej muzyki, zwłaszcza, gdy się jest "Wpisanym w Bałtyk" - http://rozmowki-kobiece.blogspot.com/2014/01/wpisane-w-batyk.html
Usuń