Poranek. Przyglądam się śpiącej Gui. Znów mam ją przez kilka
dni dla siebie. Przytulam ją, powoli wchodzimy w dzień. Pijemy kawę z pianką, smażę jajko z zieleniną.
Koło 10.00 podejmujemy decyzję, że jedziemy na wycieczkę bez względu na pogodę,
na przekór wzmagającemu się wiatrowi i wiszącej nad miastem ciemnej chmurze. Ślubny
kręci nosem. Miał jechać, ale odechciało mu się. Dostaje zlecenie przygotowania
obiadu.
Wycieczka rowerowa do Pobierowa
My starujemy. Tempo wycieczkowe, bo wiatr wieje nam prosto w twarz, Nie rozmawiamy zbyt dużo, ot jakaś uwaga rzucana tu i ówdzie. Ulotna myśl, która trzeba podzielić się natychmiast, zanim zniknie. Na parowach rosną poziomki. Opowiadam Gui o tych, które rosły na Pojezierzu Drawskim, ona przypomina sobie maraton w Zieleńcu. Śmieję się, bo tam pod Drawskiem właśnie o niej i tamtym maratonie myślałam… Często mamy takie same skojarzenia, nie musimy nic mówić, rozumiemy się bez słów.Poziomka na Instagram
Po zjeździe z głównej drogi zatrzymujemy się w lesie. Obie
wiemy, że teraz nastał dla nas czas poziomek, zrywamy owoce, głębiej są także
jagody. Głośno wyrażamy zachwyt nad smakiem i aromatem leśnych skarbów. I
nagle, ach, zjemy wszystkie i nawet nie sfotografujemy! Została jedna śliczna
poziomka. Wyjmuję aparat, pstrykam kilka fotek. Gui robi zdjęcia telefonem:
- Muszę na instagram wrzucić! Otagować. Jak jest po
angielsku poziomka?
To właśnie wtedy poznaję tajniki Instagrama, któy niedługo będzie moim ulubionym medium.
To właśnie wtedy poznaję tajniki Instagrama, któy niedługo będzie moim ulubionym medium.
Śmiejemy się beztrosko. Po chwili wsiadamy na rowery. Już
jest łatwiej, jedziemy lasem, nie odczuwamy wiatru. W Gostyniu trafiamy na
procesję Bożego Ciała. Przyglądamy się ludziom, sztandarom. Chyba cała wieś
wyległa na drogę. Zastanawiam się, ile w ludziach wiary, a ile potrzeby pokazania
się na wsi, uniknięcia ostracyzmu wiejskiego. Zaczyna padać.
Gdzie dobrze zjeść w Pobierowie?
Po drodze ustalamy
menu obiadowe. Początkowo miała być zupa rybna lub coś innego z ryby, nasza ulubioa restauracja to Restobar Lemon z zupą rybną oraz smaczną pizzą. To
był plan na wycieczkę z Ślubnym. Decydujemy się na coś słodkiego na ciepło. Gui
proponuje sernik na ciepło. Dojeżdżamy do Pobierowa. Pierwsza kawiarnia, jaką
widzimy oferuje naleśniki i tu zostajemy. W lodziarni „Melba” ustawiamy rowery
pod parasolami, zamawiamy kawę i naleśniczki. Na ladzie ustawione są dwa
słoiczki: „Zbieramy na wakacje” i „Zbieramy na studia”. Gui zauważa, że w
pierwszym leży trochę drobniaków, drugi pusty.
-Nikt nie chce sponsorować naszego kształcenia.- martwi się
dziewczyna za ladą.
My ciągle w świetnych humorach wrzucamy drobne do obu
słoiczków.
Naleśniki pyszne. Kawa też. Obserwujemy ruch na drodze. Po
przeciwnej stronie ulicy kramy z ubraniami, Gui chce sobie kupić spódnicę, ale
nie znajduje odpowiedniej. Siąpi, mimo to obchodzimy stoiska z starociami i rękodziełem–
tak miało być z założenia- jak przeczytałam wczoraj na stronie gminy Rewal. W
rzeczywistości jest po trosze wszystkiego. Są i stare filiżanki, meble, jak i
rękodzieło, domowe przetwory. Generalnie mało stoisk. Ale targi przewidziane na
kilka dni, więc może się rozkręcą. Na stoisku z drewnianymi zabawkami nie
wytrzymuję i kupuję drewnianą grzechotkę- sprezentuję ją bratanicy Ślubnego.
Jeszcze zjazd nad Bałtyk, bo przecież bez morza nie ma dla
nas wycieczki. Na razie jest tu jeszcze stosunkowo pusto. Ale już za dwa tygodnie rzesze wczasowiczów zamieszkają w pensjonatach i domkach letniskowych w Pobierowie i okolicach. Znajdą najlepsze noclegi nad morzem i spędzą niezapomnaine chwile nad Bałtykiem.
- Mamy piękną rowerową pogodę- stwierdza Gui- nie bardzo
piękną, ale piękną.
- My to jednak nienormalne jesteśmy. Cieszyć się z jazdy w
deszczu, gdy kapie z kasków.- podsumowuję.
- Nie… no może… troszeczkę.
W okolicach Rogoziny ktoś nam macha z samochodu z rowerami
na dachu. Okulary mamy zachlapane. Nie dostrzegam twarzy, ale odmachuję.
Prawdopodobnie ktoś z maratonowych znajomych przyjechał już na sobotnią
imprezę w Niechorzu. Mamy wszak długi weekend. Można go było wykorzystać na
rodzinny wypad nad morze, a przy okazji wziąć udział w maratonie. Większość wynajmie domki letniskowe w Niechorzu lub pensjonaty Rewalu.
Do domu dojeżdżamy przemoczone, ale w euforii. Ślubny czeka
z obiadem. Teraz zajął się czyszczeniem naszych rowerów, my odpoczywamy.
Jutro zrobi się w domu hałaśliwie i wesoło- będzie Chuda z
partnerem, przyjedzie też partner Gui. Dzisiaj jednak mamy jeszcze czas dla
siebie.
Piekna wycieczka. A smak leśnych poziomek bezcenny.
OdpowiedzUsuńSmak to jedno, a wspomnienia, które się z nim wiążą, to drugie...
UsuńFajne zdjęcia, przepyszne menu! I ta wycieczka. Pozdrawiam Akacjo serdeczńie.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj rzucamy się na gofry, tym razem były naleśniki i to był dobry wybór :)
Usuńjednym słowem dzień można zaliczyć do przeżytych a nie straconych :).. bo tyle widoków i wrażeń :)
OdpowiedzUsuńTak, to był intensywny dzień, na emocjach. Tak, jak lubię :)
UsuńJaki piękny post ;) Taki pogodny... ciepły - mimo deszczu i wiatru. Jakie jesteście fajne, dziewczyny ;-)))
OdpowiedzUsuńchwilo trwaj !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń