W sobotę w Mirsku rozpoczynała się Gala Izerska. W poprzednich latach odwiedzaliśmy tę imprezę ze względu na jej ludowy charakter. O zeszłorocznej Gali pisałam na blogu.
Kobiece rozmowy w górach

Po sympatycznej pogawędce ruszyłam do kolejnej wioski- Gajówki na spotkanie z inną blogową znajomą. Tu z kolei podziwiałam urządzone ze smakiem wnętrza starego domu. Bibeloty, serwetki, obrazy sprawiają, że pokoiki nabierają ciepła. Widać, że gospodyni, choć zarzeka się, że nie przepada za swoim wiejskim lokum, włożyła w wystrój domu mnóstwo serca. Ciekawym rozwiązanie jest miejsce wypoczynku z widokiem na Izery- w starej komórce wybito jedną ścianę, klepisko wysypano piaskiem, ustawiono fotele, starą beczkę i hamak. Do tego kilka morskich akcentów i... możemy pic drinka z palemką, oczywiście bezalkoholowego, bo jestem "zkołowana"- no przecież nie zmotoryzowana, bo nie mam motoru . Pijemy zatem mrożoną herbatę i rozmawiamy o życiu.
To były ciekawe spotkania z dwoma zupełnie różnymi kobietami, choć w podobnym wieku, mają odmienne priorytety i pomysł na życie, ale każde spotkanie wzbogaca a w Izerach i na Pogórzu jest mnóstwo miejsca dla ludzi chcących odnaleźć sens życia.
Gala Izerska w Mirsku
Zrobiło się popołudnie i pojechałam do Mirska. Niestety, tegoroczna edycja Gali Izerskiej rozczarowała mnie. Stoisk niewiele, ludzi jeszcze mniej. Trafiłam chyba na przerwę w koncertach, bo nawet młode talenty nie śpiewały. Gdyby nie "Podgórzanie", którzy w części wystawienniczej po prostu sobie śpiewali, to byłoby całkiem nudno.
Przejrzałam stoiska, zjadłam leczo serwowane w namiocie stowarzyszenia "Spokojna Góra" i niespiesznie wróciłam do Domku pod Orzechem, gdzie Ślubny kończył pokrywać podkładem przednia część dachu.
Wieczorem odwiedziła mnie jeszcze sąsiadka zza drogi- Aneta. Wiele lat temu spędzałyśmy z sobą sporo czasu. Najpierw ja organizowałam czas sympatycznej kilkuletniej blondynce, potem ona zabierała na spacery moje małe dzieci.
Posiedziałyśmy chwilę i umówiły się na dłuższą pogawędkę przy innej okazji.
Słońce zaszło czerwono...
Od wschodu, do zachodu... no i nie mogłam się powstrzymać od wrzucenia tego urokliwego zdjęcia z widłami :)
" zkołowana"... muszę zapamiętać na przyszłość, gdybym w końcu nabyła rower :)
OdpowiedzUsuńJak ty odwiedzałaś blogowe znajome fizycznie to ja wczoraj odwiedziłam je przez ich blogi i widziałam śliczną czarną owieczkę i przecznickie klimaty .U mnie w Radlinie też pachnie Gierczynem ,w upały piękną woń roznosi marchewnik zabrany z pod ośrodka.CAŁUSY.
OdpowiedzUsuńGdybym ten wakacyjny piękny dom dzieliła z kim innym, z pewnością byłabym szczęśliwsza w mojej "Dżalnie". Gwoli najszczerszego wyjaśnienia.
OdpowiedzUsuńUpiększyłam go o ścianę z zawieszonymi dzierganymi serwetkami na patyczkach i sznureczkach i pomalowane schody na strych, które rozjaśniły hall.