Myślałam, że gdy dojadę do Domku
pod Orzechem będę bardzo zmęczona, że kolejny dzień spędzę
leżąc na leżaku przed domem lub na łąkę wyciągnę materac.
Okazało się jednak, że Gierczyn „zaatakował mnie” wszystkimi
możliwymi doznaniami i nie było mowy o leżeniu. Już o 6.00 piłam
kawę pod orzechem, słuchałam ptasich treli i jęczenia mojego psa,
ktry domagał się rzucania kamyczka. Z łąki dochodził przyjemny
zapach skoszonej trawy, która zamieniała się w wonne siano, słonko
lekko przygrzewało, ale nie paliło.
-Będę robić nic- marzyłam, sącząc
niespiesznie swoja kawę. Błoga sielankę przerwał Ślubny,
szykujący się do malowania kolejnej części naszego dachu.
Przeniosłam się domu, spojrzałam w sufit- a tam girlanda pajęczyn.
Nie dawały mi spokoju. Tańcząc z miotłą posprzątałam pokój i
kuchnię, potem zrobiłam przepierkę i... usłyszałam znajome
terkotanie traktora. Sąsiad nadjechał, aby zebrać siano. Nie
ruszam się, poradzą sobie beze mnie, zrozumieją, że odpoczywam...
spadają pierwsze krople deszczu, zza góry słychać pomruki
burzy...
Ech... łapię za grabie i dołączam
do ludzie spieszących się, aby zebrać siano w kopy. Nim rozpadało
się na dobre, moja łąka została ozdobiona kilkoma kopami siana
(niewiele udało się zwieźć tego dnia do stodoły, większość
została na łące)
Jest południe.. szykuję obiad a potem
, gdy już przestaje padać idę poszukać kurek.
- Nie ma grzybów, gdzie będziesz
szła- przekonuje sąsiad.
- Jagód też niewiele- dodaje
Ślubny. Ja jednak idę. Jagód faktycznie tyle, żeby do twarożku
dołożyć, za to mnóstwo malin. A wśród borówkowych krzaczków
pięknie żółcą się malutkie kurki. Po chwili do moich zbiorów
dołącza dorodny czerwony kozaczek, potem drugi.
Spacer kończę na ulubionym punkcie
widokowym na Kuflu.
Grzyby będą na kolejny obiad, owoce
zjem z twarożkiem i śmietanką, które dostałam od sąsiadki.
Tak... jestem w Gierczynie...
Pięknie. Wspaniałe spokojne i dzikie miejsce.
OdpowiedzUsuńa ja nie umiem zbierać grzybów...a ile muszę się nachodzić, aby nazbierać do wigilijnego barszczu to głowa mała ;)
OdpowiedzUsuńCudownie! Nie liczyłabym za bardzo na leniwy odpoczynek na Twoim miejscu...
OdpowiedzUsuńMusimy się spotkać, koniecznie ;) już wklepałam Twój numer do komórki ;)
To tak jak ja .W sobotę na Galę Izerską się wybieram.
UsuńNo to see you! :)
UsuńNie wiem, czy się widzieliśmy, ale pewną dziurę widziałam.
Usuńmmmmmmmm....
OdpowiedzUsuńAniu dziekuję!!!!!! zabrałaś mnie tam.... dziekuje na prawde.....
Grzyby rosną zawsze, tylko powyżej granicy chciejstwa, znaczy się, tam, gdzie rzeszom zbieraczy nie chce się już podchodzić, bo za wysoko:)
OdpowiedzUsuń