Połowa sierpnia, więc zgodnie z chyba już tradycją zbieramy się z Gui na naszą samotną rowerową wyprawę. Zgodnie z ustaleniami kontynuujemy bałtycki szlak latarni morskich. W poniedziałek, 11 sierpnia siadamy przy mapach google, atlasie samochodowym i przewodniku po Pomorzu. Początkowo miałyśmy dojechać do Greifswaldu i wrócić- trzy dni to przecież niewiele. Okazuje się jednak, że jeśli w środę przyjdę do pracy, to czwartek mam wolny, zatem możemy wyjechać w czwartek wcześnie rano. A jeśli założymy pierwszy nocleg w Świnoujściu- to możemy wyjechać w środę po południu. To przecież niecałe 90 km. Patrzymy na mapę i... trasa nam się wydłuża, a że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to wydłuża się aż o... Rugię. I tak powoli wyłania nam się nasz szlak: Trzebiatów- Świnoujście- Wolgast- Greifswald- Rugia-Stralsund- Anklam- Uckermunde- Szczecin. Prawie 500 km. Gui otwiera gorącą linię z Anią Gigantką, która z chęcią użyczy nam kawałek podłogi w swoim świnoujskim mieszkaniu. Pozostałe noclegi, jak zwykle na polach namiotowych, których na bałtyckim wybrzeżu nie brakuje.
We wtorek ostatnie zakupy, pakowanie sakw, gotowanie obiadów dla reszty rodziny.
Wreszcie środowe popołudnie, odbieramy jeszcze upragnioną przesyłkę z kamerką GoPro i ruszamy ulubioną trasą na Dziwnówek. Trzebiatów żegnamy głośnym piskiem- tak okazujemy swoją radość z czekającej nas wyprawy. W Dziwnowie mijamy pierwszy zwodzony most. Na trasie będziemy przez takie mosty przejeżdżać wielokrotnie ku ogromnej radości Gui, ale o tym później. Przed dwudziestą meldujemy się u Ani. Kolacja, próba ogarnięcia instrukcji kamerki, trochę rozmów i idziemy spać.
Rano żegnamy Anię na świnoujskim placu z fontanną. Przed nami kolejna przygoda życia.
Jest wcześnie, ruch na kurortowych ścieżkach niewielki. W Bansin odwiedzamy Informację turystyczną i kupujemy potrzebną nam mapę. Wreszcie możemy bardzo dokładnie sprawdzić to, co chcemy obejrzeć, zwiedzić i gdzie dojechać. Czytanie mapy jest czynnością niezwykle fascynującą, spędzamy więc nad nią kilka minut, oj! często będziemy do tej mapy wracać. Początkowo zakładamy podróżowanie drogami asfaltowymi, jednak rowerowe szlaki tak nas nęcą, że podobnie jak w ubiegłych latach lądujemy na turystycznych rowerowych ścieżkach i przez następne dni będzie nas Radweg prowadzić.
Zachwycamy się krajobrazami wyspy Uznam- woda z lewej, woda z prawej, rozlewiska, urocze, czyste kurorty, cisza, brak tandety i mnóstwo rowerzystów.
Gdy zatrzymujemy się na drugie śniadanie- chcemy wreszcie spróbować słynnej fishbuły - podziwiamy dzielną kilkulatkę w sukienusi, która podąża na małym rowerku za swoja objuczoną sakwami mama. Zastanawiamy się, ile kilometrów dziennie pokonuje ta para. Mijamy całe wieloosobowe rodziny na rowerach i samotnych podróżników. Jesteśmy częścią ogromnej społeczności.
Północna część wyspy jest już spokojniejsza. W Peenemunde przejeżdżamy obok historycznych, wojennych budowli, dojeżdżamy do lotniska i dalej w poszukiwaniu najbardziej na północ wysuniętego cypla- chcemy zobaczyć latarnię morską na wyspie Greifswalder Oie lub na Ruden. Wreszcie trafiamy na ścieżkę, która, mamy nadzieję doprowadzi nas do brzegu. Po kilkunastu metrach musimy zsiąść z rowerów i maszerować pieszo przez las w kierunku Naturparku. Jest tak niesamowicie cicho... Nie słychać szumu wiatru w gałęziach, ani tak bliskiego nam szumu morskich fal, nie śpiewają leśne ptaki , nie skrzeczą mewy... Zaczynamy się prawie skradać, żeby własnymi krokami nie robić hałasu...
Kilkaset metrów dalej wychodzimy z lasu na... trawiasto-piaszczyste wybrzeże. Ludzi niewiele, za to mnóstwo ptactwa. Woda nieruchoma jak w jeziorze, sięga nam ledwo do kolan. Nie da się wykąpać w morzu, bo płycizna sięga daleko w głąb Bałtyku. Na horyzoncie majaczy nam wyspa, ale dopiero w domu na zdjęciach widzimy zarys latarni morskiej.
Pejzaż i niesamowity nastrój tego miejsca pewnie długo będzie nam towarzyszył.
Opuszczamy cypel Peenemunde i jedziemy do Wołogoszczy, czyli Wolgast. Miasteczko zachwyca nas panoramą widzianą z wieży jednego z kościołów, barokowymi malowidłami tańca śmierci i kolejnym zwodzonym mostem. Gui jest trochę zawiedziona, że nie zobaczy otwierania mostu, bo jesteśmy zbyt późno. Nagle słyszymy głośny sygnał dźwiękowy i... obserwujemy podnoszenie skrzydła mostu (okazuje się, że w sezonie letnim most jest podnoszony co najmniej dwukrotnie).
Robi się późne popołudnie, a przed nami jeszcze prawie 30 km drogi.
Na polu namiotowym w Loissin meldujemy się ok. 19.00. Przejechałyśmy 90 km.
Kemping jest całkiem przyzwoity, ale brakuje nam zaplecza kuchennego. Gotowanie wody w łazience nie jest naszym ulubionym zajęciem.
Szybko rozkładamy namiot, jemy kolacje i biegniemy na plażę- pole namiotowe usytuowane jest nad samym morzem. I tu, podobnie jak wcześniej jest bardzo płytko, brodzimy w wodzie, żartujemy.
Potem podziwiamy zachód słońca i układamy się do snu.
pikne, pikne....
OdpowiedzUsuńExtra wycieczka, extra...
OdpowiedzUsuńSama bym chętnie na taką pojechała...
Super wycieczka, zazdroszczę jak nie wiem co. Fantastyczne widoki, jednak Polska jest piękna. A próba ogarnięcia instrukcji u mnie (instrukcji czegokolwiek) zawsze jest porażką:)
OdpowiedzUsuńBożeeee, miało być, że jednak wybrzeże bałtyckie jest piękne:), ale w sumie..Polska także. A ilość km zrobiona przez was...szacunek:)
UsuńWybrzeże Bałtyku jest fascynujące i zaskakuje nas w czasie każdej kolejnej wyprawy. A Polska... tak, jeśli tylko chce się zobaczyć jej piękno... Ciągle mamy za mało czasu,by odwiedzić wszystkie interesujące nas miejsca.
UsuńSuper sprawa Aniu...
OdpowiedzUsuńFajna wycieczka, tyyyyle kilometrów w nogach i super widoki.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :)
jak zwykle dużo, daleko i interesująco :)
OdpowiedzUsuńKazda Teoja podróż to dls mnie uczta czytania. Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńAleż wyprawy, w zeszłym roku Bornholm utkwił mi w pamięci, teraz Zalew Szczeciński z drugiej strony, i to rowerami; nie znam tych terenów, tym bardziej ciekawe dla mnie; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBornholm, rok wcześniej całe polskie wybrzeże- to fragmenty większej całości- marzenia, by obejrzeć latarnie morskie wybrzeża Bałtyku. Najlepiej wszystkie i w czasie kolejnych rowerowych wypraw.
Usuńto na pewno były cudowne, pełne przygód wakacje, spanie pod namiotem to już nie mój klimat : p
OdpowiedzUsuńWspaniała wycieczka :) zastanawiam się i nie mogę sobie przypomnieć czy kiedykolwiek spałam pod namiotem ;)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka. Wspomnienia będą niezapomniane
OdpowiedzUsuńSuper wyprawa, zazdroszcze
OdpowiedzUsuńale fajnie zaplanowana wycieczka, na dodatek jeszcze pogoda dopisała
OdpowiedzUsuńCudowna wyprawa, bedzie co wspominac :o)
OdpowiedzUsuńświetna wycieczka, sama bym się a taką wybrała!
OdpowiedzUsuńJa z chęcią bym pojechała w te rejony. uwielbiam morze :)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka. Zazdroszczę widoków i wspomnień :)
OdpowiedzUsuńświetnie ta wyprawa wasz wygląda tak z mojej perspektywy. my na wakacje planujemy odwiedzić polskie morze :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróżować i poznawać nowe miejsca, to odpręża. :)
OdpowiedzUsuńTakie wycieczki, to naprawdę świetna sprawa! :) Kiedyś dużo podróżowałam po Polsce. Teraz bardzo ubolewam nad tym, że póki co, nie mam takiej możliwości.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych podróży. Ostatnio nie miałam okazji by ruszyć się z domu.
OdpowiedzUsuńChciała bym wybrać się na podróż z namiotem jednak moja córka jest za mała na takie warunki
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nie ma za małych córek ;) My już z córką planujemy wypady z wnusią, a ona jeszcze w brzuchu ;)
UsuńZazdroszczę, sama z wielką chęcią bym się wybrała :)
OdpowiedzUsuńOd razu zatęskniłam za wakacjami. Chętnie bym gdzieś pojechała...
OdpowiedzUsuń