- Pani Aniu, jak to
się stało, że pani też została Słowianką? - takim pytaniem
przywitał mnie mój dawny wychowanek ( jeden z tych, którzy
sprawiają, że kocham swój zawód).
- Widzisz, czasem jest
tak, że przekazujemy swoje pasje dzieciom, ale czasem trzeba zrobić
odwrotnie- jeśli chce się mieć bliski kontakt z dziećmi,
uczestniczyć w ich życiu, trzeba też mieć udział w ich pasjach.
Tak właśnie jest ze mną . Zazwyczaj to dzieci podążają za
rodzicami, czasem jednak to rodzice idą za dziećmi.
No właśnie i tak to ze
mną jest. Gdy Chuda zaczynała bawić się w odtwórstwo
historyczne, przyglądałam się temu, co robi. Kibicowałam jej,
podwoziłam na pokazy, pomagałam. Gdy zakładała stowarzyszenie,
potrzebowała mojej wiedzy i wsparcia. Zostałam członkiem
stowarzyszenia i wtedy dotarło do mnie, że nie da się dalej stać
z boku, że jeśli powiedziało się A, trzeba powiedzieć B.
Poprosiłam więc Chudą, by wykroiła mi suknie. Śmiała się ze
mnie, bo ciągle ją o coś pytałam. Nie wiedziałam, jak połączyć
poszczególne fragmenty tkaniny, szukałam odpowiednich wzorów
haftów i kolorów nici.
Chuda pożyczyła od
znajomego książki i mogłam poszukać inspiracji. Potem przez
kolejne wieczory najpierw szyłam, potem wyszywałam kolejne elementy
stroju. Wreszcie 4 grudnia w czasie kiermaszu w Pałacu mogłam
zaprezentować pierwszą z moich sukien.
Kolejną, jeszcze
nieskończoną założyłam w sobotę- kiermasz szkolny był na
świeżym powietrzu, więc trzeba było się ciepło ubrać.
O ile o sobotniej
imprezie napisze później, to pałacowej poświęcę kilka słów
teraz.
W ubiegłym roku kiermasz
był sympatycznym towarzyskim spotkaniem po którym wszyscy wystawcy
byli zadowoleni. Sukces tamtej imprezy skłonił organizatorów do
powtórki w tym roku. Niestety, tym razem dwudniowe spotkanie
rękodzielników było tylko towarzyskim spotkaniem- kupujących jak
na lekarstwo.
My jednak jakoś się tym
nie przejęłyśmy . Z dwóch powodów:
po pierwsze spędziłyśmy
ten czas owocnie- szyjąc i haftując , rozmawiając przy tym cały
czas ( a czy robimy to w domu, czy w pałacowych komnatach, to nam
obojętne)
po drugie- obok naszego
stoiska rozłożył swoje prace właśnie mój wychowanek, obecnie
również działający w odtwórstwie- rasowy gawędziarz, przy
którym nie można się nudzić (ależ moje nauczycielskie serce się
radowało!) Iluż ciekawych rzeczy się dowiedziałam i jak dobrze
się słuchało dialogu dwóch doświadczonych odtwórców, przy
których czułam się jak uczennica (takie odwrócenie ról, może
być niesamowicie inspirujące).
W Pałacu przytrafiła się mi jeszcze jedna miła rzecz- przez kilka tygodni w naszej szkole gościł projekt Trzebiatoff i w ramach podsumowania koordynująca projekt dziewczyna- Monika prosiła o wywiad. Udzieliłam go w swojej słowiańskiej sukni w pięknych pałacowych wnętrzach. Towarzyszące mi dziewczynki spisały się na medal żywiołowo odpowiadając na pytania Moniki. Teraz czekamy na efekty naszej pracy.
W Pałacu przytrafiła się mi jeszcze jedna miła rzecz- przez kilka tygodni w naszej szkole gościł projekt Trzebiatoff i w ramach podsumowania koordynująca projekt dziewczyna- Monika prosiła o wywiad. Udzieliłam go w swojej słowiańskiej sukni w pięknych pałacowych wnętrzach. Towarzyszące mi dziewczynki spisały się na medal żywiołowo odpowiadając na pytania Moniki. Teraz czekamy na efekty naszej pracy.
No po prostu jesteś kobietą renesansu w sukni ze średniowiecza :)
OdpowiedzUsuńI dlatego będziesz wiecznie mloda :)
OdpowiedzUsuńWspaniała, piękna. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńNo i cóż powiedzieć? Dziękuję dziewczyny za takie budujące komentarze :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że kupujący nie dopisali, ale tak to jest w tym rękodzielnictwie, wolą do marketu; w sukniach wyglądacie jak prawdziwe Słowianki, i bardzo historycznie; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń