Gdy dotarła do mnie informacja, że moja ulubiona pisarka wydaje kolejną książkę, wiedziałam, że muszę ją mieć. No i oczywiście dostałam ją pod choinkę . Była tym większą radością, że Chuda uczestniczyła w wieczorze autorskim w Empiku i zdobyła dla mnie autograf pisarki.
Do lektury zabrałam się natychmiast w czasie świąt, ale brak czasu nie pozwolił mi wcześniej podzielić się refleksją.
Książka różni się od pozostałych utworów Tokarczuk (ale czy książki Tokarczuk są do siebie podobne?) .
Tym razem pisarka sięgnęła po biografię historycznej postaci- Żyda Jakuba Franka i na kanwie tej biografii stworzyła niezwykłą opowieść o Żydach, Polakach, pogmatwanej historii obu narodów.
Jakub Frank i jego ideologia towarzyszyła mi przez wiele zimowych wieczorów, bo przecież wiadomo że książek Tokarczuk nie da "łyknąć" na raz. Ta dodatkowo mieści się na... 900 stronach.
Wstyd się przyznać, ale przed lekturą miałam niewielką widzę o Żydach- akurat tyle co z "Skrzypka na dachu" czy szkolnych lektur doby pozytywizmu.
Lektura pochłonęła mnie całkowicie. Poznawałam świat pełen emocji, zmysłowy, sensualny, świat w którym interesy i rachunki mieszają się z zabobonnym strachem i ciągłą nadzieją na przyjście mesjasza.
Oprócz kalejdoskopu żydowskich bohaterów znajdziemy w książce i postaci znane z historii i literatury polskiej Mnie zaintrygował wątek księdza Chmielowskiego- twórcy pierwszej polskiej encyklopedii oraz Elżbiety Drużbackiej- barokowej poetki.Całkowicie wymyślony na potrzeby książki, ale świetnie wpisujący się w epokę.
W powieści nie zabrakło też charakterystycznych dla Tokarczuk motywów podróży, także tej mistycznej ponad czasem i przestrzenią, wątku bieguna, czy swoistej teorii świata- istnienia obok siebie i przenikania się świata realistycznego z onirycznym, ponadzmysłowym.
Na osobną wzmiankę zasługuje szata edytorska, która jest po prostu majstersztykiem.
Twarda, powlekana oprawa, starannie zszyte nićmi kartki, kremowy papier z szarymi ilustracjami przywodzącymi na myśl osiemnastowieczne woluminy, zaskakująca na początku numeracja stron- od końca.
I z tych właśnie powodów "Księgi Jakubowe" trzeba mieć w zbiorach fizycznie (nie jako e-book), tak by móc dotknąć pięknie wydanej książki, rozkoszować się dbałością o każdy szczegół i kartkować, kartkować...
P.S. Ale nie da się po niej pisać markerem, tak jak to zrobiłam z "Biegunami" , czy "Prawiekiem".
właśnie dokończyłam w ubiegłym tygodniu, też dostałam pod choinkę :) od zrobienia kilku podkreśleń i komentarzy ołówkiem w "Lalce" minęło już ćwierć wieku, nigdy nie powtórzyłam tego na żadnej z książek. masz rację, "Księgi Jakubowe" to nie tylko słowa, nie wyobrażam sobie mieć tego w czytniku. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidzisz, ja generalnie też po książkach nie kreślę, chyba, że są to powieści Tokarczuk- te są całe pomazane - nie mogę się powstrzymać od zaznaczania ulubionych fragmentów (kiedyś zrobiłam tak jeszcze z kieszonkowym wydaniem Biblii, które gdzieś zaginęło ;( )
UsuńNiestety, Tokarczuk czytałam do tej pory tylko jedną książkę. Ale na pewno zajrzę do kolejnych jej dzieł, mam nadzieję, że niedługo :)
OdpowiedzUsuńWarto! Tylko trzeba pamiętać, żeby czytać powoli,"z namaszczeniem" ;) (Nie dotyczy powieści kryminalnej "Prowadź swój pług przez koci umarłych")
UsuńWłaśnie czytam, leży koło mnie! Kupiłam jeszcze na Targach Książki w Krakowie i też zdobyłam dedykację od autorki.I już jestem w drugiej połowie, własnie zaczęłam "Księgę metalu i siarki". Mimo tych 900 stron naprawdę szybko i wyśmienicie się czyta, szczególnie, że fizycznie ta książka jest faktycznie cudowna.
OdpowiedzUsuńPrawda? Piękna jest :)
UsuńCzekałam na ten wpis, odkąd napisałaś, że dostałaś tę książkę. Nie wiedziałam, czy sprawić sobie tę pozycję, czy jednak nie. Przeczytałam kilka książek Tokarczuk, całkiem przepadam za jej pisaniem, ale "Księgi Jakubowe" wydają się zupełnie inne od dotychczasowej twórczości tej autorki. Przekonałaś mnie. Przy najbliższej okazji kupię swój egzemplarz :)
OdpowiedzUsuńTez mam w formie papierowej, ja zachwycam się stylem, buduje zdania, łaczy słowa jakby byly pieknymi liniami melodycznymi. Piekna ksiązka, nie do czytania na raty. Jednak dla mnie niesamowitą książką jest Moment niedzwiedzia a dokładnie heterotopia (chyba dobrze pamietam tytuł ?) Pod całym tekstem mogłabym się podpisac to sa moje poglądy
OdpowiedzUsuńTak, język Tokarczuk nie ma sobie równych. Moment niedźwiedzia dostałam jakiś czas temu, ale w złym momencie- dopiero teraz wróciłam do książki i czytam wieczorami.
UsuńBardzo lubię i cenie Tokarczuk. "Księgi Jakubowe" to prawdziwe wyzwanie - zostawiam je na wakacje :)
OdpowiedzUsuńSłucham czasami w Trójce, ale to nie to samo; zaciekawiła mnie, więc jest w kolejce do przeczytania; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSą książki, które w formie ebooków zupełnie się nie sprawdzają, ta jest jedną z nich. Ale lektura wciąż przede mną. Bardzo mnie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale nie wiem też czy akurat ta pozycja jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Kurczę naprawdę porywająca i wciągająca musi być ta książka!Sama już żałuję ,że nie dostałam jej pod choinkę :(!!!Ale nic straconego!Wszystko do nadrobienia :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek, które są wielkim wyrzutem sumienia na moim "regale wstydu" i cierpliwie czekają na swoją kolej już zdecydowanie zbyt długo. Myślisz, że to dobry pomysł, żeby właśnie od "Ksiąg Jakubowych" rozpocząć przygodę z tą autorką?
OdpowiedzUsuńMieszkająća między literami, zostawiłam Ci wiadomośc na Twoim blogu- proponuję rozpocząć od "Anny Inn w grobowcach świata" albo od kultowego "Prawieku".Karolino, tylko na tę ksiażę trzeba mieć naprawdę dużo wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, nie zaczynałabym przygody z Tokarczuk od "Ksiąg", na początek lepszy "Prawiek" albo "Dom dzienny, dom nocny".
"Księgi Jakubowe" to taka wisieka na torcie.