300 km... jeszcze kilka lat temu patrzyłam z podziwem i zazdrością na gigantów przejeżdżających na maratonie wydawałoby się morderczy dystans. Dla mnie 100 km było wyczynem, więc moje uwielbienie było bezgraniczne. Rok temu zaczęłam myśleć, że w sumie, to da się zrobić... ba, byłam nawet bliska osiągnięcia celu, jadać w góry- wówczas zatrzymałam się na nocleg na 260 kilometrze drogi.
Na początku sezonu maratonów zaplanowałyśmy z Chudą przejazd najdłuższych dystansów. I choć 300 km na początku sezonu wydawało się nie najlepszym pomysłem, byłyśmy zdecydowane na ten wariant.
Moje wątpliwości starał się rozwiać Org Marek, twierdząc, że spokojnie dam radę i zmieszczę się w 13-godzinnym limicie czasowym (mam wrażenie, że wierzył we mnie bardziej niż ja sama).