Kilka lat temu wracaliśmy z Lwóweckiego Lata Agatowego przez Radoniów, bo tylko ten wyjazd z miasta nie był zakorkowany. W pewnej chwili naszym oczom ukazał się dziwaczny widok: oto przy samej drodze stał niewielkich rozmiarów bajkowy zamek, a po przeciwnej stronie majaczyły jakieś rzeźby. Niepewnie zasugerowałam Ślubnemu, żebyśmy się zatrzymali, bo dzieci chętnie zwiedziłyby to miejsce. Ten jednak już naburmuszony po pobycie w tłumie zwiedzających w Lwówku nie zgodził się, a my nie mieliśmy takiej siły przebicia jak teraz, więc zwiesiliśmy nosy na kwintę i milcząco dojechali do Domku pod Orzechem.
Od tamtego czasu kilkakrotnie planowałam wyjazd do Pławnej, czy to z siostrzenicą i siostrą, czy bratanicą i bratem, czy wreszcie rowerami z Gui. Ciągle jednak albo nie było czasu, albo coś innego wypadało.
Jakiś czas temu przeczytałam artykuł o Pławnej i nowym dziele tamtejszego artysty, Dariusza Milińskiego- Arce Noego.
Zdjęcia wsi wyglądały tak zaskakująco, że stwierdziłam, iż muszę to miejsce zobaczyć na własne oczy.
Wsiadłam więc na rower i ruszyłam przed siebie. Trasa wiodła mało uczęszczanymi drogami gminnymi, które jednak okazywały się świetnie utrzymanymi asfaltami, niejednokrotnie świeżo położonymi. Powyżej Grudzy usytuowano punkt widokowy z rozległą panoramą Izerów, Karkonoszy i Kaczawów.
Potem śmignęłam do Pasiecznika, skąd już drogą numer 297 w kierunku na Lwówek. Góra- dół, góra- dół, jak to na Pogórzu. Widoki oszałamiające, co wzniesienie, inna panorama. Wreszcie znalazłam się w Pławnej... Przywitał mnie monstrualny jeleń, przy którym ktoś pracował. Dalej był pomarańczowy Zamek Śląskich Legend, który pamiętałam z tej pierwszej wizyty i grodzisko. Zatrzymałam się na parkingu przy Cafe Galerie Miliński.
-Cafe... , od razu poczułam, że czas na kawę. Zajrzałam do środka, gdzie przemiła dziewczyna zrobiła mi aromatyczny napój. A ja zaczęłam się rozglądać, bo miejsce z kawiarnią nie miało wiele wspólnego, za to z galerią mnóstwo. Wyobraźni i talentu artyście nie brakuje. Jego ”Schody do nieba” na tyle przypadły mi do gustu, że kupiłam widokówkę z reprodukcją. Usiadłam przed galerią, ucięłam sobie pogawędkę z kelnerką. Dosiadł się do nas jakiś pracownik, moim zdaniem stolarz:
-a do Arki pójdziesz?
-nie wiem, może zajrzę.
-Idź, warto, tam jest Biblia gotykiem pisana i ikony, i relikwie.
-No, nie wiem...
-Idź, ja tam pracuję, ona ze starych desek zrobiona, zobacz. Ona jak prawdziwa, nawet zwierzęta przed nią stoją...
Dałam się namówić, w końcu po to przyjechałam do Pławnej...
Podjechałam pod górkę, kupiłam bilet za 10zł... Idę. Przede mną replika arki Noego. Przed nią rzeźby słonia, nosorożca, żyrafy i... 6 monstrualnych łyżek.
Z lękiem wchodzę do środka, bo zaczynam mieć wątpliwości, czy na pewno chcę to zobaczyć i... staję zaskoczona. Jestem w najprawdziwszym muzeum! Fakt, kicz miesza się tu ze sztuką, ale zebrane eksponaty robią wrażenie.
Wygląda na to, że artysta pomieścił w Arce wszystkie dewocjonalia, jakie udało mu się uratować z domowych porządków okolicznych mieszkańców. Są tu więc święte obrazki z niemieckich domostw, krucyfiksy i rzeźby z przydrożnych kaplic, ikony przywiezione w transportach ze Wschodu. Mnóstwo relikwii kolekcjonowanych latami. Jest tu też ogromna rzeźba mojego ulubionego świętego. Oto pod dachem św. Franciszek rozmawia z ptakami.
Zwiedzaniu towarzyszy muzyka organowa i śpiewy kościelne, a zza przepierzenia słychać lektora z filmu o odnalezieniu rzekomej biblijnej arki.
Wychodzę oszołomiona. Jeszcze w refleksyjnym nastroju mijam Muzeum Przesiedleńców i Wypędzonych, ale na to już nie mam ochoty. Wystarczy atrakcji na jeden raz.
Na pewno wrócę do Pławnej, ale nie sama, bo chyba potrzebuję kogoś, z kim na bieżąco będę się wymieniała uwagami. Z ulotki wynika, że do przejścia jest jeszcze droga krzyżowa. Co by o Pławnej nie myślecipisać, trzeba pogratulować artyście, że ożywił tę niewielką wioskę i sprawił, że turyści do niej zaglądają.
Wracam do domu. Mijam kolejne przydrożne kapliczki-jest ich tu tak dużo jak w Grudzy. Ciekawe, czy ktoś skatalogował wszystkie kapliczki Pogórza Izerskiego? I jeszcze jedna refleksja na koniec: większość kościołów na tym terenie to kościoły barokowe z charakterystycznymi hełmami. Można by sfotografować wszystkie i zabawić się w zgadywanie,która wieża do którego kościoła należy (a i niektóre kościoły jakby przez jednego architekta projektowane)
I zabawa na koniec: spośród osób, które udostępnią ten wpis na google+ lub na facebooku (można też polubić fanpage jeśli się go jeszcze nie lubi) i mnie o tym poinformują wylosuję jedną, do której wyślę kartkę z reprodukcją obrazu „Pojedynek gigantów”.
Bardzo ciekawe miejsce. Zapisuje do odwiedzenia w Polsce. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTaka inna od miejsc, które zwiedza się zazwyczaj. Warto zajrzeć
OdpowiedzUsuńEch, ja mam bardzo mieszane uczucia... Fakt, wyobraźni panu Milińskiemu nie brakuje ;) Ale zamiast "Pławna miejsce magiczne" powiedziałabym, że raczej "psychodeliczne" ;)
OdpowiedzUsuńNo jest to miejsce dziwne, ale i zaskakujące. Psychodeliczne? Na pewno.
Usuń