Poranek blogerki
Obudziłam się późno, bo przecież ósma to dla mnie środek dnia. Widać tego potrzebowałam. Miało być spokojnie i leniwie, ale... ekspres do kawy zawołał, że należy go wyczyścić, zlew był pełen, dom należało trochę uprzątnąć. No i tak czekając na kawę, zeszło mi do 11.00. A potem pojechałam na działkę, bo przez ostatnie dni, gdy na zmianę mieliśmy tropikalne upały lub ulewne deszcze, moje chwasty porosły do monstrualnych rozmiarów. Chyba już tylko ja orientowałam się, gdzie co może rosnąć.Prace w ogrodzie
Ku mojej rozpaczy nie tylko chwasty porosły, ale także dojrzały owoce, a ja się przecież nie rozerwę!
Nie pamiętam kiedy ostatnim razem udało się nam zerwać czereśnie przed szpakami! Drzewo jest stare i wielkie, więc zerwaliśmy tylko owoce z niższych gałęzi, górę pozostawiając ptakom.
Słońce było coraz wyżej, ale upału nie było- co jakiś czas pojawiały się chmury. I chociaż posmarowałam się kremem z filtrem , to po 15.00 było widać indiańską opaleniznę.

Jutro powtórka z rozrywki- będę owoce zrywać.
Oj jak ja lubię takie prace... Narazie jednak zadowalam sie tarasem i kwiatkami przed domem...
OdpowiedzUsuńDorodne owoce, a jaki agrest ładny; nasze krzaczki niezbyt duże, ale w tym roku też rzuciły owocem, mąż podjada z krzaczków na bieżąco; a wracając do kolendry, ona też mi zajeżdża osobliwym smrodkiem, nawet jak kwitnie, ale pszczołom to nie przeszkadza:-) dziś u nas leje; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń