niedziela, 27 września 2015

W lesie

Spacer po lesie marzył mi się już od tygodni, nawet zakładałyśmy, że wracając z Buczka zatrzymamy się gdzieś w Puszczy Goleniowskiej chociaż na chwilę. Niestety, wtedy padał deszcz. Wreszcie moje marzenie miało się spełnić. O poranku wspólnie z Ślubnym wybraliśmy się do mojego ulubionego mrzeżyńskiego lasu. Zaraz na początku każde poszło w swoją stronę: Ślubny na grzyby, ja na borówki. Tylko pies nie mógł się zdecydować, komu towarzyszyć i biegał między nami.


Najpierw poszłam ledwo widoczną ścieżką przez chaszcze, to tu kilka lat temu wypłoszyliśmy stado dzików, a raczej stado wypłoszyło nas. Do dziś pamiętam groźną postawę odyńca i nasz strach, że stratuje nam psa, który najeżył się i był gotów do obrony swoich państwa.  Na szczęście udało się wtedy złapać psa i obie grupy- my i dziki rozeszły się bezkrwawo. Wspomnienie tego wydarzenia wróciło jeszcze raz, później, gdy odwiedzaliśmy teściów, bo wtedy razem z nami był teść, teraz mocno schorowany z uśmiechem przywołał tamtą przygodę.
Za chaszczami las rozjaśnia się, wysokie, niezbyt gęste sosny przepuszczają sporo słońca, które rozbłyskuje na mchach i porostach. Jest jeszcze wcześnie, słońce stoi nisko nad ziemią, rzucając ciekawe światło na runo leśne. Jeszcze kilka kroków i jestem na swoim ulubionym miejscu. Wokół pełno borówek. Ich czerwone owoce aż proszą się o zrywanie. W oddali słychać szum, ale nie jest to szelest drzew. To szumi morze. Jednostajnie rytmiczne uderzanie fal o brzeg znacznie różni się od dźwięków wydawanych przez poruszany wiatrem las.






Czas zwalnia odmierzany ilością owoców w wiaderku. Swoista klepsydra... Jak długo będziesz zbierać? "Aż wiaderko się zapełni". Wędruję pochylona, kucam, zbieram. Spod nóg wyskakują mi małe żabki, pająki rozciągają swoja sieć między drzewami. pachnie potrącone ręką bagno zwyczajne. Jego cierpko-słodkawy zapach kojarzy mi się właśnie z mrzeżyńskim lasem. Tu i ówdzie zauważam żółte łebki podgrzybków, są też inne grzyby, których nazw nie znam i tych grzybów nie zbieram. Wiaderko powoli się zapełnia, spotykam męża. Mimo, ze las jest spory, to nasze ścieżki zawsze się w nim skrzyżują. Wymieniamy się uwagami o zbiorach- moje są o wiele bardziej udane, zwłaszcza, że udało mi się zebrać także trochę jagód, którymi urozmaicę dzisiejsze smoothie. 
Powoli zbieram się do powrotu, jeszcze kilka grzybów i gdy już prawie mam żegnać las dostrzegam duża kępę mchu gęsto opleciona cieniutkimi nitkami żurawiny. A już prawie straciłam nadzieję, ze ją dzisiaj znajdę! 
Jest coraz cieplej, nie chce mi się wracać, ale Ślubny nalega. Z resztą pies ledwo zipie- ma przecież swoje lata, a dziś biegał jak oszalały. Teraz drepcze  noga za nogą. Trudno. 
Może wrócę do lasu za tydzień?

( a z borówek będzie pyszny dżem)

7 komentarzy:

  1. Nigdy nie jadłam dżemu borówkowego. Musi być pyszny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest pyszny- cierpko-słodki, z lekką nuta goryczki, idealnie nadaje się jako dodatek do serów (zamiast dżemu żurawinowego)

      Usuń
  2. W ubiegłym tygodniu spacerowałam po mniejszym lesie, cudne widoki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, grzyby i las! Zazdroszczę, Aniu.
    Miałem podobną przygodę: bliskie spotkanie z grupą dzików w leśnym pustkowiu. Pochrząkały i odeszły, na szczęście. Później pytałem się znajomego myśliwego o możliwe ich reakcje, powiedział mi, że schodzą ludziom z drogi, chyba że trafi się na lochę z małymi, ta idzie do ataku jak czołg.
    Przy okazji powiem Ci, że moja mama zbierała tak dziwaczne grzyby, że ja nigdy nie odważyłbym się ich wziąć. Po prostu tych jadalnych jest więcej, niż się nam wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, jadalnych jest mnóstwo. Wystarczy zajrzeć do atlasu grzybów. Zazwyczaj zbiera się te, które zbierało się z innymi, w moim przypadku z tatą, który był zapalonym grzybiarzem.

      Usuń
    2. Wszystkie grzyby są jadalne, lecz niektóre można jeść tylko jeden raz

      Usuń