- Kiedy pojedziemy na wycieczkę?- to było jedno z pierwszych pytań jakie usłyszałam po rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Niełatwo było wytłumaczyć moim wychowankom, że we wrześniu mamy maratony i możemy im poświęcić dopiero pierwszy weekend października. Udobruchali się dopiero, gdy opowiedziałam im swoje wakacyjne przygody (ale filmu z wyprawy Bałtyk- Izery nie mogą się już doczekać)
Już od poniedziałku słyszałam niecierpliwe nagabywania, czy na pewno w sobotę jedziemy na wycieczkę, kiedy i dokąd? Umówiliśmy się na sobotnie popołudnie, bo dni ostatnio zaczynały się mgliście i bardzo chłodno. To była dobra decyzja, ponieważ już od południa pięknie przygrzewało słońce.
Punktualnie o 14.00 przed budynkiem szkoły spotkało się siedmioro dzieci i czworo dorosłych. Idealna grupa na wycieczkę rowerową. Tradycyjnie pojechaliśmy nad morze. Powolutku, tempem spacerowym, bo w grupie mieliśmy dwie dzielne dziewięciolatki! Dzieciaki, w większości dziewczęta były bardzo zdyscyplinowane, więc jazda przyniosła nam mnóstwo frajdy. Był czas na podziwianie widoków i psychiczny odpoczynek.
Za Gorzysławiem zaczęłam z niepokojem przyglądać się niebu na północy- miało dziwnie szarą barwę. A czym byliśmy bliżej Bałtyku, tym szarość pogłębiała się i materializowała w gęstą szaro-bura mglę. Postój tradycyjnie zarządziliśmy na zburzonym moście za Robami- uwielbiam to miejsce! Po kilku minutach spoglądania w starorzecze Regi i obserwowania krów i koni włożyliśmy kurtki- znad morza wiało już zimnym powietrzem, a mgła była coraz bliżej- i ruszyliśmy w drogę do Mrzeżyna, mając nadzieję, ze jednak uda nam się zobaczyć morze.
Gdy wjeżdżaliśmy do portu tuman właśnie się cofał, o czym poinformowały nas siedzące na wydmie emerytki-wczasowiczki:
- Ale macie szczęście- zawołały z kępy wydmowej trawy- jeszcze pięć minut temu nic nie było widać!
Teraz widzieliśmy niewiele więcej, ale na horyzoncie dopatrzyliśmy się białego żagla. Ktoś chciał skorzystać z ciepłego dnia i został zaskoczony przez zmianę pogody. (na zdjęciu widać, jak wszyscy patrzymy w tę sama stronę obserwując zmagania żaglówki z mgłą)
Na plaży nie zostaliśmy długo, bo lodowaty wiatr od morza zniechęcał do dłuższego pobytu. Zaplanowany konkurs przełożyliśmy do następnego postoju.
Zaledwie kilkanaście metrów od plaży- u wlotu do portu świeciło słońce. Rzadko mamy okazję podziwiać takie zjawisko- granicę zmiany pogody.
Z wiatrem w ciepłych promieniach słońca dojechaliśmy do lapidarium przed Nowielicami. To tu zaplanowany był kolejny postój. Było to też idealne miejsce na konkurs wiedzy o historii Trzebiatowa. W pewnej odległości od postumentu znaleźliśmy zwalony pień, który posłużył nam za siedzisko.
Po kilku niełatwych jak się okazało pytaniach wyłoniliśmy zwycięzcę, który otrzymał od nas maratonowy bidon. Reszta uczestników została obdarowana odblaskami, które dostałyśmy od PKO BP.
Po trzech godzinach znaleźliśmy się z powrotem przed szkołą, obiecałam, że jeśli pogoda dopisze, to jeszcze w tym roku gdzieś pojedziemy.
To była sympatyczna wycieczka, dzieciaki wykazały się dobrą kondycją, a już nasze Małe Księżniczki na ślicznych rowerkach zasługują na prawdziwe uznanie.
Zaszczepiłaś w dzieciakach miłość do aktywnego spędzania czasu, to bardzo chwalebne. Teraz będą chciały ciągle i ciągle... Ale to dobrze Aniu, byle tylko wolnego czasu starczyło... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFakt, chcą coraz więcej i więcej. Potem ich nawet pogoda nie odstrasza. Pamiętam kilka lat temu wycieczkę w deszczu- nie dało się dzieci przekonać, że odwołujemy imprezę. Pojechaliśmy mimo koszmarnej pogody.
UsuńNajważniejsze, że wszystko się udało i dzieciaki zadowolone:) A pogoda? no cóż, bywa kapryśna!
OdpowiedzUsuńWidzę, że każdy wyposażony w folie odblaskowe i kamizelki, brawo! Od najmłodszych lat uczą się dbać o bezpieczeństwo :) Fajnie, że ostatecznie wycieczka się udała. Oby pogoda bardziej dopisała następnym razem :D
OdpowiedzUsuń