poniedziałek, 16 listopada 2015

Muzyka zespołu Queen symfonicznie

Tak, tak, ja też jestem autorką tego bloga. Tylko trochę leniwą. W sobotę wzięłam jednak udział w wydarzeniu, którym chęć podzielenia się z Wami zwyciężyła nad moim lenistwem. Był to koncert muzyki zespołu Queen symfonicznie w wykonaniu orkiestry Alla Vienna, chóru Vivid Singers i wyjątkowo Hollyłódzkiej Orkiestry Filmowej. Razem tworzyli prawdziwą orkiestrę symfoniczną.


Ani zespołu Queen, ani ich muzyki przedstawiać pewnie nie muszę. Gdy dowiedziałam się o koncercie w Narodowym Forum Muzyki, uznałam, że to będzie wspaniała okazja, żeby jednocześnie zobaczyć nowy nabytek na kulturowej mapie Wrocławia i posłuchać fantastycznej muzyki, którą dobrze znam w wyjątkowym wykonaniu. Do tego będę miała powód do założenia pięknej spódnicy, którą sobie kupiłam, ale nie miałam okazji jej jeszcze nigdzie założyć.


Bilet kupiłam już ponad miesiąc temu i z każdym dniem coraz bardziej oczekiwałam na to wydarzenie. Wreszcie w sobotę się odstawiłam i o 19 stawiłam się w Narodowym Forum Muzyki. Przeszłam się trochę po gmachu (na ile mi na to szpilki pozwalały) po czym znalazłam swoje miejsce na amfiteatrze i podekscytowana czekałam.


Teraz może trochę o zespołach, które wspólnie stworzyły tak wspaniały efekt. Na chór Vivid Singers składa się sześć sopranów, pięć altów, cztery tenory i sześć basów, w tym bas chórmistrza – Dawida Bera. Orkiestrą Alla Vienna wyjątkowo dyrygował wspaniały Jan Niedźwiecki, który zazwyczaj w zespole zajmuje się kontrabasem i gitarą basową. Po za tym w grupie usłyszymy skrzypce, wiolonczelę, flet, klarnet, fortepian i perkusję. Koncert, na którym miałam okazję być był debiutem Hollyłódzkiej Orkiestry Filmowej, która również jest kierowana przez Jana Niedźwieckiego. Nieduża scena wypełniona więc była wspaniałymi muzykami i ich instrumentami.
Koncert rozpoczął się poważnie. Muzycy, jak przystało na orkiestrę symfoniczną, ubrani byli w stroje wieczorowe: panie w czarnych sukniach, panowie w garniturach. Drugi wykonany utwór – Who Wants to Live Forever – został zadedykowany Paryżanom, którzy stracili życie zeszłej nocy w zamachach oraz ich rodzinom. I właściwie potem powaga się skończyła. Dyrygent Jan Niedźwiecki, pełniący jednocześnie rolę konferansjera był perfekcyjnie dowcipny. Jego żarty balansowały na granicy dobrego smaku, którego spodziewalibyśmy się po takim miejscu i takich okolicznościach stopniowo przygotowując audiencję do drugiej części koncertu, której już daleko było do filharmonicznej powagi. Przed przerwą usłyszeliśmy jeszcze The Show Must Go On.

Po trzydziestominutowej pauzie, w czasie której nabyłam płytę zawierającą nagranie koncertu w Filharmonii Szczecińskiej, wróciłam na salę. Przed przerwą zostaliśmy ostrzeżeni, żeby wykorzystać ją na rozgrzanie gardeł i nadgarstków, więc tylko odrobinę zaskoczyły mnie stroje muzyków. Teraz panie miały wąskie, czarne spodnie lub krótkie spódniczki oraz błyszczące koszulki, panowie pozbyli się garniturów na rzecz jeansów i rozchełstali koszule. Dyrygent natomiast wskoczył na swoje stanowisko w białych adidaskach, a pod frakiem miał… koszulkę zespołu Queen. Drugą część rozpoczęła się od skocznego Tie Your Mother Down, następnie usłyszeliśmy dwie znane balladki miłosne: Somebody to Love oraz Love of My Life. I nareszcie mój ulubiony Bicycle Race. Zakładam, że nie muszę tłumaczyć mojego zamiłowania do tego utworu. Pod nosem razem z chórem nuciłam o tym, jak bardzo chcę jeździć na moim bicyklu. Nie dane było mojemu entuzjazmowi spocząć, bo następnym utworem było Bohemian Rhapsody. Jedna z najdziwniejszych kompozycji muzyki rozrywkowej była okazją do popisu zarówno dla chóru jak i instrumentalistów. Jeszcze tylko lekkie, skoczne Crazy Little Thing Called Love i… na scenę wbiegł sam Freddie Mercury! W jego towarzystwie wykonano te największe hity: We Will Rock You, We Are The Champions, I Want to Break Free oraz Another One Bites the Dust. Na tych utworach już nikt z widowni nie krępował się klaskać i śpiewać. Nie zabrakło również wstawek gitarowych wykonanych przez jednego z chórzystów – Piotra Wieczorka.

Orkiestra zagrała wszystkie hity grupy Queen i kilka mniej znanych utworów. Wielokrotnie już chwalony przeze mnie Jan Niedźwiecki swoimi komentarzami i anegdotkami zlepił tę mieszankę we wspaniałą całość. Muzyka na żywo zawsze wywołuje we mnie ogromne emocje, a jeżeli jest to muzyka wykonywana przez kilkadziesiąt osób, tym moje emocje są większe. Przez całe dwie godziny koncertu miałam nieprzerwaną gęsią skórkę.
Wspomnę jeszcze o sali głównej Narodowego Forum Muzyki, w której koncert miał miejsce. Podobno jest to jedna z najlepszych akustycznie sal na świecie. Nie jestem fachowcem, z mojej strony mogę powiedzieć, że z mojego miejsca na amfiteatrze doskonale odbierałam wszystkie dźwięki. Niemal byłam w stanie wychwycić każdy instrument z osobna. Muzyka miała perfekcyjny poziom głośności, była doskonale słyszalna, a po dwóch godzinach koncertu nie piszczało mi w uszach. Dzień wcześniej byłam na trash metalowym koncercie grupy Sepultura, po którym martwiłam się o odbiór sobotniego wydarzenia, tak wpłynął na moje uszy.
Pochwały pochwałami, mam jednak dwa, drobne zastrzeżenia. Pierwsze to światło. Momentami potwornie nieprzyjemnie oślepiało, bijąc po oczach intensywnym strumieniem bieli. I wiem, że to nie była tylko kwestia mojego miejsca. Druga dotyczy aktora i wokalisty, Tomasza Borkowskiego, który wcielił się w rolę Freddiego Mercurego. Wizualnie był mniej wiarygodny od tego, którego możemy zobaczyć na nagraniu ze Szczecina. Był jednak może nieco bardziej „prawdziwy” wokalnie, więc ten szczegół mogę wybaczyć.

Koncert szczerze polecam każdemu. Grupa koncertuje w wielu miejscach w całej Polsce. Jeżeli będziecie mieli okazję uczestniczyć w występie razem z całą orkiestrą, nawet się nie zastanawiajcie. 

6 komentarzy:

  1. Jako Freddie wystąpił aktor Tomasz Borkowski

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w swoich zbiorach garść utworów zespołu Queen, podobają mi się, więc mam wyobrażenie o Twoim wieczorze. Pozazdrościć. Chętnie wysłuchałbym wykonań symfonicznych.
    Budynek też czyni wrażenie, na ile mogę ocenić po jednym zdjęciu.
    Nikt nie chwalił Twojej sukienki – ja chwalę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zdjęcia do imponujących nie należą, raczej są poglądowe. Budynek natomiast imponuje.
      Dziękuję :)

      Usuń