Tak, tak, ja też jestem autorką tego bloga. Tylko trochę
leniwą. W sobotę wzięłam jednak udział w wydarzeniu, którym chęć podzielenia
się z Wami zwyciężyła nad moim lenistwem. Był to koncert muzyki zespołu Queen
symfonicznie w wykonaniu orkiestry Alla Vienna, chóru Vivid Singers i wyjątkowo
Hollyłódzkiej Orkiestry Filmowej. Razem tworzyli prawdziwą orkiestrę
symfoniczną.
Ani zespołu Queen, ani ich muzyki przedstawiać pewnie nie
muszę. Gdy dowiedziałam się o koncercie w Narodowym Forum Muzyki, uznałam,
że to będzie wspaniała okazja, żeby jednocześnie zobaczyć nowy nabytek na
kulturowej mapie Wrocławia i posłuchać fantastycznej muzyki, którą dobrze znam
w wyjątkowym wykonaniu. Do tego będę miała powód do założenia pięknej spódnicy,
którą sobie kupiłam, ale nie miałam okazji jej jeszcze nigdzie założyć.
Bilet kupiłam już ponad miesiąc temu i z każdym dniem coraz
bardziej oczekiwałam na to wydarzenie. Wreszcie w sobotę się odstawiłam i o 19
stawiłam się w Narodowym Forum Muzyki. Przeszłam się trochę po gmachu (na ile
mi na to szpilki pozwalały) po czym znalazłam swoje miejsce na amfiteatrze i
podekscytowana czekałam.
Teraz może trochę o zespołach, które wspólnie stworzyły tak
wspaniały efekt. Na chór Vivid Singers składa się sześć sopranów, pięć altów,
cztery tenory i sześć basów, w tym bas chórmistrza – Dawida Bera. Orkiestrą
Alla Vienna wyjątkowo dyrygował wspaniały Jan Niedźwiecki, który zazwyczaj w
zespole zajmuje się kontrabasem i gitarą basową. Po za tym w grupie usłyszymy
skrzypce, wiolonczelę, flet, klarnet, fortepian i perkusję. Koncert, na którym
miałam okazję być był debiutem Hollyłódzkiej Orkiestry Filmowej, która również
jest kierowana przez Jana Niedźwieckiego. Nieduża scena wypełniona więc była
wspaniałymi muzykami i ich instrumentami.
Koncert rozpoczął się poważnie. Muzycy, jak przystało na
orkiestrę symfoniczną, ubrani byli w stroje wieczorowe: panie w czarnych
sukniach, panowie w garniturach. Drugi wykonany utwór – Who Wants to Live
Forever – został zadedykowany Paryżanom, którzy stracili życie zeszłej nocy w
zamachach oraz ich rodzinom. I właściwie potem powaga się skończyła. Dyrygent
Jan Niedźwiecki, pełniący jednocześnie rolę konferansjera był perfekcyjnie
dowcipny. Jego żarty balansowały na granicy dobrego smaku, którego
spodziewalibyśmy się po takim miejscu i takich okolicznościach stopniowo przygotowując
audiencję do drugiej części koncertu, której już daleko było do filharmonicznej
powagi. Przed przerwą usłyszeliśmy jeszcze The Show Must Go On.
Po trzydziestominutowej pauzie, w czasie której nabyłam
płytę zawierającą nagranie koncertu w Filharmonii Szczecińskiej, wróciłam na
salę. Przed przerwą zostaliśmy ostrzeżeni, żeby wykorzystać ją na rozgrzanie
gardeł i nadgarstków, więc tylko odrobinę zaskoczyły mnie stroje muzyków. Teraz
panie miały wąskie, czarne spodnie lub krótkie spódniczki oraz błyszczące
koszulki, panowie pozbyli się garniturów na rzecz jeansów i rozchełstali
koszule. Dyrygent natomiast wskoczył na swoje stanowisko w białych adidaskach,
a pod frakiem miał… koszulkę zespołu Queen. Drugą część rozpoczęła się od
skocznego Tie Your Mother Down, następnie usłyszeliśmy dwie znane balladki
miłosne: Somebody to Love oraz Love of My Life. I nareszcie mój ulubiony
Bicycle Race. Zakładam, że nie muszę tłumaczyć mojego zamiłowania do tego
utworu. Pod nosem razem z chórem nuciłam o tym, jak bardzo chcę jeździć na moim
bicyklu. Nie dane było mojemu entuzjazmowi spocząć, bo następnym utworem było
Bohemian Rhapsody. Jedna z najdziwniejszych kompozycji muzyki rozrywkowej była
okazją do popisu zarówno dla chóru jak i instrumentalistów. Jeszcze tylko
lekkie, skoczne Crazy Little Thing Called Love i… na scenę wbiegł sam Freddie
Mercury! W jego towarzystwie wykonano te największe hity: We Will Rock You, We
Are The Champions, I Want to Break Free oraz Another One Bites the Dust. Na
tych utworach już nikt z widowni nie krępował się klaskać i śpiewać. Nie
zabrakło również wstawek gitarowych wykonanych przez jednego z chórzystów –
Piotra Wieczorka.
Orkiestra zagrała wszystkie hity grupy Queen i kilka mniej
znanych utworów. Wielokrotnie już chwalony przeze mnie Jan Niedźwiecki swoimi
komentarzami i anegdotkami zlepił tę mieszankę we wspaniałą całość. Muzyka na
żywo zawsze wywołuje we mnie ogromne emocje, a jeżeli jest to muzyka wykonywana
przez kilkadziesiąt osób, tym moje emocje są większe. Przez całe dwie godziny
koncertu miałam nieprzerwaną gęsią skórkę.
Wspomnę jeszcze o sali głównej Narodowego Forum Muzyki, w
której koncert miał miejsce. Podobno jest to jedna z najlepszych akustycznie
sal na świecie. Nie jestem fachowcem, z mojej strony mogę powiedzieć, że z
mojego miejsca na amfiteatrze doskonale odbierałam wszystkie dźwięki. Niemal byłam
w stanie wychwycić każdy instrument z osobna. Muzyka miała perfekcyjny poziom
głośności, była doskonale słyszalna, a po dwóch godzinach koncertu nie
piszczało mi w uszach. Dzień wcześniej byłam na trash metalowym koncercie grupy
Sepultura, po którym martwiłam się o odbiór sobotniego wydarzenia, tak wpłynął
na moje uszy.
Pochwały pochwałami, mam jednak dwa, drobne zastrzeżenia. Pierwsze
to światło. Momentami potwornie nieprzyjemnie oślepiało, bijąc po oczach
intensywnym strumieniem bieli. I wiem, że to nie była tylko kwestia mojego
miejsca. Druga dotyczy aktora i wokalisty, Tomasza Borkowskiego, który wcielił się w rolę Freddiego
Mercurego. Wizualnie był mniej
wiarygodny od tego, którego możemy zobaczyć na nagraniu ze Szczecina. Był
jednak może nieco bardziej „prawdziwy” wokalnie, więc ten szczegół mogę
wybaczyć.
Koncert szczerze polecam każdemu. Grupa koncertuje w wielu
miejscach w całej Polsce. Jeżeli będziecie mieli okazję uczestniczyć w występie
razem z całą orkiestrą, nawet się nie zastanawiajcie.
Musze isc moze będą w NOSPR :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
UsuńJako Freddie wystąpił aktor Tomasz Borkowski
OdpowiedzUsuńDzięki! Już uzupełniam :)
UsuńMam w swoich zbiorach garść utworów zespołu Queen, podobają mi się, więc mam wyobrażenie o Twoim wieczorze. Pozazdrościć. Chętnie wysłuchałbym wykonań symfonicznych.
OdpowiedzUsuńBudynek też czyni wrażenie, na ile mogę ocenić po jednym zdjęciu.
Nikt nie chwalił Twojej sukienki – ja chwalę.
Moje zdjęcia do imponujących nie należą, raczej są poglądowe. Budynek natomiast imponuje.
UsuńDziękuję :)