Listopadowy weekendowy wypad planowaliśmy z Robertem już jakiś czas. wciąż jednak wahaliśmy się nad celem naszego wyjazdu. początkowo miała być do Łódź, ale ze względu na niezbyt dogodne połączenia PKP (ze względu na bardzo nieprzyjemne przygody z letnich przejazdów unikamy połączeń TLK, co korzystnie odbija się na naszym zdrowiu psychicznym i portfelu). Postanowiliśmy poszukać innego miasta, które chcielibyśmy zobaczyć. I tak stanęło na Toruniu, w którym jeszcze nigdy nie byłam.
Weekend między 20 a 22 listopada nie był może najpiękniejszy - Toruń był nieco zamglony, co najwyraźniej widać było nad Wisłą, dość często popadywał lekki deszcz, czasem siąpiło nieco dłużej. Do miasta przyjechaliśmy w piątek po południu i ruszyliśmy z dworca na starówkę. Trzeba zaznaczyć, że dworzec znajduje się po przeciwnej stronie Wisły niż całe centrum miasta, czekał nas więc kilkudziesięciominutowy spacer. Starówkę z bagażami obeszliśmy raczej pobieżnie, szukając miejsca na obiad - tak trafiliśmy do Browaru Jan Olbracht, gdzie jedzenie jest w normie, ale warto tam przyjść dla lokalnych piw, co też zrobiliśmy jeszcze tego samego wieczoru. Po obiedzie poszliśmy zameldować się w hostelu Przystanek Toruń, o którym parę słów napisze poniżej. Popołudniem 20 listopada wybraliśmy się jeszcze na spacer po deszczowej starówce.
Hostel, w którym mieszkaliśmy przez te dwa dni, znajduje się niedaleko starego miasta, tuż przy dworcu Toruń Miasto, niemal nad samą Wisłą. Bliskość dworca nie jest specjalnie uciążliwa. Sam hostel jest czysty, a przestrzenie "wspólne" jak recepcja, bar czy sala restauracyjna urządzone są w kolejowo-dworcowym stylu, ponadto stroje obsługi przypominają retro liberie konduktorów. Na uwagę zasługują także śniadania - typowy szwedzki stół, uzupełniany na bieżąco, zawierający wszystko co powinien - różne rodzaje pieczywa, sery, wędliny, zupy mleczne, jogurty itp., a ponadto coś na ciepło.
Sobotę postanowiliśmy spędzić na zwiedzaniu.Nie udało nam się niestety odwiedzić wszystkich planowanych muzeów, gdyż ze względu na porę roku (po sezonie) większość z nich czynna była tylko do 16. Niemniej odwiedziliśmy Dom Mikołaja Kopernika, Muzeum Piernika oraz Ratusz Staromiejski (gdzie oddałam się dłuższej kontemplacji obrazów Malczewskiego).
Muzeum Piernika jest instytucją nowoczesną (otwartą w tym roku), nastawioną na młodszego zwiedzającego, co nie przeszkadzało nam zbytnio dobrze się bawić - przymierzyć wirtualnie dawne stroje, czy poczuć się kierowcą Żuka. Tuż obok znajduje się także najwspanialsze (po sali z Malczewskim) miejsce w całym Toruniu, mianowicie sklep firmowy z taaaakim wyborem pierników, że stałam dobre 20 minut nie mogąc się zdecydować i w końcu wyszłam z całą reklamówką toruńskich słodkości.
Zwiedziliśmy ponadto Zamek Krzyżacki, którego potencjał nie jest według mnie należycie wykorzystany, a naciąganie zwiedzających na płatnego przewodnika ("Ja zabawnie poopowiadam. Usługa kosztuje 20 zł")mimo nie najtańszych biletów wstępu jest po prostu w złym stylu.
Będąc w Toruniu nie mogliśmy pominąć Planetarium, gdzie zdecydowaliśmy się (a raczej czas zdecydował za nas) odwiedzić interaktywną wystawę Orbitarium, gdzie dzięki zabawnym doświadczeniom mogliśmy przekonać się o istnieniu różnych sił , które na co dzień pozostają nieuświadomione. My bawiliśmy się super, ale wszyscy inni wyszli z sali szybciej niż my. Sądzę, że gdyby w grupie były także dzieci, to może ktoś zostałyby w sali także po nas. Dzień zakończyliśmy seansem w Planetarium, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie - urządzenie do wyświetlania na sklepieniu wielkiej kopuły gwiazd wyglądało jak sonda kosmiczna i robiło cuda. Jakbym mogła kiedyś zażyczyć sobie czegokolwiek, to chyba chciałabym taki rzutnik do gwiazd na suficie.
W sobotę i niedzielę jedliśmy obiad w Pierogarni Stary Młyn. Proponowane tam potrawy były przepyszne (pierogi na kilkadziesiąt różnych sposobów - pieczone, gotowane, smażone, kruche, słodkie, słone, pikantne...), lokal znajduje się na samej starówce, obsługa nie budziła żadnych zastrzeżeń - jest to miejsce, którego będzie mi brakować. Z drugiej strony - przynajmniej nie przytyję (tak szybko).
Zaczynając podsumowanie muszę jeszcze zaznaczyć, ze tym razem obyło się bez kościołów, które oglądaliśmy tylko z zewnątrz, a których na toruńskiej starówce naliczyć można kilka. Sama starówka (Stare i Nowe Miasto) są niezwykle klimatyczne - wąskie, często brukowane, uliczki, zabytkowe odrestaurowane kamienice, witrażowe znaki poszczególnych cechów rzemieślniczych - to wszystko sprawiło, że samo spacerowanie, nawet w deszczu, było niezwykle przyjemne. Nauką na przyszłość będzie dla nas konieczność sprawdzania, jak pracują muzea w kolejnych miastach, które będziemy odwiedzać - niestety czas do 16:00 płynie bardzo szybko.
Do Torunia chciałabym jeszcze kiedyś wrócić - jest niezwykle klimatyczny i urokliwy, ale wówczas wolałabym widzieć go w słońcu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńByliśmy w Toruniu z rodziną rok temu,w marcu. Zwiedziliśmy niemalże to samo co Państwo, łącznie z noclegiem w "Przystanku Toruń" :D (niestety trochę pobłądziliśmy szukając hotelu wieczorem-było już ciemno). My zakochaliśmy się w Toruniu i marzy nam się powtórka latem!Serdecznie pozdrawiam!K.
OdpowiedzUsuńBrowar Jan Olbracht bardzo zacny, a na szczególną uwagę zasługuje piwo piernikowe :-)
OdpowiedzUsuńToruń i na mnie wywarł ogromne wrażenie zarówno ofertą turystyczną jak i miastem samym w sobie :) na moich synach ogromne wrażenie zrobił Młyn Wiedzy, po nim warszawski Kopernik był blee :DDD
OdpowiedzUsuńToruń znam przede wszystkim z opowieści Tomika, który stamtąd pochodzi, natomiast sama miałam okazję uczestniczyć w kilkugodzinnej przechadzce po mieście i mam wielki niedosyt oraz ogromną ochotę na powrót. Pod jednym tylko warunkiem: jak będzie ciepło i słonecznie :)
OdpowiedzUsuńToruń piękne miasto, które odwiedzam o każdej porze roku. Polecam to miejsce każdemu, kto chce pospacerować sobie tak samo w dzień jak i wieczorami:) Jest to naprawdę wyjątkowe miejsce dla każdego.
OdpowiedzUsuń