Wiem, przewrotny tytuł, zwłaszcza, gdy za każdym razem podkreślam, ze sezon rowerowy się nie kończy. No tak... Wszak rower był używany codziennie na dojazdy do pracy, ale co innego dojazdy do pracy, a co innego kilkugodzinne eskapady. Jeśli nie liczyć dwóch wypadów rowerowych w górach, to okaże się, ze zima tego roku była licha w rowerowe wycieczki- chyba z powodu silnych wiatrów, które skutecznie zniechęcały mnie do jeżdżenia (z cegłami w kieszeniach jeździć nie będę- a przecież konserwator w mojej szkole takowe mi raz proponował, gdy zobaczył mnie wychodzącą w wichurę).
niedziela, 28 lutego 2016
sobota, 27 lutego 2016
"Wszystko przez Judasza"
Piątkowe popołudnie jest dla nas zazwyczaj czasem wyciszenia i zamykania w domowym zaciszu. Gdy po pracy zakotwiczyłyśmy w domowych pieleszach, obie z Chuda miałyśmy tę samą myśl- co nas podkusiło, żeby się na wyjazd do Gryfic zapisać?
Skoro jednak zapisałyśmy się, to trzeba wykrzesać z siebie resztki energii i przygotować do wyjścia.
No i całe szczęście, żeśmy się wybrały!
Sztuka "Wszystko przez judasza" Andrzeja Ballo reklamowana jest jako komedia kryminalna. W obsadzie spektaklu wymiennie zobaczyć można całkiem dobrych aktorów.
czwartek, 25 lutego 2016
Małe słodkie przyjemności
-Jedziemy po Monte! -zdecydowałam, gdy doczytałam, że słodki deser, który właśnie testujemy można dostać taniej w innym mieście.
Chudej nie trzeba było wcale namawiać- wiadomo- każdy pretekst, by jechać z mamą na zakupy jest dobry. I tak w sobotni poranek pojechałyśmy do Gryfic. Pewnie, że zamiast wspomnianego Monte (a dokładnie 30 opakowań tegoż) kupiłyśmy mnóstwo innych rzeczy.
No dobrze, ale dlaczego akurat Monte z dodatkami? Ano kolejny raz zostałam testerem produktu. Akcję promocyjna organizowała platforma trnd.pl.
Tym razem jednak sama musiałam się w produkty zaopatrzyć, a reklamodawca zwraca koszty zakupu.
Teraz codziennie po południu, gdy wrócimy z pracy i wspólnego biegania, parzę herbatę, wykładam owoce i delektujemy się smakiem kremowego mlecznego deseru.
poniedziałek, 22 lutego 2016
Krew w kinie czy może kina we krwi? cz. 3
Ostatnim z obejrzanych przeze
mnie niedawno filmów jest „Deadpool” – kolejna ekranizacja komiksów Marvela ze
świata X-Menów. Tym razem jednak nie otrzymujemy typowego marvelowego filmu o
superbohaterze. Deadpool to postać skrajnie prześmiewcza, antybohater, który
świadom jest tego faktu. Świadom jest też faktu bycia tworzywem popkultury. Z
premedytacją burzy czwartą ścianę i wchodzi w interakcję z widzem w kinie.
Zagaduje, żartuje, opowiada (a nawet upomina, by nie zostawiać syfu w kinie).
sobota, 20 lutego 2016
Krew w kinie czy może kina we krwi? cz. 2
Drugim filmem, który obejrzałam jest „Zjawa” meksykańskiego reżysera
Alejandro Gonzáleza Iñárritu. Główną rolę zagrał Leonardo DiCaprio, który do
tej pory zdobył już wszystkie możliwe nagrody za tę kreację i trudno wyobrazić sobie,
że Oskar miałby trafić do kogoś innego w tym roku. Jest to film diametralnie
inny od wcześniej omawianej „Nienawistnej ósemki” Quentina Tarantino. Gdy tamta
w swej brutalności była prześmiewcza i karykaturalna, tak tu skrajny naturalizm
nie pozostawia miejsca na śmiech.
czwartek, 18 lutego 2016
Kartka dla Julki
27 lutego Julka skończy 8 lat. Jej marzeniem jest góra kartek urodzinowych. A że jest bardzo waleczną dziewczynką, która nie poddaje się, mimo wielu przeciwności losu, warto jej pomóc w realizacji tegoż marzenia.
O Julce można przeczytać w wielu miejscach. Na facebooku jest nawet wydarzenie . Piszą o niej media.
Historia chorej ośmiolatki z Elbląga tak wzruszyła nauczycieli i uczniów mojej szkoły, że wspólnie na lekcjach przygotowywali kartki i życzenia dla Julki. Jest jeszcze trochę czasu, więc można się do akcji przyłączyć. Myślę, że warto.
Takie kartki wykonali moi uczniowie w czasie dzisiejszych warsztatów rękodzielniczych.
A taką dostanie Julka ode mnie.
Kartki wysyłamy na adres:
Julia Frącek
Świerkowa 16/5
82-300 Elbląg
wtorek, 16 lutego 2016
Krew w kinie czy może kina we krwi? cz. 1
Dzisiejszy wpis miał być pojedynczą kulturową notką, ale gdy usiadłam do pisania, okazało się, że się nie da - skończony tekst był zbyt długi, by zaprezentować go na raz, więc dzisiejszy wpis zapoczątkuje krótką serię na ten sam temat.
Krew pojawia się w filmach
często. Dotyczy to zarówno gatunków typowo „krwawych”, jak horrory czy filmy
katastroficzne, ale też produkcji sensacyjnych, kryminalnych czy
fantastycznych. Nie zawsze jednak należy patrzeć na nią w ten sam sposób.
Refleksja na ten temat chodziła za mną już jakiś czas i właśnie nadarza się
okazja, by nieco ją rozwinąć i wyjaśnić, bowiem byłam ostatnio w kinie na
trzech zupełnie różnych filmach, które łączyła duża dawka przemocy i krwi
właśnie. Produkcje, o których mowa, to „Nienawistna ósemka” Quentina Tarantino,
„Zjawa” Alejandro Gonzáleza Iñárritu oraz marvelowski „Deadpool” wyreżyserowany
przez Tima Millera (chociaż w tym przypadku od osoby reżysera istotniejsza moim
zdaniem jest przynależność postaci do uniwersum X-Menów).
sobota, 13 lutego 2016
Tak trudno pożegnać Izery
Lekko oprószona śniegiem ścieżka pnie się do góry. Puchu jest niewiele, nocą spadło odrobinę, ale lutowe ostre słońce sprawia, że biel niknie w oczach. Jak na luty jest ciepło i po pięciu dniach porywistego wiatru nareszcie spokojnie.W przejrzystym powietrzu widać odległe pagórki pokryte lasami, łąki i rozsypane po Pogórzu miejscowości. Idę odwiedzić Górę. Obserwuję zwierzęce tropy- sarny, jelenie i ... pies (mój własny). Bo przecież moją ścieżką rzadko kto podąża.
piątek, 12 lutego 2016
Ja zrobić naleśniki? - rozważania przy zmywaniu
„Są talerze, ale nie ma apetytu”- wiersz Szymborskiej kołatał mi się po głowie, gdy po wyjeździe Gui zabrałam się za zmywanie sterty naczyń. Doskonale wiem, że praktycznie każdy jest inny. Przez 40 lat zebrała się całkiem spora i ciekawa kolekcja. Zapraszam na post w którym znajdziecie gawędę o talerzach oraz z przepis na naleśniki.
czwartek, 11 lutego 2016
Gdzie mnie asfalty poniosą...
Mokry poranek nie zapowiadał niczego dobrego, gdy więc w południe przejaśniło się i ustał wiatr, postanowiłam natychmiast wsiąść na rower i wykorzystać tę spokojniejszy czas. Tym razem ciągnęło mnie na zachód Pogórza Izerskiego- chciałam przejechać przez Wolimierz, Giebułtów, Mirsk i tradycyjnie zatrzymać się w Rębiszowie u Inkwi. Początkowo jechałam zgodnie z wytyczoną trasą.
wtorek, 9 lutego 2016
Gierczyńskie spotkania
-Przyjedź do Gierczyna!- takie zaproszenie czasem komuś wysyłam. Najczęściej jest to Gui, której bliżej z Wrocławia do Gierczyna niż do Trzebiatowa. Tym razem podobne zaproszenie otrzymał ktoś jeszcze. I tak na niedzielnym obiedzie było nas czworo- Ślubny, Gui, ja i Krzysztof.
No właśnie. Krzysztof. Pamiętam, gdy pierwszy raz trafiłam na blog opisujący wyprawy w Góry Kaczawskie. Przeczytałam jedną relację, drugą i... utonęłam w pięknych literackich tekstach okraszonych zdjęciami gór, jakże podobnych do moich. Łagodne wzniesienia, lasy, łąki poprzecinane miedzami, niewielkie wsie... Zostawiłam komentarz i... tak zrodziła się blogowa znajomość. Czasem prawie deptaliśmy sobie po piętach, jednak czas spotkania musiał dojrzeć, a wirtualne koleżeństwo okrzepnąć. Widać, wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Bo niedzielny obiad w Domku pod Orzechem to idealny pretekst do spotkania.
niedziela, 7 lutego 2016
Opowieść o izerskim wschodzie słońca
Wstawanie w domku w górach rozłożone jest na raty. Można wstać nagle, wiedząc, że trzeba podłożyć do ognia lub powolutku otwierać oczy, sprawdzając, czy wstaje dzień. Tak było właśnie dzisiaj...
Widziałam, jak niebo za oknem przejaśnia się i na wschodzie zarysowuje się najpierw kremowa, później coraz bardziej pomarańczowa łuna. Słyszałam huk wiatru, którego siła od kilku dni nie chce osłabnąć. To sprawiało, że z niechęcią podnosiłam się z pościeli. Łuna jednak potężniała, nabierała intensywniejszych barw, nęciła. Dopiłam poranną kawę i wyszłam w wichurę. Szłam jak zwykle w stronę słońca, bo przecież, by w pełni cieszyć się z piękna wschodu muszę wyjść za las na przeciwległej przełączce.
Widziałam, jak niebo za oknem przejaśnia się i na wschodzie zarysowuje się najpierw kremowa, później coraz bardziej pomarańczowa łuna. Słyszałam huk wiatru, którego siła od kilku dni nie chce osłabnąć. To sprawiało, że z niechęcią podnosiłam się z pościeli. Łuna jednak potężniała, nabierała intensywniejszych barw, nęciła. Dopiłam poranną kawę i wyszłam w wichurę. Szłam jak zwykle w stronę słońca, bo przecież, by w pełni cieszyć się z piękna wschodu muszę wyjść za las na przeciwległej przełączce.
sobota, 6 lutego 2016
Ulepimy bałwana
Ulepimy dziś bałwana... nuciłam, gdy mozolnie podjeżdżaliśmy pod Domek pod Orzechem. Mimo niesprzyjających prognoz, mówiących o wysokich temperaturach, w górach leżał świeżusieńki biały puch. Szybko uporaliśmy się z powitaniami i wizytami u znajomych, rozgrzaliśmy wychłodzone mury i gdy zrobiło się ciemno, wyszliśmy ulepić bałwana. Padał drobny deszcz i wiał halny, to jednak nas nie zniechęcało. Powyżej domu stanął pokaźny bałwan. Przy okazji nasz staruszek pies też prawie zamienił się w bałwanka - jego nogi obwieszone były mnóstwem białych kuleczek.
wtorek, 2 lutego 2016
Rozstrzygnięcie konkursu
18 stycznia ogłosiłyśmy popularną zabawę w łapanie licznika. Zgodnie z naszymi wyliczeniami wystarczyły 2 tygodnie, by oglądalność bloga przekroczyła magiczną liczbę 200 000 odsłon.
Zabawa cieszyła się większym zainteresowaniem nim początkowo przypuszczałyśmy- dzisiaj w okolicach godz. 13.00 zanotowałyśmy ponad 130 odsłon, czyli miałyśmy do czynienia z prawdziwym łapaniem licznika :)
Zabawa cieszyła się większym zainteresowaniem nim początkowo przypuszczałyśmy- dzisiaj w okolicach godz. 13.00 zanotowałyśmy ponad 130 odsłon, czyli miałyśmy do czynienia z prawdziwym łapaniem licznika :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)