Ostatnim z obejrzanych przeze
mnie niedawno filmów jest „Deadpool” – kolejna ekranizacja komiksów Marvela ze
świata X-Menów. Tym razem jednak nie otrzymujemy typowego marvelowego filmu o
superbohaterze. Deadpool to postać skrajnie prześmiewcza, antybohater, który
świadom jest tego faktu. Świadom jest też faktu bycia tworzywem popkultury. Z
premedytacją burzy czwartą ścianę i wchodzi w interakcję z widzem w kinie.
Zagaduje, żartuje, opowiada (a nawet upomina, by nie zostawiać syfu w kinie).
Już napisy początkowe wywołują salwy śmiechu – nie dość, że same w sobie są skrajnie niepoważne („Ostra laska”, „Zbuntowana nastolatka”, „Jakiś koleś wciśnięty na siłę z innego filmu”, „Palanty”…), to w ich tle widać scenę walki w samochodzie (z głupimi minami zaatakowanych, wciąganiem kogoś do samochodu za majtki itp.), natomiast wszystkiemu towarzyszy ckliwa muzyka. Potem jest już tylko lepiej (gorzej?). Jeżeli ktoś ma zamiar obejrzeć film z wysublimowanym humorem, to nie tędy droga (wówczas lepiej włączyć „Zupełnie nowy testament”). Tu żarty są raczej rynsztokowe, nawiązujące często do sfery intymnej i cielesnej. Ale nie oszukujmy się – tego się po tym filmie spodziewamy – idziemy do kina wyć ze śmiechu z żartów, które na co dzień są zbyt niskie i prostackie, byśmy się z nich otwarcie śmiali (chyba, że nasze towarzystwo ma podobne poczucie humoru i nie zostaniemy wzięci za szowinistycznych i rasistowskich ksenofobów z niedoborem intelektualnym).
Już napisy początkowe wywołują salwy śmiechu – nie dość, że same w sobie są skrajnie niepoważne („Ostra laska”, „Zbuntowana nastolatka”, „Jakiś koleś wciśnięty na siłę z innego filmu”, „Palanty”…), to w ich tle widać scenę walki w samochodzie (z głupimi minami zaatakowanych, wciąganiem kogoś do samochodu za majtki itp.), natomiast wszystkiemu towarzyszy ckliwa muzyka. Potem jest już tylko lepiej (gorzej?). Jeżeli ktoś ma zamiar obejrzeć film z wysublimowanym humorem, to nie tędy droga (wówczas lepiej włączyć „Zupełnie nowy testament”). Tu żarty są raczej rynsztokowe, nawiązujące często do sfery intymnej i cielesnej. Ale nie oszukujmy się – tego się po tym filmie spodziewamy – idziemy do kina wyć ze śmiechu z żartów, które na co dzień są zbyt niskie i prostackie, byśmy się z nich otwarcie śmiali (chyba, że nasze towarzystwo ma podobne poczucie humoru i nie zostaniemy wzięci za szowinistycznych i rasistowskich ksenofobów z niedoborem intelektualnym).
http://marvelcomics.pl/news/index/id/24175/Nowy%20plakat%20Deadpoola |
I muzyka… czekam aż cały
soundtrack będzie można spokojnie przesłuchać. Kilka utworów wpadło mi w ucho,
do kilku nogi same chodzą. Całość tylko podkreśla niepoważny charakter tej
produkcji, często stając w zupełnym kontraście do tego, co dzieje się na
ekranie.
„Deadpool” to produkcja skrajnie
popkulturowa i nie ukrywająca tego. Nie bawi się w złożoną fabułę, nie sili się
na wysublimowany humor, operuje tym, co efektowne – wybuchami, spektakularnymi
scenami walk, ckliwą historią miłosną (można jednak zastanowić się, czy nie
jest to też antyhistoria miłosna). To film rozrywkowy. Ale świadom swojej
popkulturowości, masowości, bycia produktem, który trzeba sprzedać. I nie
ukrywa tego przed widzem, nie sili się na ukrywanie swojej popowości i
masowości, a podkreśla je i przerysowuje.
Jako superbohater Deadpool walczy
z bandą „złoli” nie szczędząc przy tym uwag odautorskich. Krew tryska,
wnętrzności się rozbryzgują, a ciała ulegają różnym deformacjom. Ale tu nie
twórca, a sama postać puszcza nam oko. I to w sposób niemalże nachalny – wali
nas prawie po głowach transparentem „ Jestem wymyślony przez jakiegoś głupka,
nie wierz w to co robię”. Śmierć i przemoc stają się tu częstym tematem żartów
bohatera balansującego na granicy dobrego smaku (i przekraczającego ją
wielokrotnie). I tym razem widz ma jednak świadomość, że nie ma tu prawdy, krew
jest sztuczna, a spektakularny upadek jest zasługą nie kulki z pistoletu, a
kunsztu kaskadera.
Różnice w ukazywaniu i
postrzeganiu krwi w trzech omówionych przeze mnie produkcjach wynikają z
różnych efektów, jakie twórcy chcieli osiągnąć. Tarantino gra z konwencją,
tworzy pastisz przerysowując cechy charakterystyczne dla gatunków,
przekraczając wszelkie granice przyzwoitości. Udowadnia, że to, od czego bardzo
często ostro się odżegnujemy, tak naprawdę bawi nas, gdy podane jest w formie
skrajnie wyolbrzymionej, ale opatrzonej klauzulą nieprawdziwości.
http://naekranie.pl/aktualnosci/nowy-plakat-deadpoola-762911 |
Iñárritu tworzy obraz skrajnie
naturalistyczny. Werystycznie oddaje rzeczywistość, ukazując dzikie piękno
natury i brzydotę tego, co związane z człowiekiem – jego fizjologią i
funkcjonowaniem. Widz wie, że na ekranie rozgrywa się historia prawdziwa i rzeczywista
w chwili jej oglądania. Że ból, śmierć, krew, zimno są prawdziwe, podobnie jak
przedstawione postaci. I nie ma tu znaczenia, czy opowiedziana historia była
prawdziwa – w chwili rozgrywania się – jest.
W końcu
„Deadpool” - film z samej swojej natury sztuczny i nieprawdziwy. Od
samego początku krzyczy o nieprawdziwości przedstawionej historii i wszystkich
jej elementów – łącznie ze śmiercią i bólem. Śmiejący się ze swojej własnej
sztuczności i popkulturowości. I bawiący tym pełną salę widzów, którzy wybiorą
się pewnie także na nowego Batmana walczącego z Supermanem, Avengersów czy
Suicide Squad z pełną świadomością, że to nie jest sztuka wysoka, że to
rozrywka dla mas, bazująca na najniższych mechanizmach, ale przez to tak
kusząca i lubiana – bo prosta. I nie ma w tym nic złego.
z Marvela jedynie Batman wchodzi u mnie w rachubę :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń