Po tylu dniach posuchy i tęsknoty za rowerem w ten weekend wreszcie się wyrwałam- oczywiście tradycyjnie nad Bałtyk. W sobotę zrobiłam swoje ulubione kółeczko do Rewala i ze zdumieniem odkryłam, że kwitną nie tylko przebiśniegi i wierzby, ale także leszczyna i... podbiał. Oczy przecierałam ze zdumienia, gdy za Karnicami odkryłam maleńkie żółte kwiatuszki na poboczu!
Bałtyk był nieruchomy i pusty. Taki jak lubię. Niebo i woda zlewały się hen, na horyzoncie. brzeg obijały się niewielkie fale pływowe. Cisza... Czas na refleksję i zadumę, ale i na zachwyt.
Wróciłam zrelaksowana i bardzo wyciszona, choć nogi i pośladki trochę bolały.
Niedzielę planowałam leniwą. Chciałam uporządkować dokumenty, przejrzeć szkolne zdjęcia i nakręcony w piątek film z przedstawienia profilaktycznego. Nic z tego!
Gdy wieczorem zadzwonił znajomy z zaproszeniem na niedzielna przejażdżkę do Kołobrzegu, praktycznie od razu się zgodziłam.
Wybraliśmy drogę przez Karcino do Kołobrzegu i powrót ścieżką rowerową przez Dźwirzyno, czyli standard, gdy jedzie się na szerokich wycieczkowych oponach.
Pogoda była cudowna- słońce, prawie nieodczuwalny wiatr, nie za zimno, nie za ciepło. Przegadaliśmy prawie całą drogę. W Dźwirzynie zeszliśmy na chwilę na plażę, a w Mrzeżynie na kawę do Baru Portowego.
100 km w dwa dni, to może nie jest jakiś super wyczyn, ale na początek może być. Te dwie wycieczki uzmysłowiły mi, że czas wziąć się ostro do pracy, bo plany na ten rok mam ambitne, a czasu coraz mniej.
Całej trasy nie opisuję, bo w kilku miejscach już o niej pisałam, za to przypominam film, który nakręciłam jakiś czas temu.
Tak tak, czas zacząć... i niech się kręci :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam Aniu z wielkim zaciekawieniem obejrzałem Twój film i komentarz także przeczytałem. Pozdrawiam serdecznie i szerokiej drogi życzę..
OdpowiedzUsuń:) Pozdrawiam i wzajemnie :)
UsuńMnóstwa kilometrów, satysfakcji i zachwytów życzę w tegorocznym sezonie, Aniu.
OdpowiedzUsuńNo, popatrz, jaki dowcipny ten konserwator! A przypadkiem nie ma on wielkiego i obwisłego brzucha?
Wróciłem z włóczęgi, byłem jedenaście godzin w drodze. Teraz dobrze mi się siedzi w fotelu :-)
Wiesz, mój konserwator to dusza człowiek, bardzo oddany dzieciom i wysportowany- jest trenerem piłki nożnej :)
UsuńCzekam na relację z włóczęgi.
Aniu, dziękuję za Twoje czekanie. Tekst napisałem, jutro sprawdzę go i opublikuję.
UsuńA ja, tak jak Krzysztof, wyruszyłam na przedwiosenną włóczęgę, w śniegu, w błocie, ale i w cudnym słońcu; tego mi brakowało:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBo nic tak nie ładuje akumulatorów niż pobyt na łonie natury, prawda?
UsuńMarzę o rowerze... Od czasu ciąży nie miałam jak i kiedy pojeździć... :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe się ogląda Twój filmik. Włączyła mi się tęsknota za polskim morzem.
OdpowiedzUsuńO matko! Ostatni raz siedziałam na rowerze chyba ze 25 lat temu...
OdpowiedzUsuń