Lekko oprószona śniegiem ścieżka pnie się do góry. Puchu jest niewiele, nocą spadło odrobinę, ale lutowe ostre słońce sprawia, że biel niknie w oczach. Jak na luty jest ciepło i po pięciu dniach porywistego wiatru nareszcie spokojnie.W przejrzystym powietrzu widać odległe pagórki pokryte lasami, łąki i rozsypane po Pogórzu miejscowości. Idę odwiedzić Górę. Obserwuję zwierzęce tropy- sarny, jelenie i ... pies (mój własny). Bo przecież moją ścieżką rzadko kto podąża.
Z roku na rok leśny dukt zarasta nie tylko paprociami trawa, ale także młodymi drzewkami. Coraz trudniej w zwierzęcej ścieżynie dopatrzeć się dawnej ułożonej z kamieni drogi. Rozmyślam o górach i o tym, co planuję, o czym marzę... i zamiast jak zazwyczaj skręcić ostro w lewo i w górę, pozostaję na starym trakcie, który zwęża się i przestaje wznosić.
Po chwili ku swemu zdziwieniu znajduję się już na południowym stoku Blizbora. Słońce mam prosto w twarz. Przez przerzedzony brzozowy las doskonale widzę Dłużec i majestatyczną Sępia Górę.
Rozglądam się ciekawie dookoła. Dawno tu nie byłam. Prawie zapomniałam, jak strome jest tutaj zbocze. Niedawno prowadzona wycinka brzóz odkryła gołoborze, które pamiętam z dzieciństwa. Potem, gdy po klęsce wszystko rosło jak chciało i tu pojawił się wszędobylski młody brzozowy zagajnik, ukrywając i zmieniając dawne oblicze Góry. Teraz wspinając się po skałach przygadam się spróchniałym pniom i korzeniom- strażnikom pamięci o dawnym nieszczęściu tych gór. Jak bumerang wracają wspomnienia martwego lasu, sterczących suchych kikutów, poprzewracanych i połamanych odwiecznych świerków. Niewiele na Blizborze zostało drzew starszych ode mnie.
Większość lasu ma nie więcej niż 35 lat.
Tak jak i świerczki ukrywające skałę na szczycie. To dzięki nim nie każdy odnajduje moją świątynię dumania.
Jest południe. Siadam na szczycie mojej skały, patrzę na rozmodlone modrzewie, wyciągające do nieba swe bezigłe gałęzie. Ogarnia mnie błogość. Dostałam to, po co przyszłam.
Z błogostanu wyrywa nie daleki odgłos piły- gdzieś na przeciwległym stoku drwale wycinają kolejne drzewa. Wchodziłam od południa, schodzę na północ, granicą między bukowym młodnikiem, a niewiele starszym lasem iglastym.
W połowie drogi mój wzrok przyciąga rozjeżdżona ciężkim sprzętem droga, której nie było.
Zaciekawiona skręcam i po chwili żałuję swojej decyzji- przede mną leżą pozostałości po kilku ogromnych świerkach- tych, które przetrwały klęskę ekologiczną! Tyle przeszły, a teraz ktoś je po prostu ściął! Dlaczego własnie te? Wokół rośnie tyle młodszych, rozsianych dosyć gęsto, by bez większego uszczerbku dla lasu je wyciąć. Chyba nie rozumiem gospodarki leśnej :(
Boję się, że własnie tak będzie wyglądała "kosmetyczna" wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej.
Depcząc po rozrzuconych gałęziach wchodzę do lasu olszynowo-brzozowego. Tu widać działanie innego władcy lasu- na wysokości ok. 1 m. z drzew zdrapana jest kora- to jeleń próbował zrzucić poroże. Rozglądam się wokół, a nuż mi się poszczęści i znajdę owo poroże? Niestety. Nie tym razem.
Wracamy z psem do domu. Mój zwierzak wygląda jak bałwanek z białymi pomponikami mokrego śniegu (tu w cieniu lasu jeszcze trochę śniegu leży)
Czas wracać do domu. Nie do Domku pod Orzechem, ale na Pomorze. Nim wyjadę stanę jeszcze przed domkiem, głęboko wciągnę powietrze, tak, jakbym chciała je zmagazynować, zapamiętać jego zapach...
Do zobaczenia góry!
Będę tęsknić!
Od dawna mam chęć się wybrać w Góry Izerskie, czekam na kumpelę, która odwiedzi mnie w marcu i już zaplanowałyśmy wycieczkę w te piękne górskie rejony :))
OdpowiedzUsuńSuper! Izery mają coraz ciekawszą ofertę turystyczną. To już nie tylko dzikie i mało uczęszczane góry, to także ciekawe miejsca i niezwykli ludzie.
UsuńPiękny wpis o górach. W tamtym roku, po latach odwiedziłem Izery. Było pięknie i stanowczo zbyt krótko. Zatęskniłem za ponownym wyjazdem...
OdpowiedzUsuńIzery przyciągają ... cieszę się, że nie tylko mnie.
UsuńGóralu, czy ci nie żal
OdpowiedzUsuńOdchodzić od stron ojczystych,
Świerkowych lasów i hal —
I tych potoków przejrzystych.
Janie, właśnie tak!
UsuńPiękny spacer w zimowych kadrach. Szkoda tylko, że czasami powroty do rzeczywistości nie są już tak przyjemne... :)
OdpowiedzUsuńO tak, powrót do rzeczywistości, to jak zderzenie z tirem...
UsuńAnno, jakbym rozpoznawał niektóre miejsca ze zdjęć. Pamiętam brzozowy zagajnik na zboczu Góry, możliwe, że ten, który widziałaś w czasie pożegnalnego spaceru.
OdpowiedzUsuńInaczej odbiera się opisy, gdy dotyczą znanych stron.
Aniu, kiedyś uznałem tęsknotę nie tylko za arcyludzkie, ale i za uczucie nobilitujące osobę ją odczuwającą. Zwłaszcza, jeśli przyczyną tęsknoty jest brak kontaktu z górami, a więc z przyrodą i z pięknem.
Jestem w domu, moje panie usnęły, a ja cichutko naciskam klawisze laptopa…
Wchodziłeś na Blizbor moją ścieżką, więc zrozumiałe, że niektóre widoki są Ci znajome :) Odpoczywaj i ciesz się bliskością rodziny .
UsuńPowroty są po to, żeby móc znów wyjechać.
OdpowiedzUsuńAlbo wyjeżdża się po to, by móc wrócić.
Stosuję, gdy potrzebuję, taka myśl pomaga :)
Masz rację. Jaki byłby sens wracać, gdyby nie było tęsknoty?
UsuńPiękna relacja i cudowne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń