Gdy w Lany Poniedziałek otworzyłam oczy, wiedziałam, że to będzie piękny dzień. Wiatr praktycznie ustał, a słońce leniwie wychodziło zza oddalających się chmur. Zjadłam śniadanie, przygotowałam kawę w termosie. Do kieszeni koszulki wrzuciłam trochę czekoladowych jajek i drożdżową babeczkę. Nim ktokolwiek się w domu obudził, siedziałam już na rowerowym siodełku. Wyjechałam po za miasto, słońce nieśmiało przebłyskiwało między drzewami, a setki ptaków urządzało poranny koncert. Prym wiodły kosy i szpaki okupujące przydrożne pola, mnóstwo było wróbli, które na Śląsku zwane są cilipami ze względu na dźwięki, jakie wydają. Nad łąkami dzwoniły skowronki, a w zaroślach piekliły się dzwońce. Nad głową słyszałam daleki klangor gęsi i bliższy skrzek mew i gruchanie gołębi. Nie obyło się i bez bliskiego spotkania z ... żurawiami, które dostojnie przeszły przez ulicę tuż przed kołem mojego roweru.
Spotkałam też rzeszę sroczek i majestatycznego kruka.
Nie pamiętam, bym wcześniej miała tyle ptasich spotkań w ciągu jednego poranka. Nim się spostrzegłam przejechałam Kamień Pomorski i z wiatrem ścieżką rowerową dojechałam do Dziwnówka. Przezornie starałam się mijać wszelkie wsie i miasteczka mając w pamięci poprzednie śmigusy-dyngusy, gdy wracałam z rowerowych wojaży przemoczona.
Nad Bałtyk zjechałam pierwszym zejściem w Trzęsaczu- można tam rowerem do samej plaży dotrzeć i nie myśleć, gdzie go zostawić. Wiatr, podobnie jak w niedzielę, wiał od lądu, więc na plaży było niesamowicie spokojnie. Tafla Bałtyku trwała prawie nieruchoma i tylko chmary ptactwa wszelakiego zagłuszały nadmorską ciszę.
Usiadłam na piasku, napiłam się kawy, zjadłam świąteczne drugie śniadanie. Słońce grzało zaskakująco mocno, wywołując na moje twarzy setki brązowych piegów.
Do domu wróciłam w południe- pierwszy raz w tym roku nie zmarzłam w palce, nikt mnie nie oblał wodą.
To było udane przedpołudnie.
A u nas za oknem jak pieknie ptaki śpiewają. Wstałam dzisiaj o 5, ciemno jeszcze było i takie jakieś maleństwo cudnie śpiewało. Wiosna jest wspaniała.
OdpowiedzUsuńTeż wstaję tak wcześnie i te poranne koncerty są nagrodą za bycie skowronkiem.
Usuń... takie jakieś maleństwo cudnie śpiewało...
UsuńCudnie napisane :-)
Mam szczęście mieszkać na skraju Borów Tucholskich i niemal we Wdeckim Parku Krajobrazowym, więc żurawie, bociany, dzikie gęsi mam praktycznie za oknem. Do tego sroki, wróble, sójki, dzięcioły... Uwielbiam takie widoki i odgłosy!
OdpowiedzUsuńW pięknym miejscu mieszkasz.
UsuńO, to prawda: ptaki zaczynają wiosnę. Bywa, że nic jeszcze nie widać, zimno, ale ptaki słychać.
OdpowiedzUsuńPiegi na kobiecej buzi wyglądają uroczo, dlatego poproszę zdjęcie piegów Ani Kruczkowskiej.
Krzysztofie, ale na dużym zbliżeniu widać nie tylko piegi, a zmarszczek prezentować nie będę ;)
UsuńO tak, ptaki zaczynają wiosnę. Co roku o tej porze przylatuje pod me okno pewna sroka i z krzaku bzu odłamuje młode gałązki. Widocznie doszła do wniosku, że lepiej się trochę napracować przy odłamywaniu gałązek i mieć piękne, trwałe gniazdo, niż iść na łatwiznę i zbierać suche patyki, które łamią się łatwo.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do częstszych odwiedzin u nas. Może nie piszemy tak pięknie, ale nie tylko przyroda jest naszym środowiskiem naturalnym. Sami sobie do tego środowiska dołożyliśmy "politykę" - i teraz musimy kombinować, by jak najmniej nam szkodziła.
No nie da się ukryć, że mocno się rozpolitykowaliście.
UsuńJuż chyba tak nie oblewają wodą, jak kiedyś. W poniedziałek z duszą na ramieniu wybrałem się na rower, ale nikogo z polewaczką nie było, nawet małych dzieci...
OdpowiedzUsuńWłaśnie, z duszą na ramieniu- tak jak ja ;)
UsuńU nas się przyjęło, że polewanie jest do południa, a później następuje moratorium! :)
OdpowiedzUsuńA cz nasza gospodyni przypadkiem kiedyś nie była ruda, czy też mi się już wszystko pomieszało? :P
Gospodyni jest Ruda, bo rudy to nie kolor włosów, ale styl życia ;) Chwilowa biała barwa i długość są kamuflażem na rzecz ważnej idei- pomocy chorym na raka, o czym pisałyśmy tu: http://rozmowki-kobiece.blogspot.com/2016/01/w-cieni-raka-daj-wos.html
Usuń16 stycznia jeszcze tu nie zaglądałem. :)
UsuńAleż Ci zazdroszczę. I cóż widzę? Kawa?! Aaaaa, musimy, koniecznie musimy się kiedyś zjechać w drodze, zupełnie przypadkiem i wspólnie takową wypić. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
Usuń