Ze Szczecinem jest jeden zasadniczy problem: że nie do końca wiadomo, czy jest najbrzydszym z pięknych miast, czy najpiękniejszym z brzydkich. Takie właśnie myśli towarzyszyły mi w ten weekend, gdy spacerowaliśmy z mężem ulicami miasta.
Piątkową noc spędziliśmy w kinie z Kapitanem Ameryką i pozostałymi Avengersami. Tytułowy bohater oglądanych przez nas filmów nie jest moim ulubionym, ale bawiłam się dobrze. Na temat samego filmu ciekawie pisze Zwierz popkulturalny, więc ja czuję się zwolniona z obowiązku.
W sobotę natomiast wybraliśmy się na Piknik nad Odrą, by wykorzystać przepiękną pogodę.
W czasie spaceru po raz kolejny zwróciłam uwagę na niezwykłą konstrukcję tarasów na Wałach Chrobrego, tym razem patrząc na nie zupełnie inaczej po niedawnej lekturze "Sedinum" Leszka Hermana (wszystkim, których coś wiąże z Szczecinem szczerze polecam - pozwala na nowo spojrzeć na to miasto). Całe miasto, wszystkie studzienki kanalizacyjne nad Odrą, sama rzeka, Łasztownia, ale i ciemne kamieniczne bramy i puste place zaczynają być otoczone aurą tajemnicy, gdy przypomnę sobie niezwykłe przygody bohaterów niedawnej lektury.
Sam Piknik nad Odrą to impreza niewielka w porównaniu do innych, które odbywają się w Szczecinie. Ot, jedna zamknięta ulica, kilkadziesiąt pawilonów - z jedzeniem, produktami regionalnymi, alkoholami, rękodziełem i przede wszystkim ofertą turystyczną różnych regionów zarówno Polski, jak i Europy. Nasze zainteresowanie wzbudziły...alkohole. Mój wzrok najpierw padł na duży wybór ekologicznych win owocowych, nie zdecydowałam się jednak na żadne. Stwierdziliśmy także, że skoro specjalnie na tę okazję powstało Piwo Piknikowe, to należałoby go chociaż spróbować. Spróbowałam, chwalić nie będę. Posiedzieliśmy trochę nad samą Odrą rozkoszując się ciepłem i wolnym dniem, zwiedziliśmy poszczególne pawilony i spacerowym krokiem wróciliśmy do domu.
Skoro już mieszkach (na razie tylko weekendowo) w Szczecinie, to chce korzystać z możliwości, jakie daje to miasto. Nocne Maratony Filmowe są czymś, co uwielbiam i dość często się na nich pojawiam - właściwie zawsze, gdy leci interesujący mnie film. Piknik nad Odrą natomiast jest imprezą, którą za rok może odwiedzę z ciekawości, ale brak mu rozmachu - przypomina trochę małomiasteczkowy festyn - zwiedzających interesuje przede wszystkim jedzenie (i to głównie kiełbasa, chleb i szaszłyki), ewentualnie gratisy wystawców regionalnych.
Też lubię nocne maratony filmowe, ale nie wiem, kiedy teraz będę sobie mogła na jakiś pozwolić... :D A w Szczecinie nigdy nie byłam. Ciekawa jestem jego wyglądu... :D
OdpowiedzUsuńJest bardzo specyficznym miastem. Trzeba się przyjrzeć, by dostrzec jego urodę, bo nie zawsze jest ona oczywista. :)
UsuńNigdy nie byłam w Szczecinie, ani nawet w okolicach, ale bardzo chciałabym kiedyś pojechać :)
OdpowiedzUsuń