Do tegorocznego Święta Kaszy nie przygotowywałyśmy się jakoś specjalnie. Po pierwsze dlatego, że po powrocie z Izerów miałyśmy niewiele czasu, a po wtóre było to już kolejne święto, w którym uczestniczymy, więc i zorganizować jest nam się coraz łatwiej. Tym razem jako Stowarzyszenie Historyczny Trzebiatów "Chąśba" pojawiliśmy się kilkakrotnie.
niedziela, 31 lipca 2016
piątek, 29 lipca 2016
Słoneczny Zieleniec- XIII Klasyk Kłodzki
Do Zieleńca, jak co roku, dojeżdżamy z Gierczyna. Tym razem jednak pilotem jest Chuda- Gui została w Gierczynie (po zeszłorocznej przygodzie z burzą straciła chęć jazdy w Górach Orlickich). W Kamiennej Górze tradycyjnie mylimy trasę. Potem już bez przeszkód pokonujemy góry i pagóry, delektując się widokami.
Noclegi zamówiłam w pensjonacie Snow House, gdyż w naszej ulubionej Chacie Zielenieckiej zabrakło miejsc. Pensjonat mieści się nad Chatą, więc dojazd do niego jest jeszcze trudniejszy, a zimą nie chciałabym go pokonywać. Cała reszta robi pozytywne wrażenie- przestronny pokój z aneksem kuchennym i łazienką spodobał nam się od razu, dodatkowym atutem był spory balkon, na którym spędziłyśmy sobotni wieczór. Trochę naszukałyśmy się naczyń, gdyż nie było ich w aneksie kuchennym. Okazało się, że właściciel bogate wyposażenie kuchni umieścił w... komodzie (Chuda zdziwiła się, gdy chciała coś do niej włożyć)
Po zaaklimatyzowaniu się w pokoju poszłyśmy odebrać pakiety startowe i przywitać ze znajomymi. Niestety, ludzi było jeszcze niewielu, tylko Orgowie "walczyli z pudłem medali, które wysypały się z auta. Zasiadłyśmy zatem w jednym z zielenieckich lokali i zamówiły makaron.
Noclegi zamówiłam w pensjonacie Snow House, gdyż w naszej ulubionej Chacie Zielenieckiej zabrakło miejsc. Pensjonat mieści się nad Chatą, więc dojazd do niego jest jeszcze trudniejszy, a zimą nie chciałabym go pokonywać. Cała reszta robi pozytywne wrażenie- przestronny pokój z aneksem kuchennym i łazienką spodobał nam się od razu, dodatkowym atutem był spory balkon, na którym spędziłyśmy sobotni wieczór. Trochę naszukałyśmy się naczyń, gdyż nie było ich w aneksie kuchennym. Okazało się, że właściciel bogate wyposażenie kuchni umieścił w... komodzie (Chuda zdziwiła się, gdy chciała coś do niej włożyć)
Po zaaklimatyzowaniu się w pokoju poszłyśmy odebrać pakiety startowe i przywitać ze znajomymi. Niestety, ludzi było jeszcze niewielu, tylko Orgowie "walczyli z pudłem medali, które wysypały się z auta. Zasiadłyśmy zatem w jednym z zielenieckich lokali i zamówiły makaron.
środa, 27 lipca 2016
Cisza na Górze- izerskie slow
Pobyt w wiejskim domu w górach nieuchronnie dobiega końca. Owoce zebrane i zawekowane, zioła ususzone, sprzed domu znikają krzesła ogrodowe, to oznaka, że się pakujemy. Ja jednak idę w odwiedziny do Góry. Jest ciepło, wręcz parno. Za kilka godzin nad Izerami przejdzie nawałnica, na razie jednak upajam się cudowna pogodą. Wdycham gorące żywiczne powietrze. Jego leśny zapach nie ma sobie równych. To połączenie gorzkiego aromatu igliwia i esencjalnej, balsamicznej woni żywicy. Tak pachnie tylko las w upalny dzień. Na mojej ścieżce leży zwalone drzewo, wcześniej więc skręcam w górę do wysokiego lasu. Woła mnie także chęć znalezienia choć kilku grzybów na obiad. Jako niedługo napotykam na pierwszy podgrzybek, jest jednak cały podziurawiony.
wtorek, 26 lipca 2016
Imieniny na Fersztlu
Od świętej Anki... niby połowa lata, a ono dopiero na dobre się rozkręca... Gierczyńskie dni zbliżają się do końca... Jak co roku punktem kulminacyjnym wakacyjnego pobytu są dwie imprezy- Klasyk Kłodzki (o którym napiszę już z Trzebiatowa) i "Imieniny Any na Fersztlu". Tym razem sąsiedzi zaskoczyli mnie niesamowicie, stwierdzając, że do moich imienin szykują się od... zimy! Czy w tej sytuacji można próbować się wykręcać? Nawet nie próbowałam i po powrocie z Zieleńca wspólnie z Ślubnym, Chudą i Gui przygotowaliśmy imieninowe ognisko.
czwartek, 21 lipca 2016
Codzienność w domu w górach
Gierczyńska codzienność zawładnęła mną całkowicie. Długie poranki przed domem przy filiżance kawy. Świergot ptaków, bzyczenie owadów,cykanie świerszczy i...terkot traktora- sąsiedzi koszą łąki, by zimą nie zabrakło zwierzętom siana. Zapach owych koszonych traw, aromat tysięcy gierczyńskich ziół, powiew wiatru... sielanka. Czas płynie rytmem zbierania owoców i ziół. W kuchni piętrzą się słoiki z czereśniowymi dżemami i jagodami.
wtorek, 19 lipca 2016
Czy warto wybrać się na "Wyprawę po klucz"?
"Wyprawa po klucz" Małgorzaty Borkowskiej to kolejna z książek wygranych w internetowym konkursie blogowym "Subiektywnie o książkach". Zastanawiałam się, czy wziąć w nim udział, bo z omówienia wynikało,że to książka dla dzieci. Pomyślałam jednak, że szkolna biblioteka wzbogaci się o kolejną powieść. Tomiszcze zostało zapakowane wraz z moim bagażem i pojechało w góry na kilka tygodni przed moim przyjazdem.
Na lekturę wybrałam dzień chłodny i dżdżysty, gdy wyjście z domu było prawie niemożliwe. Otworzyłam książkę i... zatonęłam w lekturze. Bohaterem jest kilkunastoletni chłopiec-Paweł. Przeciętny młody człowiek, pasjonujący się grami komputerowymi, ale od czasu do czasu sięgający po książkę. Od innych odróżnia go marzenie o podróży, przygodzie. A ta czeka na niego tuż, tuż.
Na lekturę wybrałam dzień chłodny i dżdżysty, gdy wyjście z domu było prawie niemożliwe. Otworzyłam książkę i... zatonęłam w lekturze. Bohaterem jest kilkunastoletni chłopiec-Paweł. Przeciętny młody człowiek, pasjonujący się grami komputerowymi, ale od czasu do czasu sięgający po książkę. Od innych odróżnia go marzenie o podróży, przygodzie. A ta czeka na niego tuż, tuż.
niedziela, 17 lipca 2016
Tęczowy wschód słońca
Obudziłam się o świcie. zegarek pokazywał 4.15. Spojrzałam przez okno- na wschodzie niebo mieniło się żółto i granatowo. Przygotowałam kawę do kubka termicznego. O 5.00, gdy stanęłam na progu domku, między choinkami przeciwległego stoku błysnęło coś pomarańczowego. Spóźniłam się o jakieś 5 minut... Mimo to ruszyłam w górę, gdzie na pobliskim pagórku stoi ławeczka, a ostatnio wycięto krzewy i drzewka zasłaniające widok. Stamtąd, zapatrzona w dal, obserowałam cud poranka. Po przeciwległej stronie nieba było jeszcze mroczno i ponuro.
sobota, 16 lipca 2016
Książka w podróży - "Wiatr wspomnień"
Kilka dni temu dostałam przesyłkę z książką w środku. Przez moment przyglądałam się zawartości w osłupieniu, nie pojmując skąd się wzięła. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że w końcoworocznym amoku wzięłam udział w jakimś konkursie na portalu http://www.granice.pl. Należało chyba napisać komentarz o morzu. Co napisałam, nie pamiętam. Może coś o zimie i spiętrzonych krach? Szybko zapomniałam o komentarzu i nie sprawdziłam wyników.
środa, 13 lipca 2016
Szkatułki z pudełek po czekoladkach
Lubicie czekoladki? Ja uwielbiam! Zwłaszcza ptasie mleczko. A po słodkiej rozpuście pozostają całkiem zgrabne pudełeczka, które aż żal wyrzucić. No to nie wyrzucam. Tylko w tzw. wolnych chwilach ozdabiam. Ostatnio wyprodukowałam kilka takich szkatułek na drobiazgi. Mam nadzieję, że znajdą nowych właścicieli- zazwyczaj pakujemy w nie nasze nietuzinkowe prezenty (znajomi wiedzą, ze od nas mogą otrzymać zaskakujące drobiazgi- woreczki z ziołami, podstawki pod kubki, butelki z najróżniejszą zawartością, biżuterię- i te drobiazgi trzeba w coś spakować)
Bawiłam się nad tymi pudełkami długo, używając nie tylko podstawowych mediów, typu farba akrylowa, serwetki i lakier. Tym razem użyłam crackla do spękań, złotej farby i lakieru postarzającego. Ale efekt jest wart tych zabiegów.
Bawiłam się nad tymi pudełkami długo, używając nie tylko podstawowych mediów, typu farba akrylowa, serwetki i lakier. Tym razem użyłam crackla do spękań, złotej farby i lakieru postarzającego. Ale efekt jest wart tych zabiegów.
poniedziałek, 11 lipca 2016
Fit naleśniki na budyniu
niedziela, 10 lipca 2016
Lekka tarta z cukinią
Uwielbiam tarty, ale muszę mieć na nie humor. Ostatnio miałam, w ciągu tygodnia robiłam więc dwie, bardzo podobne, różniące się jednak w dość istotnych kwestiach.
piątek, 8 lipca 2016
Jak mogłam żyć bez drylownicy?
Gdy kilka dni temu wypestkowałam 3 litry czereśni a w perspektywie miałam kolejne wiadra owoców, stwierdziłam, że potrzebuję drylownicy. Po 40 latach ręcznego wyjmowania pestek z czereśni i wiśni dojrzała we mnie decyzja- muszę mieć drylownicę! Niewiele brakowało, a kolejne czereśnie znów pestkowałabym ręcznie, na szczęście jadąc wczoraj przez miasto zauważyłam przy sklepie napis: drylownice. Niewiele myśląc poszłam do sklepu i owo cudo kupiłam.
czwartek, 7 lipca 2016
Wakacyjny konkurs!
wtorek, 5 lipca 2016
Początek urlopu
Sesja zdjęciowa wolontariuszy- wspieram.to |
Chuda zdążyła w ramach robienia generalnego porządku w pokoju powywalać wszystko z szaf i końca porządku nie widać, kilka razy wieczorem tańczyć z ogniem na plaży oraz... założyć firmę.