Następne
zioła, których temat poruszę bardziej mnie bawią, niż
przerażają. Dziś będzie o szarłacie i szałwii hiszpańskiej.
Mimo, że obie nazwy brzmią swojsko, to raczej nieczęsto je
usłyszymy. Szukając tych roślin prędzej natkniemy się na
Amaranthus i Chia. Obie rośliny pochodzą z Ameryki Południowej, a
wiadomo, jak coś pochodzi z Ameryki Południowej i przez tysiące
lat uprawiane jest przez Indian, to musi być zdrowe i „łał!”.
Niemniej, mimo swej wielotysiącletniej historii w uprawie popularne
stały się dopiero niedawno na fali mody na zdrowe odżywianie. Co
więcej modna nie jest szałwia hiszpańska a „nasionka chia” -
to brzmi tak światowo! Podobnie nikt z nas nie kojarzy cudownej mąki
z amaranthusa z babcinym ogródkiem i charakterystycznymi
(amarantowymi właśnie) kwiatami ze specyficznym „wiechciem”.
Nie
chcę tutaj podważać ich właściwości, bo nie można zarzucić im
szkodliwości, jak w przypadku wrotycza. Bawi mnie jednak
zegzotyzowanie obu produktów. Co więcej – w czasie boomu na chia
zapominamy zupełnie o naszym swojskim siemieniu lnianym,
posiadającym bardzo podobne właściwości. Obecnie różnica w cenie
obu rodzajów ziaren nie jest już aż tak rażąca, ale jeszcze
jakiś czas temu cena chia potrafiła wielokrotnie przewyższać cenę
siemienia lnianego (dziś jest już tylko dwukrotnie wyższa, jeżeli
kupuje się duże opakowania).
Słów
kilka o siemieniu – brązowe, błyszczące i drobne nasiona lnu
goszczą w polskiej kuchni i apteczce od dawna. Sama znam glutowatą
herbatkę bez smaku od dzieciństwa. I o ile wówczas potrafiła
wzbudzić mój wstręt i sprzeciw, o tyle dziś smakuje mi coraz
bardziej (szczególnie z łyżką miodu). Herbatę przygotować można
na dwa sposoby – albo zalewając porcję nasionek gorącą wodą
albo zagotowując nasionka w wodzie. Często po wypiciu płynu same
nasiona zalewam raz jeszcze (a na końcu wypijam razem z otaczającą
je mazią). Napój taki pomaga podczas bólów gardła, gdy zmuszona
byłam dłużej mówić (w pracy nauczyciela to nieuniknione). Siemię
jest także sprzymierzeńcem odchudzających się. Zawiera wprawdzie
sporo tłuszczu, ale są to tłuszcze nienasycone, a same nasionka
wpływają pozytywnie na perystaltykę jelit usprawniając i
regulując proces wypróżniania. W siemieniu znajdziemy także
przeciwutleniacze, witaminy (np. B1), mikro- i makroelementy (np.
magnez, miedź i mangan w dość słusznych ilościach). Obecnie w
kuchni stosuję je jako dodatek do pieczonego chleba, do koktajli
(np. z chwastów), składnik owsianki, posypkę do różnych potraw,
a także jako przekąskę między posiłkami (wówczas, gdy po
wypiciu naparu, wypiję też 1/3 szklanki rozmoczonych nasion).
Wróćmy
jeszcze na chwilę do szałwii hiszpańskiej i szarłatu – z jednej
strony cieszy mnie ich popularność – świadczy o tym, że
społeczeństwo coraz większą wagę przywiązuje do własnego
odżywiania i dbania o zdrowie także poprzez zbilansowaną dietę. Z
drugiej jednak strony bawi mnie i trochę przeraża bezkrytyczne
podążanie za modą, gdy w grę wchodzi zdrowie. Dlaczego orkiszowe
bułeczki nie zalewają instagrama, facebooka i blogów taką falą,
jak pudding z chia? Dlaczego ze sklepowych półek zdejmujemy produkt
z amaranthusa, mimo że po polsku nazywa się tak pięknie (naprawdę,
uwielbiam słowo „szarłat”)? Czy zawsze to, co przyszło do
nas zza granicy jest lepsze, fajniejsze, zdrowsze? Czy tak trudno
zastanowić się, poczytać, znaleźć informacje, do których
przecież mamy teraz niemal nieograniczony dostęp? Chodzi tylko o
to, że na insta hashtag #chia jest popularniejszy niż
#siemielniane?
Spożywam siemię lniane, gotuję sobie w rondelku i pomaga mi na żołądek^^
OdpowiedzUsuńChwalenie cudzego przy jednoczesnym niedocenianiu swojego jest naszą cechą narodową, stąd powiedzenie. Chyba mamy kompleksy.
OdpowiedzUsuńBezkrytyczne podążanie za modą widzę w strojach – o zwyczajach żywieniowych trudno mi cokolwiek powiedzieć. Gdy widzę chłopaków w tych okropnych spodniach z krokiem na wysokości kolan, to myślę sobie, że odrobina własnego myślenia i gustu przydaje się zawsze.
Siemię lniane. Muszę kupić, mimo pamiętanej z dzieciństwa glutowatości, jak trafnie określiłaś cechę wywaru z tych nasion. :-)
My uwielbiamy siemię lniane! A jego konsystencja jest jednym ze wspomnień dzieciństwa!
UsuńNajpierw amarantus, bo kupiłem i testowałem w różnych wersjach - smak nie powala z cała pewnością, na pewno jest ciężkostrawny i zawiera dużo błonnika - to powoduje, że nadaje się do odchudzania. Niestety skutki uboczne powalają (dosłownie)- ta roślinka potwornie nagazowuje jelita!!!! Powoduje tak potworne wzdęcia, że czasami trudno oddychać!!!
OdpowiedzUsuńW związku z tym nie tyle odradzam, co zalecam niejaki umiar i zdrowy rozsadek. :)
Szałwia hiszpańska - nie zaobserwowałem negatywnych skutków (żadnych!)- może śmiało służyć jako wypełniacz przewodu pokarmowego! Osoby, które nie potrafią przełknąć siemienia często mogą ziarenka Chia, tym bardziej że gama potraw może być znacznie większa niż z siemienia. Natomiast uważam, że siemię ma więcej pozytywnych właściwości, w tym przede wszystkim zbawienny wpływ na proporcje cholesterolu. Używam siemienia głównie do robienia chleba, natomiast w sezonie, oleju lnianego. Ten ostatni dość szybko się utlenia i traci zarówno smak jak i właściwości.
Chia z całą pewnością może służyć jako środek odchudzający. To ostatnie tłumaczy popularność obu produktów.
Nas odstrasza cena amarantusa, teraz już wiem, że nie będę eksperymentować (chyba, że zbiorę gdzieś sama)
UsuńZdrowie ma dla mnie wielką wartość. Już od dawna interesuje się tym, jak można je polepszyć w naturalny sposób. Niektóre zioła goszczą u mnie w kuchni od dawna, a o niektórych dopiero się dowiaduje i uczę. Co do siemienia lnianego - również uważam, że jest ono dość niedocenione, a przecież świetnie się sprawdza wśród osób chcących zgubić kilka kilogramów, czy np. polepszyć swoje trawienie. Ja lubię sobie, co któreś śniadanie zjeść jogurt naturalny z nim - dla zdrowia. :) Bardzo ciekawy wpis!
OdpowiedzUsuń