Zazwyczaj urodzinowy weekend spędzamy
w jakimś ciekawym mieście. Tym razem, ze względu na zaduszkowy
wyjazd na Śląsk zmieniliśmy tradycję i zostaliśmy w domu, choć
nie do końca. Moje urodziny wypadły w tym roku w sobotę.
Postanowiliśmy więc pojechać do Szczecina i w rodzinny gronie
zjeść obiad i obejrzeć film. Uzgodniliśmy, że przyjedziemy
wczesnym popołudniem, skorzystamy z zaproszenia Syna, który już
jakiś czas temu proponowałam, abyśmy odwiedzili go w jego
wynajętej kawalerce. Potem wspólnie pojedziemy do centrum
handlowego, zrobimy zakupy. Potem obiad i kino.
Plan zrealizowaliśmy w całości. Po
zakupach rozsiedliśmy się w Pizza Hut, zamówiliśmy posiłek. Syn
pojechał po swoją dziewczynę która dopiero po 16.00 kończyła
zajęcia w szkole, a my czekaliśmy na jedzonko. Przy okazji
odebrałam kartę lojalnościową i skorzystałam z oferty
urodzinowej- darmowego deseru.
W rodzinnym gronie czas szybko mijał i
nim się spostrzegliśmy należało iść na film. Po wcześniejszej
naradzie wybraliśmy „Inferno”, film, który powinien zadowolić
każdego z nas, choć każdego z innego powodu- ja lubię połączenie
zagadek historii z współczesnością (w końcu wychowałam się na
„Panu Samochodziku”) , Ślubny lubi kino akcji. Syn to zwolennik
teorii spiskowych, a jego dziewczyna to miłośniczka wszelkich
tajemnic.
„Inferno” jest ekranizacją
kolejnej książki Dana Browna i jak stwierdził Ślubny- miłośnik
tego pisarza- bardzo wierną ekranizacją. Ja książki wcześniej
nie czytałam. Może i lepiej, bo akcję śledziłam z wypiekami na
twarzy. A akcja, jak to u Browna jest wartka i zagmatwana, no
podobnie jak w poprzednich filmach z profesorem Langdonem,
niezupełnie logiczna. Profesor musi rozwikłać fascynującą
łamigłówkę, biegając po zabytkach Europy i nie tylko. Tym razem
przewodnikiem jest sam wielki Dante i jego „Boska komedia”.
Bohaterowi towarzyszy piękna kobieta i, jak to u Browna, nic nie
jest takie, jakby się wydawało na początku. Pewnie do wielu rzeczy
można by się w tym filmie przyczepić, jednak jeśli lubi się Toma
Hanksa, to i tym razem obejrzy się go z przyjemnością. Atutem
filmu są też zdjęcia Florencji, Wenecji i Istambułu. Część
oglądamy z lotu ptaka, gdyż scenarzysta chyba lubi wykorzystywać
drona. Ciekawe są też ujęcia detali, zbliżeń, podobne do tych z
poprzednich filmów. Spędziliśmy w kinie przyjemne dwie godziny i
wyszliśmy zadowoleni.
Pan Samochodzik jest the best ;)
OdpowiedzUsuńNo, ba. Tajemnice, które rozwiązuje pan Tomasz są nie mniej ciekawe niż u D. Browna.
UsuńI ten samochód ;) Czółno na kołach z silnikiem Ferrari. Konstrukcja, której nie powstydziłby się sam MacGyver ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Sceny pościgu w któreś części (już nie pamiętam w której) nie ma sobie równych! A wiedziałeś, że pan Tomasz był nie tylko muzealnikiem, pracownikiem Ministerstwa Kultury, ale także... funkcjonariuszem ORMO?
UsuńNiedawno czytałam Inferno, pewnie poczekam, aż film pojawi się w tv; wszystkiego dobrego Aniu, też jestem Wagą, tylko troszeczkę wcześniejszą; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJako Wadze, życzę Ci Mario, wszystkiego cieplutkiego :) Skoro czytałaś, to faktycznie nie ma sensu iść do kina.
OdpowiedzUsuńCoś czytałem Dana Browna, czytałem z przyjemnością i z ciekawością; teraz Inferno dopisuję do swojej listy zakupów.
OdpowiedzUsuńAniu, już za dwa dni jadę do domu, do swoich!
Nie się też Browna czyta przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńA jeśli o podróżach mowa- ja też już w piątek jadę w rodzinne strony. Czas odwiedzić groby... i spotkać się z żywymi :)
Nie czytałam Browna, kiedy był na niego boom, książki były niedostępne w bibliotece, a potem jakoś minęła mi ochota. Ale może na film się skuszę, skoro taki ciekawy, opis mnie zainteresował.
OdpowiedzUsuń