Placki ziemniaczane marzyły mi się już od kilku dni. W tygodniu żywię się na szkolnej stołówce, do domu wracam późno- za późno na placki. Zostaje sobota. A wtedy okazuje się, że do wykorzystania są różne półprodukty, które nie powinny zbyt długo czekać na przetworzenie. Zatem i placki nie mogły być tylko z ziemniaków. Tym razem wykorzystałam dynię i jabłka.
środa, 30 listopada 2016
poniedziałek, 28 listopada 2016
Galaretka drobiowa z warzywami
- Promocja na udka z kurczaka? Trzeba kupić udka.- przeglądam gazetki promocyjne i zapisuję na liście zakupowej.
- Ale przecież wiesz, że ja nie jem kurczaka.- krzywi się Chuda. Nawet ją rozumiem, bo doskonale wiem, że w tym co kupujemy jako kurczaki jest więcej chemii niż w naszych kosmetykach.
- Galaretki drobiowej nie zjesz?- pytam przymilnie.
- O... będzie drobiowa galaretka. To zjem!
No to ustalone. Galaretka, w której więcej jest warzyw niż mięsa może być.
- Ale przecież wiesz, że ja nie jem kurczaka.- krzywi się Chuda. Nawet ją rozumiem, bo doskonale wiem, że w tym co kupujemy jako kurczaki jest więcej chemii niż w naszych kosmetykach.
- Galaretki drobiowej nie zjesz?- pytam przymilnie.
- O... będzie drobiowa galaretka. To zjem!
No to ustalone. Galaretka, w której więcej jest warzyw niż mięsa może być.
sobota, 26 listopada 2016
Dzień z życia blogerki (na wesoło)
Sobota! Weekend! Laba! Ta.... laba ... Ciekawe, kto wczoraj wpadł na pomysł, że ma ochotę na galaretkę drobiową? A że placki na obiad? A pierniczki, że będziemy piec w sobotę?
No ok... blogerka. Więc będzie laba po blogowemu...
Wstaję o świcie ( ha, ha, ha, o świcie? Za oknem ciemna noc!) Zegar w kuchni wyświetla godzinę 5.45. Idealny czas, by się porozciągać w ciszy i spokoju- ostatnio z niedowierzaniem stwierdziłam, że niektóre ćwiczenia sprawiają mi trudność, więc koniec z odpoczywaniem po sezonie- trzeba się za siebie wziąć (choć kilka minut dziennie). Rozciągam więc mięśnie, a pies patrzy z dezaprobatą, po czym wraca do ciepłej, ciemnej i przytulnej sypialni.
No ok... blogerka. Więc będzie laba po blogowemu...
Wstaję o świcie ( ha, ha, ha, o świcie? Za oknem ciemna noc!) Zegar w kuchni wyświetla godzinę 5.45. Idealny czas, by się porozciągać w ciszy i spokoju- ostatnio z niedowierzaniem stwierdziłam, że niektóre ćwiczenia sprawiają mi trudność, więc koniec z odpoczywaniem po sezonie- trzeba się za siebie wziąć (choć kilka minut dziennie). Rozciągam więc mięśnie, a pies patrzy z dezaprobatą, po czym wraca do ciepłej, ciemnej i przytulnej sypialni.
poniedziałek, 21 listopada 2016
"Talenty" w Warszawie...
Znów byłam w drodze - tym razem moim celem była Warszawa. W ramach wycieczki ze szkoły, w której pracuję wybraliśmy się z uczniami na Targi Motoryzacyjne Warsaw Moto Show.
sobota, 19 listopada 2016
Cydrowy grzaniec na listopadowe dni
Mokro, ciemno, zimno... najchętniej zasunęłabym rolety i obudziła się wiosną. No, ale wiadomo, że tak się nie da. Dlatego szukam sposobów na osłodzenie sobie tych długich jesiennych wieczorów.
piątek, 18 listopada 2016
Z miłości do radości albo znowu kupiłam czekoladę!
Czekolada... słodycz, którą uwielbiam w każdej postaci ( no może prawie bo tej z chili nie lubię). Jeśli tylko pojawi się jakakolwiek promocja, wiadomo, że wrócę z torbą pełną czekoladowych cukierków albo 10 tabliczkami. Od pewnego czasu, a dokładnie od czasu gdy wróciły Tiki taki, Malaga i Kasztanki, zajadam się czekoladami firmy Wawel. Wcześniej też je kupowałam, podobnie jak ukochane Michałki, ale ekspansja pralin sprawiła, że Wawel stał się moim numerem jeden.
wtorek, 15 listopada 2016
Żyć pełnią życia...
Ze względu na pewne zawirowania osobiste mało mnie ostatnio było i cały ciężar prowadzenia bloga spadł na Mamę. Ale spokojnie, powoli wychodzę na prostą. Właściwie dość krętą prostą - jak w tytule wpisu - zaczynam żyć pełnią życia, w związku z czym do końca roku skończyły mi się już weekendy. Dziś będzie o tym ostatnim - długim weekendzie z 11 listopada, który spędziłam we Wrocławiu u Marzenki. Cóż, ze względu na specyfikę mojej pracy długi weekend mam co tydzień, więc wolny piątek nie był dla mnie niczym nadzwyczajnym. Ale weekend to weekend, a jak wiadomo - siedzenie w domu zabija. Wobec tego już od jakiegoś czasu zaplanowane było, że wsiadam w pociąg i przyjeżdżam. Plany na ten czas klarowały się powoli - pewne było spotkanie z Natalką i wieczorne wyjście do klubu. W międzyczasie znajomy zaproponował nietypowy teatr, a do kin wszedł "Doktor Strange" Marvela.
poniedziałek, 14 listopada 2016
Spotkanie autorskie w Leśnym Kurorcie
"Weekend z autorką" przeczytałam na barwnym plakacie udostępnionym na fanpejdżu "Leśnego Kurortu" w Gierczynie. Hm... pomyślałam... to może być ciekawa propozycja. Nieważne, że nazwisko autorki nic mi nie mówi. Skoro zaprasza, to można zajrzeć...
niedziela, 13 listopada 2016
Gdy budzi się listopadowy dzień w górach
W listopadzie trudno uchwycić słońce o wschodzie, zazwyczaj chowa się za mgłą lub ciężkimi od deszczu bądź śniegu chmurami. Gdy po przebudzeniu ujrzałam pierwszy nieśmiały poblask jutrzenki, wiedzialam, że muszę iść za górę powitać dzień.
piątek, 11 listopada 2016
W listopadowej mgle
W listopadzie będę pisać książki, gdy mgłowe duchy otulą dom, wcisną się szczelinami do wnętrza, zawirują w rozgrzanym powietrzu nad blachą kaflowego pieca. W białej ciszy słychać będzie ich szepty, podpowiedzi. Opowieść napisze się sama z gry cieni na białych ścianach, z chrobotów w zakamarkach, z ledwo słyszalnych szelestów. ..
piątek, 4 listopada 2016
Chleb słonecznikowy
Topinambur... ależ egzotyczna nazwa! Nim zorientowałam się, co kryje się za tym słowem, wyobrażałam sobie jakieś bardzo ciepłe i wilgotne miejsce, gdzie w dziczy rosną jadalne bulwy. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zamiast nieosiągalnej amazońskiej rośliny zobaczyłam... wysoki żółty wiecheć, który na dodatek porasta wszystkie nieużytki!
wtorek, 1 listopada 2016
Spacer w okolicach radlińskiego cmentarza
1 listopada... słońce wyjrzało na tyle wcześnie, że zdecydowaliśmy się na dłuższy spacer.
Będąc w okolicy postanowiliśmy obejrzeć radlińską tężnię. Może wydaje się to dziwne, ale w górniczym mieście wybudowano ... tężnię solankową. Pierwszą na Górnym Śląsku. Stoi ona na miejscu dawnego basenu. Z dzieciństwa pamiętam, jak spędzaliśmy czas kąpiąc się i plażując w tym miejscu. Potem całymi latami były to nieużytki, koszmarne miejsce,na które nikt nie miał pomysłu, tylko dzieci bawiły się tu budując bazy i biegając wśród drzew. Wreszcie ktoś wpadł na wydawałoby się totalnie nierealny pomysł z tężnią. I to był strzał w dziesiątkę.
Będąc w okolicy postanowiliśmy obejrzeć radlińską tężnię. Może wydaje się to dziwne, ale w górniczym mieście wybudowano ... tężnię solankową. Pierwszą na Górnym Śląsku. Stoi ona na miejscu dawnego basenu. Z dzieciństwa pamiętam, jak spędzaliśmy czas kąpiąc się i plażując w tym miejscu. Potem całymi latami były to nieużytki, koszmarne miejsce,na które nikt nie miał pomysłu, tylko dzieci bawiły się tu budując bazy i biegając wśród drzew. Wreszcie ktoś wpadł na wydawałoby się totalnie nierealny pomysł z tężnią. I to był strzał w dziesiątkę.