Ze względu na pewne zawirowania osobiste mało mnie ostatnio było i cały ciężar prowadzenia bloga spadł na Mamę. Ale spokojnie, powoli wychodzę na prostą. Właściwie dość krętą prostą - jak w tytule wpisu - zaczynam żyć pełnią życia, w związku z czym do końca roku skończyły mi się już weekendy. Dziś będzie o tym ostatnim - długim weekendzie z 11 listopada, który spędziłam we Wrocławiu u Marzenki. Cóż, ze względu na specyfikę mojej pracy długi weekend mam co tydzień, więc wolny piątek nie był dla mnie niczym nadzwyczajnym. Ale weekend to weekend, a jak wiadomo - siedzenie w domu zabija. Wobec tego już od jakiegoś czasu zaplanowane było, że wsiadam w pociąg i przyjeżdżam. Plany na ten czas klarowały się powoli - pewne było spotkanie z Natalką i wieczorne wyjście do klubu. W międzyczasie znajomy zaproponował nietypowy teatr, a do kin wszedł "Doktor Strange" Marvela.
Marzenka odebrała mnie z dworca we Wrocławiu późną nocą już w środę, poranek i przedpołudnie spędziłam leniwie w domu, w czasie gdy moja siostra się edukowała. Porozmawiałam z Maciejem, poczytałam "Harrego Pottera i przeklęte dziecko", popatrzyłam sobie w sufit. popołudnie spędziliśmy już we troje, a wczesnym wieczorem wyruszyłyśmy na spotkanie z Natalką. Rozmowa nad pizzą trwała i trwała. Zahaczyła o tematy poważne i bardziej błahe. I nie chciała się skończyć, więc niewiele brakowało, abyśmy zaczęły wzajemnie odprowadzać się przez pasy.
W piątek wybraliśmy się do kina. Film jest wizualnie ładny, zastanawiające są pewne gry z popkulturą i konwencją (zamierzone, czy przypadkowe?), przyjemne kino rozrywkowe - był dokładnie tym, czego można się spodziewać po kolejnych produkcjach z uniwersów Marvela. Wieczorem w odwiedziny przyszedł kolega Marzenki z uczelni. Nad kopiastym talerzem sushi (zrobionego przez moją utalentowaną siostrzyczkę) do późnej nocy prowadziliśmy rozmowy na szereg dziwnych tematów. Już wiem, czym jest punkt potrójny wody i w jaki sposób wg teorii można go osiągnąć. Jak podsumował spotkanie Maciej "Tak się baluje z Polibudą".


Odpoczęłam. Mimo że wróciłam w poniedziałek zmęczona, niedospana, ale z masą miłych wspomnień.
Przede mną szereg kolejnych wyjazdów. Dwie stolice Polski - obecna i historyczna, wizyta u rodziny na Śląsku (tam też już daaaawno mnie nie było), święta w górach, Bydgoszcz - kolejne miasto, którego jeszcze nie widziałam. Staram się nadrobić stracony czas. I nareszcie żyć pełnią życia...
Zdjęcia do wpisu wykonał Krzysztof swoim Ajfonem ;)
Zdjęcia do wpisu wykonał Krzysztof swoim Ajfonem ;)
Mało zrozumiałem z tekstu, jako że nie znam kontekstów, ale jedno miejsce, parę Twoich słów, bardzo mi się spodobało: to o popatrzeniu sobie w sufit. Tak, czasami tego nam trzeba. To nam pomaga :-)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że masz szansę wyjść na prostą. Cokolwiek się nie działo to z wpisu wynika że jest coraz lepiej. Najważniejsze to mieć w kimś wsparcie. Tylko warto także uważać i zwrócić swą uwagę ku temu, że niektóre osoby będą się starały wykorzystać sytuację w której się znajdujesz, ale głowa go gory i idx smiało przed siebie.
OdpowiedzUsuń