Zima odsłania ścieżki, których
latem nie dostrzegamy. Pozwala wędrować miejscami niedostępnymi w
innych porach. Na spacer wybrałam się w porze, która wcale
spacerom nie sprzyjała- dął silny zimny wiatr, zacinając drobnym
równie zimnym deszczem. Miałam jednak dosyć siedzenia w domu. Ileż
można przyglądać się światu przez niewielkie okna Domku pod
Orzechem, wiedząc, że wyżej panorama jest rozleglejsza, a poczucie
wolności pełniejsze.
Pies z radością przyjął zaproszenie
do wędrówki, choć powątpiewałam, czy będzie zadowolony, gdy
uświadomi sobie, jaką trasę wybrałam. Gnało mnie w górę, do
niczym nieograniczonej przestrzeni, postanowiłam więc wejść na
Dłużec, bo stamtąd widać pasmo Wysokiego Kamienia. Tak mi się
przynajmniej wydawało.
Planowałam wejść z „górnego
asfaltu” na Pięć Dróg, okazało się jednak, że droga na
przełaj, która latem zazwyczaj jest podmokła i zarośnięta gęstą
trawą oraz sitowiem, teraz jawi się jako suchy trakt prowadzący
prosto w górę. Pięłam się zatem prosto na szczytową Tytoniową
Ścieżkę. Po obu stronach rosły na przemian zielone dorodne
świerki i bezigłe modrzewie. Tam , gdzie las był modrzewiowy,
poszycie przybierało idealnie rudą barwę, tylko czasami upstrzona
zielonymi wyspami mchów. Im bliżej byłam grzbietu, tym częściej
pojawiały się niewielkie śnieżne poletka, a płynący bokiem ciek
połyskiwał cieniutka taflą lodu.
Tytoniową Ścieżkę znów rozjechały
ciężkie traktory do zrywki drewna. W głębokich koleinach stała
zamarznięta woda, środek pokryty był błotem. Na szczęście
temperatura na tej wysokości oscylowała w granicach zera i błoto
było zmarznięte. Dzięki temu mogłam kontynuować spacer.
Było to jednak smutne wędrowanie.
Tytoniowa Ścieżka przez lata należała do najbardziej malowniczych
izerskich duktów. To tu kręcono zapierające dech w piersiach sceny
z „Wiedźmina”.
Teraz, gołe niegdyś, zbocza Dłużca
zarosły świerkowym lasem, który uniemożliwia podziwianie widoków,
a rozjeżdżony kamienny dukt nie sprzyja wędrówkom. Dodatkowo
wyjątkowo ponury dzień z mgłą ograniczał widoczność tam, gdzie
pomiędzy drzewami można by cokolwiek dostrzec.
Plusem wędrówki był całkowity brak
wiatru! Nastawiłam się raczej na walkę z podmuchami wichury, a tu
było zupełnie cicho.
Na samym szczycie Dłużca leżało
trochę śniegu- wystarczająco, by ganiający w te i we wte pies,
wytarzał się radośnie.
A potem zaczęliśmy schodzić. Nie
chciałam dalej iść szczytowym duktem, gdyż za bardzo oddaliłabym
się od domu i pies mógłby się zbuntować. Ruszyliśmy więc ledwo
widoczną przecinka stromo w dół. Psu ta trasa wyjątkowo się
podobała. Biegł przede mną i nie zamierzał skręcić w lewo na
asfalt, gdy do niego doszliśmy. Zamiast tego pobiegł dalej
trawiastą ścieżką. Zrezygnowana podążyłam jego śladem.
Zatrzymał się dopiero na niewielkiej polanie, obok paśnika, bo …
dalej nie było już drogi w dół!
Stał w wyczekującej pozie i zdawał
się mówić:
- No czemu się tak grzebiesz? Ja
już tu na ciebie czekam! Dokąd teraz idziemy?
- W lewo. Koki, idziemy w lewo!
- A dlaczego, dlaczego? Nie możemy
w bok? Przez łąkę, po błocie? Zobacz jakie ładne błoto!
- W lewo! Do domu idziemy!
- No dobra... jak musimy... ale ja
pójdę strumieniem! Tak ładnie chlapie!
Nim się spostrzegliśmy mijaliśmy
szkółkę leśną i znaleźliśmy się na drodze do domu.
Pies znów wyrwał się do przodu.
Teraz gnał już wiedziony instynktem. Ledwo udało mi się go
przekonać, by skręcił jeszcze raz, bo nie chciałam iść asfaltem
koło pałacyku (może czuł, że jego pan poszedł w odwiedziny i
siedzi teraz u sąsiadów?)
Gdy wyszliśmy z lasu, od razu
poczuliśmy znów silne podmuchy, które teraz pchały nas prosto do
chatki.
Niestety gospodarka leśna potrafi zniszczyć piękne miejsca :(
OdpowiedzUsuńMasz rację, tylko czy takie bezmyślne działanie można nazwać gospodarką? To raczej rabunek połączony z dewastacją środowiska.
UsuńDobry wieczór, Anno.
OdpowiedzUsuńDokładnie takie same dróżki – rozjechane wielkimi kołami lub gąsienicami – widziałem niedawno w Górach Kaczawskich. Okropne bywa to podporządkowanie wszystkiego zyskowi.
Natomiast pogodę odebrałem jako… normalną :-) Wszak chodzę późną jesienią i zimą.
No właśnie, dla Ciebie to normalna pogoda i pewnie gdyby nie towarzyszyła mi tu w Domku pod Orzechem Twoja książka, nie zdecydowałabym się wyjść w ten deszcz w góry. Ale skoro Ty możesz, to i ja mogę.
UsuńW Izerach często niszczone są piękne miejsca, jakoś nie docenia się walorów tych gór i postrzega je tylko w kategoriach pozyskiwania drewna. Ludzie maja krótką pamięć, nie przypominają już sobie bezleśnej pustyni, jaką były Góry Izerskie 30 lat temu.
Aniu, w styczniu tego roku byłem w Górach Stołowych, w miejscu odwiedzonym po kilkuletniej przerwie. Pamiętałem ładny las świerkowy, zobaczyłem nagie kikuty. Nie tylko dawniej przemysł niszczył górskie lasy, chociaż teraz rzadziej – w tym postęp.
UsuńSkoro ja mogę, to i Ty? Uśmiechnąłem się przeczytawszy te słowa, bo wyobraziłem sobie Annę unoszoną przez wiatr :-)
Przyznasz chyba, że po powrocie z wycieczki w paskudną pogodę odczuwa się większą satysfakcję.
Tytoniową Ścieżką, podobnie jak Tabaczną Ścieżką w Karkonoszach, chyba przed laty przemycano wyroby akcyzowe.
OdpowiedzUsuńJanie, właśnie tak. To był szlak przemytniczy.
OdpowiedzUsuńKrzysztofie, jasne, że większą, chociaż żal tych pejzaży, co się ich nie widziało...