piątek, 20 stycznia 2017

O moich Babciach i Dziadkach

W przeddzień Babci i Dziadka wybrałam się w nostalgiczną podróż w świat czarno-białych fotografii i wspomnień o dziadkach...



Babcia Kasia urodziła się, gdy kobiety nosiły jeszcze długie suknie a panicze na szlachetnych koniach przejeżdżali po brukowanych uliczkach prowincjonalnego miasteczka.
W młodości z babci musiało być niezłe ziółko , o czym przekonywałam się, gdy w długie jesienne wieczory siadałyśmy wokół kuchennego stołu, a babcia bajała swoje opowieści. W jej wspomnieniach ludowość mieszała się z mieszczaństwem, obok opisu hucznego odpustu w parafii pojawiało się pasanie krów i mycie ich w rzece, by były najczystszymi krowami w okolicy. Obok igraszek z koleżankami w kościelnej dzwonnicy, historie o utopcach, południcach i strzygach. Obok duchów pierwszej wojny rzeczowe opowieści, o tym, co było tabu.


W babcinym świecie dewocyjna wręcz religijność, nastawiona na obrzędową stronę wiary mieszała się z prastarymi pogańskimi wierzeniami i co ciekawe, w tym babcinym świecie one zgodnie żyły, bo oto Południca karała każdego, kto w południe pracował zamiast odmawiać „Anioł Pański”!
Gdzieś w połowie lat trzydziestych o rękę babci poprosił dziadek Rudolf i został przyjęty, choć niewiele brakowało, aby do ślubu nie doszło, gdy w czasie zapowiedzi wydało się, że dziadek… jest od babci o miesiąc młodszy. Nie rozmyśliła się jednak i za swoim mężem ruszyła do innego śląskiego, górniczego miasteczka. 1937 r. na świat przyszła moja chrzestna, a dziesięć lat później mama. Tym drugim narodzinom ponoć towarzyszyły dramatyczne chwile, które nieraz potem sobie babcia wyrzucała, ponieważ jednak mnie tam nie było, nie będę powtarzała plotek.

Dziadek Rudolf budował śląskie domy, należał do Rady Parafialnej. Był człowiekiem poważanym i dobrym. W mojej pamięci zachował się jako doskonały rysownik o ogromnym poczuciu humoru- to spod jego pióra wyszedł kogut z kredkami zamiast piór. Nie dopisywało mu jednak zdrowie i zmarł miesiąc po narodzinach mojej młodszej siostry. Babcia nie miała zbyt wiele czasu na żałobę, bo rok później rozchorowała się mama, więc na babcię spadł obowiązek opieki nad nami. Była moją opiekunką przez 10 lat. Od momentu śmierci mamy, która nas- mnie i siostrę jej opiece poleciła , do chwili, gdy dorosłam i wyruszyłam szukać szczęścia w świecie.
Wychowywała nas tak, jak umiała najlepiej- ścierką do naczyń lub podłogi nieraz dostałyśmy po łapach lub gdziekolwiek, bo babcia nie patrzyła , gdzie bije. Nie do pomyślenia było usiąść w ciągu dnia, bo to znaczyło, że się nie ma nic do roboty, a przecież robota zawsze się znajdzie.Gdy więc chciało się odpocząć to albo należało się gdzieś głęboko schować, albo stać. Pod żadnym pozorem nie siadać.
W szkole należało być najlepszym, bo mama ponoć była (trochę to było zmitologizowane, jak się później okazało). Babcia nie tolerowała innych ocen niż piątki . No więc te piątki przynosiłam.
Babcia nauczyła mnie wielu pożytecznych rzeczy- szycia i cerowania, haftowania i sprzątania. Mycia wielkich okien i szorowania podłóg.Gotowania. Chociaż z gotowaniem to różnie bywało, bo babci zdarzało się zapomnieć o obowiązkach i w czasie wakacji musiałam nauczyć się gotować zupę,byśmy z siostrą miały co jeść. Babcia po prostu wychodziła do sklepu lub do kościoła i wracała po 4-5 godzinach, bo się z „babą na rogu zagodała”.
Dzieciństwo z babcią Kasią nie było sielanką, ale wykształciło we mnie cechy, które nieraz mi się w życiu przydały.
Babci należy się ogromny szacunek i podziw, że będąc w wieku, gdy powinno się odpoczywać wychowywała dwie dziewczynki i zrobiła to tak, jak umiała.
Dożyła prawie 90 lat. Doczekała się prawnuczki i dwóch prawnuków. Zmarła nim urodziła się moja Najmłodsza.

Babcia Trudka przyszła na świat w rodzinie, gdzie mówiło się po niemiecku. Do końca był to jej język pierwszy - w nim czytała książki i czasem rozmawiała ze swoją córką -Ciocią Basią. Rzadko o swojej młodości opowiadała, wolała podzielić się wrażeniami z przeczytanych książek. Jej życie poznawałam raczej ze zdjęć, na których widać radosną młodą kobietę i jej zadowolonego męża- Dziadka Alfreda. Małżeńskie szczęście Babci nie trwało długo- śmierć zabrała go, gdy mój Tato był nastolatkiem. Na jej barkach spoczął obowiązek utrzymania rodziny i wychowania dorastającego syna- Ciocia Basia była już wtedy samodzielna.


Wśród moich wspomnień najważniejsze są te z Domku pod Orzechem, gdzie spędzałyśmy z Babcią i kuzynką letnie miesiące. Chodziłyśmy wspólnie na spacery po górach- Babcia kochała góry - w rodzinnym albumie sporo jest pamiątek z jej młodzieńczych wypraw w Tatry.
W odróżnieniu od Babci Kasi, która pozostała ruchliwa i aktywna do końca życia, Babcia Trudna w pewnym momencie zasiadła w wielkim wiklinowym fotelu i... tak już pozostała. Siedząc w nim czytała ulubionych niemieckich romantyków Goethego i Schillera i robiła skarpety na drutach. Taką ją też zapamiętałam.


Zmarła, gdy byłam na pierwszym roku studiów.

6 komentarzy:

  1. Z przyjemnością i z zaciekawieniem przeczytałem Twoje wspomnienia, Anno.
    Faktycznie, z babci Kasi niezłe było ziółko, na dokładkę bardzo gadatliwe. Więc Domek macie po babci Trudce, jak zrozumiałem. Ty zapewne też zamiłowanie do gór i włóczęg :-)
    Ścierkę w babcinych rękach i ja miałem okazję poznać.
    Czy babcia Trudka miała się za Polkę, Niemkę, a może Ślązaczkę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamiłowanie do wędrówek pewnie mam po babci Trudce i Dziadku Alfredzie. Domek został kupiony przez mojego tatę w 1971 r. od "starej Gorelikowej" i już od następnego co roku "wywożono" nas na letnisko do Gierczyna. Babcia czuła się pewnie najpierw Ślązaczką tak samo jak Dziadek, który po polskiej stronie w III Powstaniu Śląskim uczestniczył. W domu kultywowało się polskie tradycje- siostry Dziadka były polonistkami, a i mój Tato od polonistyki rozpoczynał studia (ale skończył ekonomię).

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miłe wspomnienia. Niestety, ja nie znałem moich babć i dziadków.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak czytam, studiując polonistykę, kontynuowałaś rodzinne tradycje. Gdybym ja miał brać je pod uwagę, powinienem być rolnikiem, jak ojciec matki, lub kolejarzem, jak drugi dziadek. Tyle że na Lubelszczyźnie nie było tego śląskiego zagmatwania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, mój wybór, ale tradycja podtrzymana. Kolejne pokolenie też przecież po polonistyce. 4 pokolenia nauczycieli 😄

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie, przecież Chuda uczy!
    Jest coś fajnego w takiej tradycji, w tym trwaniu zawodów z pokolenia na pokolenie, ale nie bardzo potrafię to coś dokładniej nazwać.
    Wróciłem z gór. Śniegu 30 cm i słońce. Dałem sobie w kość, Aniu.

    OdpowiedzUsuń