wtorek, 21 lutego 2017

Roladki z suszonymi śliwkami

Kiedyś niebieska kuchnia zwana była kuchnią letnią, gdyż tylko latem dało się w niej pracować. Zimą skutecznie zastępowała lodówkę i spiżarnię. Odkąd mamy w Domku pod Orzechem CO, kuchnię można użytkować cały rok, z czego tej zimy często korzystałam. Lubię to miejsce, gdyż sama je zaprojektowałam i urządziłam, wykorzystując meble z odzysku, podarowane mi przez sąsiadów. W przyszłości trochę się tu zmieni, ale nadal będzie to kuchnia niebieska.

Zaprosiłam Was tutaj, żeby opowiedzieć o roladkach schabowych, którymi uraczyłam moich niezwykłych  gości- Krzysia i Janka  w niedzielne popołudnie. Wiecie, jeśli spotyka się kogoś rzadko, chce się, aby wszystko było jak najlepiej, a moi blogowi koledzy cały dzień łazili po okolicznych szczytach, więc należało ich odpowiednio nakarmić. 
W sobotę, gierczyńskim zwyczajem, pojechaliśmy na targowisko i na zakupy. Targowisko było niewielkie ze względu na koszmarną pogodę, a ze względu na tłok przy biedronce zakupy zrobiłam w EKO. Informacja o tyle istotna, że dotyczy zakupu schabu na roladki.
Planowałam wykorzystać krojony schab z biedronki- plastry są małe i łatwo się je rozbija. Zamiast niego stałam się właścicielką wielgachnych kotletów- poprosiłam o 6 cienkich plastrów, ale potem dodałam jeszcze jeden, mrucząc pod nosem, że „chłopcy będą głodni, a ja też coś muszę jeść”. Ekspedientka tak przejęła się tym, że mogłoby dla mnie zabraknąć, iż z radością wręczyła mi pokrojony schab ze słowami- wystarczy dla wszystkich. Ta... w domu okazało się, że mam ponad kilogram schabu w 7 plastrach. Możecie sobie zatem owe plastry wyobrazić.
Kotlety porozbijałam tłuczkiem i przecięłam na pół, tak że zamiast 7 rolad miałam 14 roladek.
Samo danie było bardzo proste:


Produkty:
1 kg schabu w plastrach
garść suszonych śliwek i jabłek
sól
pieprz
musztarda
2 łyżki oleju
100 ml czerwonego wytrawnego wina.
100 ml kwaśnej śmietany
Wykonanie:
Schab rozbijamy i dzielimy na podłużne pasy ( z jednego kotleta powstaną 2 roladki). Każdy plaster smarujemy musztardą, sypiemy przyprawami. Na plasterku układamy 2-3 suszone śliwki i kawałek jabłka, zawijamy i związujemy nitką. Jeśli przyjrzeliście się fotce, zauważyliście, że nici były zielone, bo tylko takie znalazłam. Miałam jednak więcej szczęścia niż Bridget Jones. Pamiętacie scenę, gdy gotuje zupę i wrzuca do niej włoszczyznę zawiniętą w niebieskie nici? Uwielbiam ją! Moje nici nie farbowały, więc i potrawa żadnych podejrzanych barw nie dostała.
Roladki układamy w rondlu z rozgrzanym olejem i podsmażamy z każdej strony. Następnie zalewamy czerwonym winem, wrzucamy kilka śliwek suszonych i dusimy ok. godziny na małym ogniu (jeśli trzeba podlewamy odrobinę wodą lub bulionem). Na koniec sos zabielamy śmietanką i gotowe.
Dzięki pani ekspedientce z EKO roladkami poczęstowałam nie tylko moich niedzielnych gości, ale i Gui, która przyjechała dzień później, też się nimi delektowała i to poniedziałkowy obiad jest na zdjęciu (jako jarzyna posłużyła nam kiszona marchewka sprezentowana przez Inkwi).



12 komentarzy:

  1. Aniu, ja byłem zmachany, że ojjooj! Wejście na Blizbor po śniegu, w którym zapadałem się na pół łydki, dało mi do wiwatu. W domu prześledziłem trasę naszej wędrówki i zdziwiłem się. My na Blizbor wchodziliśmy po jego bardzo stromym zboczu.

    Roladki były wyborne, a deser smakował - mniam, mniam!
    Teraz wiem co mnie tak oszołomiło, że nieraz zapominałem języka w gębie.
    W roladkach było wino!!!

    A malunki na mebelkach przywiodły mi na myśl Zalipie - wieś w kwiaty malowaną.

    Cieszę się Aniu ze spotkania z Tobą, Ślubnym i Kokim. Jesteście wspaniali.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak zachwalany przepis należy wykorzystać ,będzie to nasze niedzielne danie,mam nadzieję,ze też bezie tak apetyczne ,jak u Ciebie.A niebieska kuchnia mnie zauroczyła,taka bardzo ciepła...mimo zimnych kolorów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo sympatyczna kuchnia, z delikatnym akcentem roślinnym; zaciekawiła mnie kiszona marchew, myślisz, Aniu, że należy ją tak potraktować, jak np. ogórki? jaka to przyjemność zejść z gór na ciepły posiłek u serdecznych ludzi, będę zaglądać do Jana i Krzysztofa po relację z tej wędrówki:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajna ta kuchnia i przepis tez... A wiesz co? Jutro skorzystam z przepisu bo mam akurat plastry schabu do skończenia, dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Janie, Blizbor nie ma łagodnych zboczy :) Każde pod koniec jest strome i daje do wiwatu. Najbardziej chyba to skaliste południowo-zachodnie.
    No pewnie, że to sekretny dodatek wielu moich potrwa mięsnych, czyli wino sprawił, że Cię oszołomiło! Podoba mi się Twoje porównanie do Zalipia. Bardzo zależało mi, aby te zwykłe, wręcz brzydkie szafki nabrały indywidualnego charakteru. Zarówno te w pokoju jak i w kuchni.
    Baju, początkowo miała to być kuchnia w stylu prowansalskim, ale potem wyszła w ... gierczyńskim. Gdy Ślubny zamurował prawie całe okno, żeby nie wchodzili nim złodzieje, ja namalowałam sobie brzozy we wnęce.
    Mario, o przepis na kiszona marchew muszę zapytać Inkwi- smakuje rewelacyjnie! I też czekam na wrażenia Jana i Krzysztofa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba widziałem scenkę z kolorową zupą. Była niebieska, prawda? Ta filmowa dziewczyna bardzo mi się podobała.
    Anno, uświadomiłaś mi, że zachowałem się jak typowy facet: zjadłem i nie pochwaliłem. Przepraszam. Tłumaczę się zaaferowaniem i swoją kanciastością towarzyską. Prawdę mówiąc większą uwagę zwróciłem na ziemniaki. Były inne, chociaż trudno mi sprecyzować smakowe wrażenie… jakby więcej ziemniaczanego smaku w nich było niż jest zwykle.
    A o deserze napisałem u siebie! :-)
    Anno, pierwszy raz zdrobniłaś moje imię. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoja kuchnia, Aniu, jest w stylu niepowtarzalnym ;) Te malunki są takie autentyczne i rozczulające ;) Widzę, że nie dojedziesz już do nas, pogoda jest odstręczająca.
    Kiszonej marchwi nie robi się podobnie do ogórków. Przynajmniej w tej odsłonie ;) Do poszatkowanej marchewki dodałam trochę imbiru i czosnku, zasypałam solą i mocno ubiłam. Jeśli nie puści wystarczająco dużo soku, należy dodać wody, tak aby była zakryta. Kilka dni powina się macerować w ciepły, a potem trzeba ją wynieść do chłodu.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, Inkwizycjo- aby do Was dotrzeć musiałabym mieć chyba lotnię a nie rower (choć obawiam się że lotnią odleciałabym aż na Wybrzeże przy tej wichurze) . Nic to, Wielkanoc niedaleko! Dzięki za przepis na marchewkę, bo smak ma obłędny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Krzysiu (widzę, że odpowiada Ci ta forma) nie musiałeś chwalić, bo było widać, że Ci smakuje :) Tak, ziemniaki były bardzo wyraziste, nawet następnego dnia, lekko podsmażone były pyszne, a zupa w filmie była faktycznie niebieska.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na marchewkę zwróciłem uwagę; jej ułożone w gniazdko pasemka wyglądają ładnie i apetycznie. Nigdy nie próbowałem kiszonej, a wierzę, że smakowałaby.
    Janek dostał w kość przeze mnie, za szybko szedłem pod górę. Zapomniałem, że tak właśnie reaguję, gdy nie jestem pewny drogi. No, ale byliśmy na Górze św…, na Górze Anny :-)
    Ten film oglądałem przypadkowo, akurat będąc w domu, a pilot trzymała żona. Spodobała mi się gra aktorska tej dziewczyny i jej reagowanie na samotność w pustym mieszkaniu.
    Tak, lubię zdrobnienia swojego imienia.
    Ach, podsmażane ziemniaki! Pychotka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nianiu, moje roladki w Twojej francuskiej kuchni! Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo lubię dodawać suszone śliwki do mięsa :)

    OdpowiedzUsuń